poniedziałek, 4 października 2010

Bóg milczy

Słyszę ostatnio głosy ludzi rozczarowanych: "Mnie Bóg nie słucha." "On do mnie nie mówi." "W moim życiu nic nie zrobił." Smutno mi słuchać takich wypowiedzi. Smutno, bo chciałbym żeby każdy poczuł choć raz w życiu ten spokój i radość, tę pewność wynikającą z poczucia, że jest się kochanym przez kogoś nieskończenie od nas większego, dla którego nawet życie i śmierć to zabawki.

Kiedyś myślałem, że to naturalne, że każdy może poczuć tę łaskę, jeśli tylko nauczy się na chwilę zatrzymać, wyciszyć, dać Jemu dojść do głosu. Jasne, ja też nie zawsze Go słyszę, ale to zwykle wtedy, kiedy nie mam czasu albo siły, albo nawet ochoty posłuchać. Taka ta moja miłość bywa w kratkę. Moja, ale nie Jego.

Tymczasem, rozmawiając z wieloma wierzącymi już jakiś czas temu zacząłem sobie uświadamiać, że to rzadki dar i wielka łaska. Tak, mnie też zdarzają się msze na których z trudem powstrzymuję się, żeby nie zerkać co chwilę na zegarek. Zdarzają się modlitwy kiedy wstaję z kolan po zrobieniu znaku krzyża, bo nie potrafię, bo nawet nie chcę. Zdarzają się okresy pustki, kiedy nawet nie klękam... Ale wiem że zawsze mogę wrócić. I czasem, jak długo nie wracam, On sam mnie zaczepia. Jakąś myślą przelotną, jakimś promieniem słońca prześwietlającym gałęzie, czasem melodią, czyimś mailem... Tak do mnie trafia. To taki Boży sms z pytaniem: "kiedy się spotkamy?"

Wiem, że każdy z tych rozgoryczonych po przeczytaniu powyższego z pewnością nie poczuje się lepiej. Oni wiedzą, że takie coś nie jest im dane, choć bardzo by chcieli. A ja sobie myślę, że może powinni być dumni. Bo mnie On musi pilnować, żebym nie uciekł, nie zapomniał, nie "odkochał się." Trzyma mnie na smyczy, pilnuje jak zazdrosna żona.

A ci, przeżywający notoryczną pustkę? O, to na pewno niełatwe. Ale może to znak Jego zaufania? Może On wie, że pozostaną Mu wierni bez tych wszystkich kwiatków i czekoladek, bez zabiegania, bez przypominania? To ja jestem dzieckiem specjalnej troski, potrzebującym opieki, o słabej wierze. Naprawdę słabej.

Powiedział przecież Jezus: "Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą." (Łk 12:48). Dotąd zwykle odnosiłem te słowa do siebie, bo każdy powinien tak czytać Pismo Św. Ale może można to także rozumieć odwrotnie? To wam dano więcej zaufania, więcej pola do popisu, więcej wolności. Wcale niekoniecznie takie emocjonalne przeżywanie wiary jest znakiem jej głębokości. Jest po prostu cechą charakteru.

"Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich." (1 Kor 12:4-6) Pomyśleliście kiedyś o tym? Jeden ma ścisły umysł, inny artystyczną duszę. Jeden ma kierownicze zdolności, kto inny wspaniale opiekuje się dziećmi. Przecież nie przeżywamy wszyscy życia w ten sam sposób, dlaczego tak samo mielibyśmy przeżywać wiarę?

8 komentarzy:

  1. Dużo racji... nie możemy nawet przeżywać naszej wiary w ten sam sposób bo przecież każdy z nas jest inny, a Bóg kocha każdego INDYWIDUALNIE. Czeka na każdego człowieka, również tgo najbardziej zagubiongo w świecie. Czy jest to tak, że Ci przeżywający notoryczną pustkę są obdarzeni większym zaufaniem...hmmmm... to zależy od autentyczności pustki i człowieka, który jest nią obdarzony ( to moje zdanie ). Człowiek znający Boga czasami doznaje "PUSTKI" ( poszukaj "ciemna noc" np. Jana od Krzyża ), która poprzez cierpienie związane z opuszczeniem przez Boga ( podobne z opuszczeniem Jezusa w ostatnich chwilach na Krzyżu )tak naprawdę przechodzi próbę i w ten sposób się uświęca ( nie od dziś wiadomo, że cierpienie uświęca ). Natomiast ludzie, którzy sami zagłuszają swoje sumienia, zawierzają swoje życie temu co proponuje świat ( czyt. szatan ) przeżywają pustkę z własnej woli, odrzucając Boga i Jego Miłość... lecz to na nich najbardziej MU zależy... i za nich musimy się modlić lub próbować robić to co robimy - czyli pisać, przekonywać, uczyć, ewngelizować ;-)
    Odczuwać Boga to wielki DAR? Tak to ogromny DAR, którego nie doświadczymy chodząc raz na pół roku do spowiedzi i z przyzwyczajenia raz na tydzień na Mszę... Boga trzeba szukać! W Biblii ( ucząc się Ją czytać ), w książkach o życiu świętych, w filmach, programach, internecie.... szukać, szukać, szukać... a do tego, że jestesmy nidoskonali to kto jak kto ale Bóg jest juz przyzwyczajony i kocha nas takich jakimi jesteśmy. AMEN! ;-) TsJ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za Twoje przemyślenia, ale nie do końca o to mi chodziło. To znaczy ja nie mówię o ludziach, którzy sami odrzucają Boga - mam nadzieję że On i z nimi sobie poradzi.

    Chodziło mi o tych, którzy Go szukają i mają wrażenie że nie znajdują. Znam kilkoro takich i dla nich i o nich jest ten tekst.

    A z tym chodzeniem raz na pół roku do kościoła... No, ze mną to właśnie różnie w życiu bywało. Dlatego tak piszę bo po sobie widzę, że On potrafi odnajdywać różne zagubione baranki i owieczki. Te "przyzwyczajone" czasami też. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozdrawiam
    Tak sobie zajrzalam i poczytalam.Piszesz slowa nad ktorymi warto sie zatrzymac i przemyslec pewne sprawy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Liam!

    Dobrze Cię znowu widzieć. I nie miej żalu, mamba po prostu przypomniał mi o Tobie po wakacjach ale i tak tęskniłam za Twoim blogiem. To piekne co piszesz.

    Ja też mam takie kłopoty. Niby jestem wierząca ale tak jak Mac pisze bardziej z przyzwyczajenia i wychowania. Bardzo chciałabym się nauczyć przeżywać wiarę tak jak Ty.

    Pozdrawiam i życzę zdrowia. A jak powieść? Przeczytałam wszystko co napisałeś. To już koniec? Nie wiadomo czy się jeszcze spotkają?

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę że wiele z tych zdań wynika z mentalności jak to ktoś kiedyś opisał - "Świętego Mikołaja". Wielu ludzi tak właśnie traktuje Boga - jak Świętego Mikołaja, który ma im ciągle dawać prezenty, jak tylko o nie poproszą. A nie doceniają na przykład faktu, że mają co jeść, że mają gdzie spać, że mają dwie ręce i nogi, że żyją w kraju, w którym od 20 lat nie ma systemu komunistycznego...
    Pewnego razu jeden z moich nauczycieli z liceum, specjalista z etyki i religioznawstwa, powiedział nam czy się różni religia od magii - tym że w religii Bogu się służy i to On na nas wpływa, a w magii to człowiek stara się wpływać na Boga albo bogów, żeby coś od nich dostać.
    Niestety w naszym kraju powszechne jest tak zwane (ja to tak nazywam) "magiczne chrześcijaństwo" - ludzie tutaj niby wierzą w Boga, ale pytanie jeszcze w jakiego i jak? Najczęściej na zasadzie: "o jaki ja dobry jestem, do kościoła tyle czasu chodzę, no to będzie mi zawsze dobrze".
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Liam?! Zauważyłeś, że zaczynamy dyskutować? ;-) Moim zdaniem jeżeli ktoś szuka... to w końcu znajdzie i tego życzę Twoim znajomym... może jeszcze nie nadeszła ich pora? A może szukają nie tam, gdzie faktycznie powinni? A może Bóg sprawdza, czy Oni chcą Go tak naprawdę szukać? Znajdą! To jest pewne! Niech Trzymają się Jezusa ( TsJ;-) ). no i proponuję nie głosować na nową partię Palikota ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie to, o czym piszesz na początku - nic na siłę, czasami człowiek nie daje rady, ale wielkość Boga polega na tym, że On jest, nigdzie się nie wybiera i zawsze, ale to zawsze możesz do Niego wrócić, przysiąść, uklęknąć, zagadać. I zawsze wysłucha. A odpowie? Też. Problem z tym, że czasem nie chcemy tej odpowiedzi usłyszeć. Ale to już tylko nasza wina.

    OdpowiedzUsuń
  8. mamba21:26

    Zdajesz się przyjacielu skłaniać ku egoizmowi nie zauważyłeś tego?

    Pycha i egoizm: ja jestem taki wyjątkowy to Bóg powinien, musi, ma obowiązek pokazać mi, dać mi odczuć, zrobić to, pomóc w tamtym?

    Cóż to za wiara pełna roszczeń i żadań? Bóg sam wie lepiej co komu dać.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.