poniedziałek, 27 lutego 2012

Kamyk

Czyli pokora po raz drugi.

Nie pamiętam, czy kiedyś tu o tym pisałem. Przyjaciółka powiedziała mi kiedyś, że Bóg, powołując, nadaje nam nowe imiona. No wiecie: Szymon-Piotr, Szaweł-Paweł, i te sprawy. Że czasem, jak się pomodlić, to On wskazuje takie imię, które zamyka w sobie naszą naturę, naszą najgłębszą istotę. I że tego imienia nie można sobie nadać ot tak, z własnej inicjatywy, bo mi się na przykład podoba z brzmienia. Albo znaczenia.

Pomodliłem się. Dostałem imię. Bez sensu trochę bo to żadne imię. Ale moja istota w nim jest. Kamyk. Nie Skała czy nawet Głaz, nie Piasek, ale właśnie Kamyk. Jest w nim też jedno z najgłębszych i najprawdziwszych wspomnień z mojego wczesnego dzieciństwa. I sporo prawdy o mnie.

To było jakieś dwa, może trzy lata temu, nie pamiętam. Marek mam oficjalnie, Liam internetowo, Franciszek od bierzmowania i Kamyk - bezpośrednio. To ja. A dlaczego pokora po raz drugi? A, no bo już się zdążyłem do tego imienia przyzwyczaić jakoś i uznać je za coś oczywistego. A tu nagle przypomniano mi mojego ukochanego poetę wszechczasów i jego wiersz, którego bodaj od liceum na oczy nie widziałem. I tak:

Kamyk

kamyk jest stworzeniem
doskonałym
równy samemu sobie
pilnujący swych granic
wypełniony dokładnie
kamiennym sensem
o zapachu który niczego nie przypomina
niczego nie płoszy nie budzi pożądania
jego zapał i chłód
są słuszne i pełne godności
czuję ciężki wyrzut
kiedy go trzymam w dłoni
i ciało jego szlachetne
przenika fałszywe ciepło
-- Kamyki nie dają się oswoić
do końca będą na nas patrzeć
okiem spokojnym bardzo jasnym

Z. Herbert

Nie wiem, czy jestem szlachetny. Ale pilnuję swoich granic i z całą pewnością trudno mnie oswoić. Już łatwiej mnie zmielić na piasek...

14 komentarzy:

  1. Nie wiem w sumie dlaczego, może nie powinnam, ale uśmiechnęłam się, przeczytawszy ostatnie zdanie :)
    W sumie racja z tymi imionami: Abram-Abraham, Jakub-Izrael, wspomniany Szymon-Piotr, czy Daniel-Belteszassar. Nie zwróciłam na to jednak uwagi... Ciekawe, jakie ja mam imię. Muszę to przemodlić :))

    Czy szlachetny kamień? Bardzo szlachetny :) Iz 62, 3 :)
    Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh! A, w tym sensie że szlachetny to ja nawet nigdy nie pomyślałem. Znaczy, że klejnot, czy coś. Nie, ja to taki zwyczajny szary kamyk, jakich mamy mnóstwo pod stopami. Wiem, bo właśnie takimi kamykami bawiłem się w dzieciństwie i do tego to moje imię nawiązuje.

      A szlachetny w rozumieniu tego wiersza to raczej mnie się kojarzy że prostolinijny, nie udający czegoś lepszego. Tak mi się to wiąże z tymi słowami Ojca Św. z poprzedniej notki, że chrześcijanin ma być prawdziwym, szczerym realistą. No... właśnie tak. Taki mój ideał jest, do którego dążę.

      Usuń
    2. Tak. I tu przypomina mi się filozof duński Kierkegaard (choć współczuję mu jego historii życia, bez kitu!), który mówił, że "grzechem jest rozpaczliwie nie chcieć być sobą w obliczu Boga, ale też rozpaczliwie chcieć być sobą w obliczu Boga". Ten sam filozof pięknie też powiedział, że "wiara jest, kiedy osobowość będąc sobą i pragnąć być sobą, jest przejrzyście wsparta na Bogu". Przejrzyście, czyli niczym w lustrze - ja sama sobie tak tłumaczę. I tu pojawia się pytanie, na ile sami siebie znamy. I jasne, że jesteśmy tylko kamykami, czy - jak to kiedyś Miłosz napisał - "ziarnkami maku", ale bez tego kamyka świat byłby uboższy... o jeden kamyk :) Szlachetny jak każdy inny, podobnie ukochany przez Ojca, lecz do różnych rzeczy przeznaczony :) I to jest chyba najpiękniejsze :)

      Nie lubię udawać kogoś, kim nie jestem (może dlatego wielu mnie omija, zanim jeszcze pozna...), a to wiąże się głównie z tym, że sama wolę siebie poznać - bo to jest chyba najbardziej fascynujące :-) Inna sprawa, że często bolesne :)

      Dobrze, że piszesz, że JESTEŚ. No.

      Usuń
  2. To naprawdę Twoje imię. Mnie nie przestaje zadziwiać. Nie dajesz się oswoić ale jesteś w pewnym sensie wierny jak... Kamyk własnie. Kamyk jest stworzeniem doskonałym, równy samemu sobie - jest dokładnie taki. Zresztą nieoszlifowane diamenty też wyglądają jak zwykłe kamyki. A Ty właśnie taki jesteś. I takiego Cię kocham.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, Tygrysie...

      Równy samemu sobie w znaczeniu że stały, wierny właśnie, niezmienny czy nawet niezawodny, tak? No, niezawodny to jak wiadomo nie jestem, ale wyraźnie piszę, że do tego dążę, a nie że już jestem. Tylko Bóg jakoś widzi to moje dążenie, skoro mnie tak nazwał. Sam bym sobie tego nie wymyślił.

      Pamiętasz, jak o tym kiedyś rozmawialiśmy? Gdyby to był mój pomysł, to nazwałbym się od razu Piotrem, czyli Skałą właśnie. Ale to nie zawiera w sobie mojej natury.

      Usuń
  3. Nie, nie, że niezawodny, nawet Piotr nie był niezawodny jak wiemy. Wierny to znaczy "będący przy..." tym, co dla Ciebie ważne. W sensie wartości. Twoją "kamykowatość" widzę, np w tym, że się nie poddajesz. Tych imion, prawdziwych, jasne że nie wymyślamy sami, Eldredge o tym też pisał, zdaje się że w "pełni serca", tak? One chyba w pewien sposób przekraczają nasze myślenie o sobie, są jakby wciąż tuż przed nami, o krok dalej od naszych aktualnych możliwości ale jednocześnie wyrażają głęboką prawdę o nas. Ja to rozumiem tak, że Bóg wie kim jesteśmy w swoim najgłębszym jądrze, kim możemy się stać i kim On nas zamierzył. A że akurat takie dzikie diamenty są szare i wyglądają jak polne kamyki, to już moje takie skojarzenie z Tobą po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, oj tam. Diament - wazelina. :P

      Ale tak, dobrze to ujęłaś. Właśnie o krok przed nami, ale z tym jądrem prawdy. Tylko czy to akurat Eldredge to już nie pamiętam. Może i on?

      Usuń
    2. No, tylko żeby się nie okazało, że on taki wierny czyli uparty jak osioł. Bo wiesz, osioł z tygrysem to kiepska para ;)

      Usuń
  4. Faktycznie ciekawy pomysł. Chociaż nie sądzę, żeby to działało tak na życzenie. Daj mi imię i już imię wyskakuje jak z pudełka. Po takie coś to do wróżki trzeba iść, a nie modlić się. :)

    A wiersz ładny i dobrze oddaje istotę tej pokory, o której piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  5. O jaki ciekawy pomysł! Też mi nie przyszło do głowy że tak można. Spróbuję się pomodlić o to imię :)

    Patti, no może nie na życzenie od razu, ale kto wie? Pan Bóg czasami dziwnie działa.

    OdpowiedzUsuń
  6. No to się teraz wszyscy rzucili... Ludzie, a ta pokora to gdzie? Jak jednemu imię nadali to zaraz "ja też chcę"? :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja z analiz językoznawczych wiem tylko, że mam imię albo pochodzenia niemieckiego (czy ściślej - germańskiego), albo greckiego. Natomiast historia nicku Zim jest dość zabawna - bo zaczęło się od tego, że szukałam jakiegoś loginu do e-maila na Onecie jeszcze, a że podobają mi się nazwy państw afrykańskich, więc wzięłam ołówek i mapę Afryki. No i padło na... Zimbabwe :) Ale że masa ludzi z zagranicznych blogów myślała, że jestem Afrykanką albo Polką z Zimbabwe, to skróciłam na Zim :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też nie słyszałam o takich imionach. Z Twoich to i Marek i Liam znaczą obrońcę, rycerza i w ogóle strażnika. Franciszek znaczy wolny, ale pewnie nie dlatego masz go za patrona. Ja jestem od bierzmowania Klara :D

    Agnieszka znaczy czysta i święta, ale to mnie rodzice tak nazwali. Jak Bóg mnie nazywa to też nie wiem, ale spytam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Joaśka09:31

    A ja słyszałam o takich imionach kiedyś na rekolekcjach, ale niewiele pamiętam. To ma być symbol tego czym jesteśmy dla Boga i w jego oczach.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.