wtorek, 1 marca 2011

Stworzenie doskonałe

Przeżyłem coś pięknego na mszy w ostatnią niedzielę i chciałbym się tym z Wami podzielić.

Najpierw musicie wiedzieć, że ja jestem przeklęty muzycznie. Zawsze byłem, od dziecka. Otóż mam niezły słuch, doskonale słyszę jak ktoś śpiewa w złej tonacji, nawet gitarę rozstrojoną wyłapię, choć może nie zawsze. Natomiast własnego głosu za nic w świecie nie potrafię zmusić do wyciągnięcia jednej czystej nuty. Słowo daję: sam słyszę jak fałszuję i nic na to nie mogę poradzić. A czasem, jak chyba każdy, mam ochotę ryknąć pełną piersią...

No więc w niedzielę nie mogłem bo tuż przede mną stanęła dziewczyna. Było tłoczno, ona stała tak blisko, że miałem usta tuż przy jej uchu. Cóż robić, śpiewałem sobie bezgłośnie, mam litość nad bliźnimi.

Potem wyszedł na ambonę ksiądz, który... no cóż. Powiedzmy że on tak mówi kazania, jak ja śpiewam. I też po nim widać, że bardzo chce. A my wszyscy bardzo chcemy się mimo wszystko skupić.

Kiedy przytoczył słowa z czytania o Panu ujawniającym zamiary serc, nagle zrozumiałem. Popatrzyłem najpierw na siebie z tym nieszczęsnym głosem, którego mi wstyd, na dziewczynę, która nie bardzo umiała klęknąć i tylko kucała jakoś niezręcznie, na tego księdza który chyba wyobrażał sobie że jest wspaniałym mówcą i porywa tłumy swoją ewangelizacją... I pomyślałem o tym, jak bardzo wszyscy jesteśmy wykrzywieni w tym życiu. Przez szatana, przez grzech pierworodny bo w końcu to nasze własne słabości? A przecież Bóg nie stworzył nas takimi.

Naszym przeznaczeniem jest doskonałość. Niebo jest tym miejscem, w którym nasze rzeczywiste i wymarzone talenty mają rozkwitnąć w pełni. Tak to widzę, tak sobie wyobrażam. Przyroda będzie przemieniona i my odrodzimy się przemienieni. Bo przecież:

Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał. Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie, młode ich razem będą legały. Lew też jak wół będzie jadał słomę. Niemowlę igrać będzie na norze kobry, dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii.


(Iz 11:6-8)

Mam nadzieję, że usłyszę wtedy jak ten ksiądz mówi płomiennie o Bożej miłości, zobaczę tę dziewczynę jak klęczy z gracją a sam wreszcie zaśpiewam Mu dżwięcznym barytonem.

4 komentarze:

  1. Do mnie osobiście mocno przemawia obraz ludzi ze wszystkich narodów, którzy będą w niebie chwalić Boga... Będzie to na pewno coś niesamowitego, usłyszeć i Polaków, i Żydów, i Francuzów, i Arabów... Którzy będą śpiewać być może w swoich językach :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobno ten kto śpiewa, modli się po podwójnie a jeśli "fałszuje" modli się po trzykroć więc Twój jak to mówisz nieszczęsny głos może być wręcz atutem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. spiew jest tez modlitwa ,to prawda ,
    Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie
    Zycze Ci zebys kiedys tak glosno zaspiewal i nie sluchal jak falszujesz ........a moze wcale nie falszujesz tylko tak Tobie sie wydaje

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj :)
    Wiesz, myślę, że nawet jeśli fałszujesz to przecież spiewasz Panu Bogu a nie dziewczynie do ucha :) Dla niego twoja pieśń jest najpiękniejsza. A może jesst tak jak mówi Ewa. Może jak naprawde "rykniesz" z całej duszy to zaraz cie do chóru kościelnego albo na kantora wezmą:))
    Mnie rozczula w kosciele staruszka, która z wielkim przejęciem i wielką radością śpiewa i nic a nic nie wstydzi sie że fałszuje. Jest w tym co robi cudowna.
    A swoją drogą to ogólnie śpiewamy na Mszy Św.bardzo kiepsko...prawie wcale. "Chwała na wysokości" to z takim wręcz bólem i rozpaczą. Ech...
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.