niedziela, 13 stycznia 2013

Eutanazja

Gorący temat w dzień finału, ale pewnie nie od razu ucichnie. Z góry powiem, że nie mam zdania na ten temat. Wierzę w Boga, ale mój Bóg jest litościwy i miłosierny. Nie skazuje człowieka na cierpienie bez sensu i szanuje jego wolę. Tak, wiem, czasem nie rozumiemy wyższego sensu, ale nawet wtedy On nie zostawia nas samych.

Przede wszystkim jedna uwaga. Nie odsądzajcie od razu od czci i wiary każdego, kto dopuszcza do siebie myśl o eutanazji. To nie są tylko zbrodniarze i psychopaci. Przypuszczam że nikt, kto przyznaje się w tej kwestii do wątpliwości nie myśli tak naprawdę o zabijaniu innych. Nie o to tu chodzi. Nie o pozbycie się kogoś drugiego, bliskiego lub nie, kto ewentualnie stanowi problem. Prawdziwą pułapkę dostrzegamy wtedy, gdy myślimy o sobie: czy ja nie będę obciążeniem dla innych, czy ja wytrzymam ból, ewentualnie upokorzenie niesprawności i kompletnego polegania na innych. Tak łatwo się mówi o krzyżu, kiedy to inni mają go dźwigać. Pytanie, czy ja udźwignę własny?

Wierzcie mi, nikt z nas nie jest w stanie odpowiedzieć szczerze na to pytanie, dopóki to jest tylko teoria. Teoretyzować jest niezwykle łatwo. Dopiero stanięcie twarzą w twarz z problemem - poczucie go nie tylko na własnej skórze, ale we własnym wnętrzu, boleśnie i samotnie - może nam dać wystarczającą perspektywę.

Ja sam jej nie mam toteż nie zamierzam dawać żadnych ostatecznych odpowiedzi. Próbuję się jedynie podzielić wątpliwościami. Nie jestem Owsiakiem, nie kreuję medialnego odzewu - wolno mi. Jemu zresztą też, każdemu wolno wyrażać własną opinię w wolnym kraju, czyż nie?

Wracając do tematu. Mam ostatnio okazję obserwować człowieka, który u schyłku życia został zupełnie sam. Kilka lat temu zmarła jego żona a on... kompletnie sobie nie radził. Nikt o tym nie wiedział bo nikomu się nie zwierzał dopóki nie wydarzył się przypadek dla jednych, boska interwencja dla innych.

W każdym razie człowiek ten jest stary, chory i kompletnie zagubiony w świecie. Na dziś potrafi tylko płakać albo patrzeć tępo przed siebie. Owszem, ma teraz ludzi, którzy chcą mu pomóc, ale nie wiadomo, czy nie jest już za późno. Ciało pozostaje, ale duch? Jakby odszedł.

Nie chce iść do domu starców, chciałby radzić sobie sam. Ale chyba nie jest już w stanie. Nie cierpi jeszcze zbyt mocno fizycznie, chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, że samym swoim istnieniem stanowi problem. Może i dobrze. Nawet na pewno dobrze.

I nie, nie myślę o eutanazji dla niego. Myślę, że ja na jego miejscu bardzo chciałbym, żeby ktoś pomógł mi skrócić moje własne życie. Bez żadnych podtekstów, że on też powinien. Po prostu ja nie chciałbym być kłopotem dla rodziny, czy przyjaciół. Krótka choroba i śmierć - owszem, nikt tego nie uniknie. Ale życie ciągnące się bez celu, kiedy nie będę już w stanie nawet samodzielnie myśleć? Nie chcę. Będę się modlił, żeby mnie to nie spotkało. Ale, gdyby jednak?

Ostatnio przeczytałem coś o eutanazji jakoby będącej zaprzeczeniem przysięgi Hipokratesa i stojącej w sprzeczności z etyką lekarską od czasów antycznych i średniowiecznych. Może ja z historii nie jestem za mocny, ale wydawało mi się że w antyku, w Sparcie na przykład, a chyba i w Rzymie praktykowano wspomagane samobójstwo w pewnych przypadkach. W Japonii było to do niedawna częścią kultury, podobnie jak w niektórych plemionach indiańskich. I przypuszczam, że lekarz, czy lokalny szaman często "maczał w tym palce," choćby podpowiadając recepturę na szybko i w miarę bezboleśnie działającą truciznę.

Nie wiem. Sam nie umiałbym podjąć takiej decyzji za kogoś i rozumiem każdego lekarza, który miałby z tym problem. Ale sam, odnośnie własnego życia, chyba chciałbym mieć prawo do takiej decyzji. Na wypadek, gdyby zabrakło mi męstwa czy wytrwałości. Po prostu - plan B. I przypuszczam, że każdy, kto wypowiada się pozytywnie, albo chociaż niezdecydowanie, na temat eutanazji, ma na myśli przede wszystkim siebie.

Skończmy może z tą propagandą "cywilizacji śmierci," wrzucaniem zwolenników beztroskiej aborcji (są tacy?), popierających metodę in vitro i zastanawiających się nad prawem do eutanazji do jednego worka. To wszystko są kompletnie różne sprawy, rozpatrywane z różnych punktów widzenia i kompletnie nie mające ze sobą nic wspólnego.

Jeszcze raz powtórzę: ci, którzy zastanawiają się nad eutanazją, rzadko myślą o zabijaniu innych po to, żeby samemu mieć łatwiejsze życie. Dylemat powstaje wyłącznie wtedy, kiedy siebie stawiamy w tym miejscu.

3 komentarze:

  1. Liamie, wszystko ładnie pięknie, ale co z przykazaniem "Nie zabijaj"? Przecież jesteś chrześcijaninem. Powinno więc być to oczywiste. Mnie nie przekona nic - eutanazja to zabijanie. Nieważne kogo, siebie czy innych. Dla mnie jedynym autorytetem jest Słowo Boże, a nie to, co wymyślają filozofowie.
    Pozdrawiam i życzę poznania żywego Boga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zabijam. Póki co jeszcze nikogo nie zabiłem i nawet nie miałem chęci. I masz rację, że to powinno być oczywiste. Wiele rzeczy powinno. Ale... powiedz to człowiekowi w głębokiej depresji, który nie ma już siły poradzić sobie z życiem.

      I przecież nie o filozofach mówię, tylko o sobie. Jak dotąd różnie mi się w życiu układało, ale nigdy nie miałem myśli samobójczych. Co nie znaczy, że kiedyś nie będę miał. I modlę się, żebym miał wtedy siłę. Tylko tyle. A jeśli nie? To wolałbym sam nieść swój grzech, niż obarczać nim innych. To może głupota, ale moja własna.

      Usuń
  2. Anonimowy11:35

    Kiedy 5 lat temu zostalam zdiagnozowana na chorobe, ktorej sie nie leczy i kiedy sama i z pomoca lekarza zebralam wszystkie informacje jakie moglam na temat mojej choroby, srednio daje sie 3 lata zycia, chociaz najczesciej jest mniej niz 2 lata, od razu podjelam decyzje ze przyjdzie dzien ze najlepszym rozwiazaniem dla mnie bedzie eutanazja. Nie widze w tym zadnego zabijania, moje zycie moja decyzja, trace miesnie, chodze z pomoca walkera nie wiem jak nazwac to po polsku, na dluzsze wyprawy na wozku inwalidzkim, jeszcze we wlasnym domu w miare samodzielna, ale nie widze siebie na szpitalnym lozku z widokiem sufit.
    Udalo mi sie obejrzec pare programow o prawdziwych ludziach podejmujacych decyzje eutanazji, niestety w Australii nie bede mogla, wiec bede gnala do Europy.
    Jeszcze raz powtarzam nie widze w eutanazji zbrodni, a jezeli jest bog i dal takie choroby od razu z wyrokiem smierci to i dal prawo do eutanazji.
    Teresa

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.