czwartek, 31 stycznia 2013

Związki partnerskie

Szczerze mówiąc męczy mnie ta cała histeria. Jednak jakość argumentów, jakie w tej sprawie czytam, przyprawia mnie o szczękościsk, toteż nie mogę nie napisać tej notki.

Właściwie jedyną mądrą wypowiedź w całej tej sprawie przeczytałem jest tutaj: Liberte w dodatku... nie zgadzam się z nią. Ale, po kolei.

Nie rozumiem, dlaczego nigdzie nie zostało to wprost wytłumaczone. Albo wszyscy posługują się jakimś gigantycznym skrótem myślowym, albo nikt tak naprawdę nie wie, o co chodzi. Otóż związki partnerskie w żaden sposób nie zagrażają przecież już istniejącym małżeństwom. Ani, tak naprawdę, tym wierzącym ludziom, dla których ślub kościelny jest najważniejszy (z takich, czy innych powodów). One grożą może faktycznie tym, że w przyszłości więcej młodych ludzi będzie wolało zaangażować się połowicznie i na próbę. Już teraz niektóre młode pary tak robią, mieszkając ze sobą przed, lub w ogóle bez ślubu. Owszem, gdyby takie rozwiązanie dla nich wprowadzić, część może poszłaby te pół kroku do przodu zamiast zrobić cały. Trudno powiedzieć, ile statystycznie by to wypadło. Ale takie zagrożenie rzeczywiście istnieje, bez względu na to, jak naukowo i prawniczo będziemy analizować naszą konstytucję.

Nie jest to wprawdzie jedyny powód, dla którego osobiście jestem przeciwny związkom partnerskim dla par heteroseksualnych, ale ten argument do mnie trafia. Poza tym, uważam, że instytucja związków partnerskich jest zwyczajnie redundancyjna wobec małżenstwa. Zupełnie inaczej sprawa wygląda wobec związków partnerskich dla par homoseksualnych i tutaj właśnie ilość wypowiadanych bzdur doprowadza mnie do rozpaczy.

Przede wszystkim, homoseksualizm nie jest zaraźliwy. Nie istnieje coś takiego, jak "propaganda homoseksualna" bo nikt nie jest w stanie zmienić swojej orientacji seksualnej. Zresztą ani w jedną, ani w drugą stronę. Nie jest to również żadna "moda" bo homoseksualizm jest równie stary jak ludzkość, a być może nawet starszy, jeśli uświadomić sobie, że najpierw Pan Bóg stworzył zwierzęta. Wśród populacji ludzkiej, jak kiedyś pisałem, jest to odsetek ok. 5-7% i jak nie zmieniło się to przez ostatnie 2 miliony lat, tak nie ma powodu nagle zmieniać się teraz.

Ktoś wypowiedział się, że "homoseksualizm nie może być genetyczny, ponieważ dwoje heteroseksualnych ludzi nie mogłoby spłodzić homoseksualisty." Ten ktoś nie ma pojęcia o czym mówi. Gdyby tak było, to nie istniałby na ten przykład zespół Downa, czy choćby hemofilia. Genetyczny nie równa się dziedziczny - to zupełnie różne pojęcia. Zresztą nie znamy tak naprawdę genezy homoseksualizmu. Wiemy, że ludzie rodzą się z określonymi skłonnościami i tyle. Wprawdzie czytałem kiedyś, że naukowcy odkryli gen odpowiedzialny za zachowania homoseksualne u myszy, ale od tego droga do poznania dokładnego źródła tego zjawiska jest jeszcze daleka.

"Jeśli dopuścimy małżeństwa homoseksualne, to kobiety nie będą mieć partnerów i przestaną rodzić dzieci." Nie będę się bawił w semantykę analizując różnice pomiędzy związkiem a małżeństwem. Ale... litości! Po pierwsze, homoseksualizm występuje zarówno u kobiet jak i u mężczyzn, zatem przypuszczenie, że nagle ktoś zostanie "bez pary" jest śmieszne. Po drugie, żadna regulacja prawna ani też jej brak nie sprawi, że ktoś o skłonnościach homoseksualnych nagle założy rodzinę i spłodzi potomstwo. Owszem, tak się zdarza jeszcze i dzisiaj pod presją otoczenia, ale tę presję właśnie należałoby przemyśleć bo nie są to szczęśliwe, ani zdrowe rodziny.

"Homoseksualizm jest grzechem przeciwko prawu naturalnemu." Też nie będę się bawił w teologa i analizował Pisma Św. pod kątem homoseksualizmu bo takich opracowań i to naukowych można znaleźć wiele. Chciałbym tylko przypomnieć, że jeszcze w latach 60-tych ubiegłego wieku m. in. Kościół Katolicki używał tego argumentu przeciwko małżeństwom międzyrasowym.

Nie rozumiem też, dlaczego w to wszystko zaplątany został transseksualizm, który jest zupełnie odmiennym zjawiskiem. Chyba przez skandaliczne wypowiedzi pewnej pani poseł... Cóż, to jeszcze jedna wielka bzdura. Transseksualiści są zapewne w takim samym stopniu zainteresowani związkami partnerskimi, jak cała reszta społeczeństwa. Może poza tym, że bywają na ogół bardziej wrażliwi na ludzkie losy. Ale wybór ślub czy związek podejmować będą tak samo jak inni i wśród nich też bywają osobniki homoseksualne, pewnie w podobnym odsetku, co gdzie indziej. Ale o tym może innym razem.

Reasumując: nie widzę powodu, dla którego potrzebne byłyby związki "na pół kociej łapy" dla par heteroseksualnych, natomiast w przypadku homoseksualistów, nikomu ani niczemu takie rozwiązanie nie zagraża, może natomiast dać wiele radości wielu ludziom.

Czytałem jakiś czas temu wywiad z panem Cejrowskim, który na pytanie dziennikarza odpowiedział, że inny i wyobcowany to on się czuje w Polsce i w ogóle w Europie. Tzw "prymitywni tubylcy" na inność reagują przyjaznym zainteresowaniem i akceptacją, tzw "cywilizowani ludzie" na ogół strachem i obrzydzeniem.

Na koniec dodam tylko oczywistą uwagę: jeśli Cię, mój miły czytelniku, brzydzi homoseksualizm, to go nie uprawiaj. Nie ma takiego wymogu. I to by było na tyle.

12 komentarzy:

  1. Zastanawia mnie po pierwsze, co takiego wstrzymuje ludzi przed małżeństwem, choćby cywilnym, bo przecież nie ma obowiązku zawieania ślubu kościelnego, prawda? Mówi się, że kwestia finansowa. Wg mnie to bzdura, bo kwestia dotyczy nie ślubu, ale wystawienia przyjęcia, zaproszenia rodziny i gości. Z tym jest problem, a nie z pójściem do urzędu. Nie wiem, nie jestem żonaty, więc nie wiem jeszcze na czym polega ślub cywilny. Może składa się nań jeszcze wiele innych przykrych spraw, których tak bardzo zwolennicy związków partnerskich chcą uniknąć? Jeśli tak, to musi być naprawdę trudne i bolesne.
    Po drugie, związki partnerskie również musiałyby być jakoś regulowane, usankcjonowane. Bo skąd ktoś (np. urząd) miałby wiedzieć, że jestem w związku z daną osobą? Na słowo? Nie wydaje mi się. Potrzebny byłby dokument. A przecież szybko wyglądałoby to tak samo jak akt zawarcia małżeństwa (albo przynajmniej jego karykatura). To są dwie wątpliwości, co do których nie mogę jeszcze znaleźć wyjaśnienia. Ani politycy, ani media nie odpowiedzą mi na nie, wiem to, dlatego muszę drążyć samemu. Zapewne sprawa wygląda tak, że w przypadku związków w grę wchodzi część praw i obowiązków (sic!), podczas gdy w małżeństwie cały inwentarz. Wkrótce pojawią się inne formy związków, ich warianty i modyfikacje, włączające pewne prawa, wyłączające pewne obowiązki i tak dalej. I zrodzi się makabreska, której powoli jesteśmy świadkami. Jeszcze dojdzie do tego, że przy zawieraniu związku partnerskiego będzie można sobie wybrać prawa i obowiązki, z których chcemy skorzystać. Urzędy będą przedstawiały swoje oferty, a my będziemy zwykłymi usługobiorcami. Boję się, że doprowadzi to nieprzyjemnych konsekwencji. Dziś jeden palec, jutro cała ręka.

    Boli mnie za to jeszcze, że przy okazji rozmów na temat związków partnerskich, mówi się przez pryzmat związków homoseksualnych czy jakichkolwiek innych (jeśli istnieją). Przez co debata publiczna cierpi, bo zwolenicy mówią swoje, zaś przeciwnicy, że nie pozwolą na małżeństwa (sic!) czy związki homoseksualistów. Jak słusznie zauważyłeś, myli się wiele pojęć, chociażby sztandarowe wypaczenie pojęcia małżeństwa właśnie. Jak widać, ani ustawodawcy, ani debatujący politycy, czy nawet zwykli ludzie, który mówią podobnie, nie zdają sobie sprawy, jakie bzdury plotą. I w takiej atmosferze ustanawia się polskie prawo oraz prowadzi społeczną przemianę.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, różne są sytuacje w życiu. O małżeństwie myśli się stereotypowo, że para dwudziestolatków itd, to i faktycznie wesele wydaje się największym problemem finansowym. Ale dam Ci inny przykład: facet jest samozatrudniony, tj. odlicza VAT od pewnych zakupów, ale nie ma żadnych ulg (internetowa, budowlana, na dzieci, itd) i nie może się rozliczać wspólnie z żoną ani dzieckiem. Gdyby miał ożenić się z kobietą po rozwodzie samotnie wychowującą dziecko, to raz, że ona traci alimenty na dziecko a dwa, traci prawo do rozliczania się z dzieciakiem.

      To tylko jeden przykład jaki znam, który pokazuje, że małżeństwo nie zawsze finansowo się opłaca. Przypuszczam, że takich sytuacji jest znacznie więcej i pewnie bardziej skomplikowanych. Ale tego akurat problemu związki partnerskie też raczej nie rozwiązują. A gdyby rozwiązywały, to i otwarłoby się też pole do nadużyć.

      To wszystko są bardzo skomplikowane sprawy i złości mnie niepomiernie prymitywność tej debaty. Zatem przynajmniej w tym się zgadzamy :)

      Usuń
    2. Zgadza się, są różne sytuacje życiowe. I z całą pewnością bardzo trudne i skomplikowane, niejednoznaczne i niewygodne. W takich niełatwo o wybór, trudno o rozwiązanie, więc nie chcę osądzać ludzi, którzy w takich sytuacjach się znaleźli.
      Jednak kiedy dąży się do uprawomocnienia związków partnerskich, przy zachowaniu statusu quo, który opisujesz, to wygląda to jak sprawa "zjeść ciastko i mieć ciastko". Niestety, ale powinno być albo jedno albo drugie. Jeśli ktoś decyduje się na pewne przywileje, o których wspominasz, to czemu - w odróżnieniu do małżeństw - ma ich nie tracić, zyskując inne przywileje? Tutaj powstaje kolejna moja wątpliwość. Przyznam, że muszę to przemyśleć, bowiem nie chcę zbyt pochopnie sprawy roztrząsać. W artykule, który przywołałeś, była mowa o tym, że w sytuacji, kiedy dając innym, nie zabiera się innym, to wszystko w porządku. Co jednak, kiedy jednym się daje więcej niż innym, którzy starają się wiązać koniec z końcem? Troszkę się to kłóci, w moim przekonaniu. Sądzę ponadto, że problem leży zupełnie gdzieś indziej, lecz tam już nie chce się go naprawiać.

      Za to masz zupełną rację, pisząc, że doszłoby do nadużyć. Bardzo dobrze, że zwracasz na to uwagę. Bo kto wie, jeszcze doszłoby do tego, że bardziej opłacałoby się rozwieść i zawrzeć związek partnerski, niż tkwić w nieopłacalnym (sic!) małżeństwie. Zdaję sobie sprawę, że to hipotetyczne sytuacje oraz dość skrajne.

      I rzeczywiście, życie nie jest takie proste, by dałoby się je regulować jednoznacznymi przepisami, dlatego też - w moim odczuciu - prawo nigdy nie będzie stało w porządku ze społecznym zapotrzebowaniem. Przynajmniej nie teraz, kiedy zmiany obyczajowe są coraz wyraźniejsze.

      A tak już na marginesie, w debacie publicznej na ważne tematy, występują zazwyczaj politycy niepoważni i bardzo barwni, to czysta kpina z ludzi, którzy chcieliby wzamian za obraźliwe kłótnie otrzymać konkretne działania. Choćby PiS, który wystąpieniem Pawłowicz tak naprawdę strzelił sobie w stopę. Przykre to, lecz i z drugiej strony sceny politycznej jest taki sam kabaret. Rozumiem, jeśli chodzi o rozmowy w programach tv, bowiem poetyka telewizji jest na to nastawiona i trudno to zmienić, co nie znaczy zgody, ale by w polskim Sejmie robić z szopkę z życia ludzi? Cóż, zostawię to bez komentarza...

      Pozdrawiam

      Usuń
  2. "Genetyczny nie równa się dziedziczny" - możesz sprecyzować? Bo mnie wydawało się, że choroby genetyczne są właśnie dziedziczone?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są, ale nie w 100% i te dwa pojęcia po prostu nie są tożsame. Dwoje zdrowych, heteroseksualnych ludzi może spłodzić dziecko z zespołem Downa, Turnera czy hemofilityka tak samo być może (bo przypominam, że to nawet nie zostało udowodnione) homoseksualistę .

      Zaburzenie genetyczne to po prostu mutacja genu. Aberracja na poziomie genetycznym. W danej populacji bywa przekazywana potomstwu zgodnie z prawami dziedziczności (odsyłam w tym miejscu do podręczników biologii - od podstawówki do liceum - bo sam nie pamiętam szczegółów) ale może też występować losowo.

      Co do samego homoseksualizmu to, jak powiedziałem, wiążącej teorii naukowej nadal nie ma. Transseksualizm powstaje podobno w wyniku zaburzeń hormonalnych w życiu płodowym, natomiast tutaj takiej zależności nie stwierdzono.

      Nie zmienia to jednak faktu, że są to przypadłości (w braku lepszego słowa, bo nie chciałbym nikogo obrażać) wrodzone. Czyli takie, z którymi przychodzimy na świat i nie mamy na nie wpływu. W XIX wieku zapewne zalecano na nie elektrowstrząsy lub lobotomię. Dzisiaj mówi się o psychoterapii, która jednak jest równie skuteczna jak wcześniejsze metody.

      To, czego nie rozumiem, to wtłaczanie wszystkim arbitralnych granic "normy". OK, homoseksualizm ma pełne prawo Cię nie podniecać. Masz też absolutnie niezaprzeczalne prawo czuć się świetnie w swoim ciele i roli społeczno płciowej. Ale Twoja norma niekoniecznie musi obowiązywać wszystkich innych. Dopóki nie czynią oni krzywdy innym, dotąd mają prawo wybierać własny sposób na życie - czy będzie to związek homoseksualny, czy zmiana płci. Kim jesteśmy, żeby uzurpować sobie prawo do osądzania?

      Usuń
  3. Najlepsza, najmądrzejsza wypowiedź w temacie, jaką czytałam.
    I na dodatek wypowiedź katolika!
    Zgadzam się z każdą kropką i przecinkiem.

    Szacun, Liam.
    Podczytuję Cię od dawna.
    Od dziś jesteś mi bardzo, bardzo bliski.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję. Aż się wziąłem i zarumieniłem...

      Usuń
  4. Anonimowy21:45

    Czt ty jesteś homo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja? Nie. Ale Elvisa bym z łóżka nie wyrzucił ;)

      Usuń
  5. Anonimowy01:21

    Arbitralnie przyjmujemy, że 5-7% społeczeństwa to osoby z zaburzeniami tożsamości seksualnej. Chyba, że jedynym argumentem jest to, że tak było zawsze, innego się nie doszukałem. Arbitralnie przyjmujemy, że zaburzenia tożsamości seksualnej są ZAWSZE wrodzone. (W innym wypadku poproszę o źródło.)
    Z tym jest główny problem. Sam autor wskazuje na tożsamość seksualną, jako funkcję "roli społeczno-płciowej" (też przydałoby się źródło, gmin nie rozumie takich mądrych słów). To w końcu ważniejsze jest to z czym się urodziliśmy, czy rola narzucona przez społeczeństwo?
    Nie podoba mi się cytowanie WC w kontekście dyskusji nad, żeby użyć idiolektu, pederastią. WC zna autorytarną naturę KK i zna stanowisko KK w sprawie homoseksualizmu. Ale widzę, że Autor przybiera postawę prezydencką, wpinając w klapę Matkę Bożą i wałęsając się z dala od nauczania.
    Podoba mi się postawienie homoseksualizmu w jednym rzędzie z Zespołami Downa i Turnera oraz hemofilią. I pamiętajmy, homoseksualizm to nie jest choroba! Należy ją promować jako "normalne" zachowanie, dotyczące 5-7% społeczeństwa.
    Problem tkwi w rozumieniu płciowości. Jak się traci jakościową różnice, pomiędzy kobietą i mężczyzną, to rzeczywiście miłość staje się równa. Tylko według mnie nie da się zredukować, a nawet w pełni rzetelnie porównać kobiety i mężczyzny. Homoseksualizm godzi w erotykę, jako dopełnianie się elementów do siebie niesprowadzalnych. Nie wydaje mi się, żeby homoerotyzm praktykowany wzbogacał życie osobowe człowieka... Dopiero życie z osobą, która poznaje i widzi rzeczywistość w sposób diametralnie inny może być prowadzić do rzeczywistego partnerstwa. Nie powinno się promować homoseksualizmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście niczego nie przyjmuję arbitralnie, jedynie na podstawie badań naukowych. W epoce Google można samemu łatwo dotrzeć do źródeł, ale proszę, oto przykładowe linki:

      http://www.biomedical.pl/psychologia/homoseksualizm-714.html

      http://portalwiedzy.onet.pl/21360,,,,homoseksualizm,haslo.html

      Pojęcia roli społecznej nie podejmuję się wytłumaczyć ponieważ to dość podstawowa definicja. Tyle, że użyłem go raczej w odniesieniu do transseksualistów, którzy w wielu przypadkach mają cele sprzeczne z homoseksualistami.

      Porównanie do chorób genetycznych zastosowałem wyłącznie na płaszczyźnie genezy. Genetyczny, poza skłonnościami do różnych chorób jest również kolor włosów, oczu i ogólna budowa ciała. Nie przypuszczam, by coś z tego wynikało.

      COś, co dotyczy kilku procent społeczeństwa nie jest normalne. Podobnie jak IQ powyżej 200. Również nie widzę w tym negatywnych implikacji.

      Wojciecha Cejrowskiego zacytowałem, z pewnością niezgodnie z jego intencją, do zupełnie pobocznej myśli, niemniej trafnie.

      Co do promowania homoseksualizmu wyraziłem się dość jasno. Spróbuję jednak napisać dosadniej. Czy pan/pani pod wpływem jakiejkolwiek promocji, zgodzi się zmienić swoją orientację i zacząć pożądać osobników swojej własnej płci? Czy jest coś, co można by zrobić, aby tak się stało? W przypadku wątpliwości, proponuję popytać znajomych a następnie wskazać mi przynajmniej ilość osób, która odpowiedziała twierdząco. Bez danych osobowych, gdyż te są chronione. Będzie to wyznacznikiem ewentualnej efektywności takiej "promocji."

      Usuń
  6. Przed chwilą trafiłam na ten blog. Mam takie same poglądy co autor wpisu na tę kwestię. Co do Elvisa - czyżby cytat z filmu "Prawdziwy romans"(1993)?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.