wtorek, 21 lutego 2012

Żyć oszczędnie

Nie jestem pewien, czy oszczędność jest dobrym tłumaczeniem amerykańskiego "frugal lifestyle." To chyba coś więcej, ale postaram się wytłumaczyć.

Ktoś, kto jest "frugal" w założeniu nie wydaje więcej pieniędzy na swoje potrzeby niż jest to absolutnie niezbędne. To jednak nie ogranicza się tylko do robienia zakupów w tańszym sklepie. To cały styl życia polegający na codziennym wyszukiwaniu kuponów rabatowych i promocji, kupowaniu raz w roku całych palet mleka na wyprzedaży i parzeniu czterech herbat z jednej torebki.

Z powodu pracy mam unikalną możliwość podpatrywania tego, o czym pisują przeciętni amerykanie na przeciętnym forum. Szczerze mówiąc, od niektórych wątków włos mi się jeży na głowie. Takie rzeczy piszą wcale nie ubodzy ludzie: w dzisiejszych czasach "frugality" to moda wśród takich, co zarabiają całkiem przyzwoite pieniądze, nawet na amerykańskie standardy.

Dzielą się sposobami na kilkakrotne używanie plastikowych torebek (nie z powodu dbałości o środowisko, bynajmniej, tylko żeby oszczędzić kilkanaście centów rocznie). Wskazują sobie knajpki, w których można wziąć kilka darmowych jednorazówek majonezu czy ketchupu, żeby w domu napełnić nimi słoiki. Kina, do których można przyjść z własnym popcornem... rany!

Piszę o tym, bo zainteresowało mnie postawione w jednym z takich wątków pytanie, w którym momencie takie postępowanie staje się nieetyczne albo i nielegalne. Wiadomo bowiem, że popcorn w kinie jest droższy, niż w budce za rogiem, gdyż ajent musi odprowadzać część dochodu dla właściciela kina. Zatem przynosząc popcorn od innego sprzedawcy, zubażamy tego, od którego nie kupiliśmy.

Takich dylematów jest więcej, jeśli przyjrzymy się temu, co ci ludzie robią. Czy etyczne jest przychodzenie do księgarni po kilka razy w tygodniu na godzinę lub dwie, żeby przeczytać tam całą książkę, a potem jej nie kupić? Czy etyczne jest podkradanie sąsiadowi gazety z rana, żeby ją przeczytać i odłożyć na miejsce? A może tę granicę przekracza dzielenie się kablówką z sąsiadem? Albo zapisywanie się gdzieś na darmowy okres promocyjny, rezygnowanie z usługi przed opłatą i zapisywanie od nowa?

Jak widzicie, tamtejsze problemy są o wiele bardziej skomplikowane. My co najwyżej zastanawiamy się nad moralnością ściągania filmów czy muzyki z internetu i ewentualnie jeżdżenia na gapę komunikacją miejską.

Argument, jaki często spotykam w ich dyskusjach sprowadza się mniej więcej do tego, że etycznie jest oszukiwać korporację a nieetycznie człowieka. Jakby w korporacjach nie pracowali ludzie... No, ale oni zarabiają krocie, więc ich można oszukiwać. A przynajmniej tak zarabia kadra kierownicza, nie szeregowi pracownicy. Ale co z tego? Ot, taka mentalność Kalego.

Dla mnie życie kręcące się wokół promocyjnych wyprzedaży do tego stopnia, że zakup mięsa planuje się wyłącznie dwa razy w roku powiedzmy w ilości pół ciężarówki bo na tym można zaoszczędzić rocznie kilka dolarów, to nie jest w ogóle życie warte złamanego centa. Zrozumiałbym, gdyby to było wymuszone biedą, gdyby poza taką wyprzedażą w ogóle nie stać mnie było na mięso. Ale, jak powiedziałem, to wcale nie tacy biedni robią. Z tego co widzę, są to niejednokrotnie ludzie bogatsi ode mnie o rząd wielkości.

Samo założenie jest fajne, chwytliwe i chyba nawet sensowne: frugality polega na tym, że człowiek nie wydaje na podstawowe potrzeby (jedzenie, ubranie, ogrzewanie, itd) więcej niż musi, a nadwyżkę przeznacza na realizację swoich marzeń i ogólnie na wolność w życiu. Jednak tak daleko posunięta oszczędność paradoksalnie nie zostawia już żadnej nadwyżki, o wolności nie wspominając. To taka... przenicowana konsumpcja, ale wciąż konsumpcja, czyli obsesja na punkcie rzeczy materialnych.

Ja już nie wspominam o tym, że takie polowanie na okazje często powoduje, że kupujemy coś, co nam absolutnie do niczego nie jest potrzebne tylko dlatego, że było w promocji. Moim zdaniem granica absurdu zostaje przekroczona w momencie, kiedy ktoś kupuje upominki walentynkowe kilka dni po 14 lutego (w posezonowej obniżce naturalnie), żeby mieć tańsze na przyszły rok. Mam szczerą nadzieję, że my w naszej kulturze nie upadniemy aż tak nisko.

13 komentarzy:

  1. O mamo, ale to popieprzone! Faktycznie masz rację, to jest jakiś koszmar, aż się wierzyć nie chce że są tacy ludzie

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście warto się nad tym zastanowić - na ile żyjemy wymuszoną konsumpcją? Czy zawsze chodzi tylko o to, by było najtaniej? Dla mnie temat ewangelicznego ubóstwa zawsze będzie istotnym... Dzięki za mądry post. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, właśnie to mnie zastanawia, Soledad: gdzie w tym jest to ewangeliczne ubóstwo? Bo ono przecież nie może sprowadzać się, do liczenia kuponów po 3% upustu...

      Usuń
  3. Takie liczenie to, według mnie, forma pazerności,czy nawet skąpstwa - w każdym razie na pewno jakiegoś nieumiarkowania. Ewangeliczne ubóstwo to zaufanie Bożej hojności, zawsze przecież są biedniejsi ode mnie, ci, którym rzeczywiście dana obniżka mogłaby posłużyć.

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie ma nic wspólnego z ewangelią. Liam ma rację to jest konsumpcja w drugą stronę i to jest chore.

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest przede wszystkim głupie. Szkoda życia na takie życie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja uważam że wszystko zależy od podejścia. Nie zawsze to co najtańsze jest dobre, ale i nie zawsze to, co drogie jest dobre. Czasem idę kupić coś do Biedronki, a czasem do Almy. Ważne jest to, by nie popadać w skrajności, jeśli nie trzeba. Ale cóż, ludzie mają taką dziwną skłonność nie tylko do popadania w skrajności, ale i do utrudniania sobie wszystkiego. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A czemu to wszyscy mieliby się stosowac do zasady ewangelicznego ubóstwa? Myślę że tym ludziom nawet nie chodzi o oszczędność, bo pomyślmy: żeby zabrać z knajpki kilka próbek ketchupu to trzeba najpierw tam pojechać (paliwo), i pewnie zamówić jakiś , choćby najtańszy posiłek. Jedzenie w knajpkach zawsze będzie droższe niż w domu, więc już o żadnej oszczędności mowy nie ma. Tak samo w przypadkach gdy po kupon promocyjny trzeba gdzieś pojechać by go odebrać - znów koszty dojazdu. Sądzę, że tu wcale nie chodzi o oszczędzanie pieniędzy tylko o takie dziwne hobby tych ludzi - coś jak zbieranie znaczków na przykład. Zamiast znaczków kupony promocyjne. Może nam się taki styl życia wydawać chory, ale ludzie mają rózne dziwne hobby, często niezrozumiałe dla innych - np. zbierają kapsle. A oni prześcigają się w tym czy w tym tygodniu udało im się coś kupić taniej niż w zeszłym. Może to taki sport?
    Ja bym mimo wszystko tego nie oceniała z góry, bo nie znamy przecież konkretnych motywów - może faktycznie niektórzy popadli w nałóg, może to nałóg taki jak hazard czy uzaleznienie od robienia zakupów, może głupota a może tylko zabawa? Żeby ocenić to trzeba by pewnie porozmawiać z kilkoma uprawiającymi frugality ludźmi i zobaczyć dlaczego się w to bawią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joanka18:28

      Tygrys mądrze gada. Nie wiem co wy z tą ewangelią tutaj. Z tego co Liam opisuje to jest zjawisko społeczne a nie religijne więc przykładanie do wszystkiego biblii jest chyba lekką przesadą.

      Usuń
    2. Może i nie muszą się stosować ale też nie porównuj tego do zbierania kapsli. Już prędzej do nałogu. Zobacz, że hobby realizuje się w wolnym czasie w przeciwieństwie do nałogu, który raczej pochłania życie niż je wzbogaca.

      Usuń
  8. Wydaje się, że w tych różnych sytuacjach brakuje często balansu, zdrowego podejścia do sprawy. I często można mieć wątpliwości, czy takie postępowanie jest etyczne, moralne. Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy12:06

    Jak dla mnie artykuł trochę stronniczy. Ja nie widzę nic złego w oszczędzaniu np. sama kupuję upominki w posezonowych wyprzedażach bo są po 1- tańsze, po 2- mam spokój gdy zbliża się okazja do wręczenia prezentu. herbatę tez zaparzam kilka razy, poniewaz szkoda mi wyrzucić po 1 użyciu, tym bardziej że pije słabą. Przed zakupami zawsze wykańczam wszystko z lodówki np. w pizzy czy zapiekance itp. Jak dla mnie jest niemoralne życie ponad stan, gdy inni nie mają nawet tego minimum. Nie mam żadnych rozterek moralnych... może dlatego że udzielam się w wolontariacie na rzecz psiaków i poza pracą wspieram fundacje również finansowo. Tak czy inaczej jeżeli oszczędzaniu przyświeca jakiś cel - poza samym oszczędzaniem- człowiek nie powinien się wstydzić swojego stylu życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "jeżeli oszczędzaniu przyświeca jakiś cel - poza samym oszczędzaniem"

      Artykuł jest właśnie o tych, którym nie przyświeca. Niemniej, dziękuję za komentarz :)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.