środa, 21 kwietnia 2010

Boża rekrutacja

To w nawiązaniu do homilii którą niemal w całości udało mi się usłyszeć w ostatnią niedzielę. Przypomnę: J 21,1-19. Ksiądz powiedział, że lubi ten fragment, bo dla niego to taka "Ewangelia drugiej szansy," jak się wyraził. No bo Piotr, jakby za każde swoje wyparcie się Mistrza, dostaje trzykrotne zapytanie: "Czy mnie kochasz?"

No właśnie. Czy mnie kochasz, a nie, czy posprzątałeś, czy dobrze się sprawowałeś, czy żałujesz żeś się mnie wyparł, czy przemyślałeś swoje postępowanie i chcesz się poprawić? Nie. On pyta tylko: "Czy mnie miłujesz?"

Nie będę się tu wdawał w egzegezę i zastanawiał, czy mowa o agape (miłość bezinteresowna), philia (miłość braterska), czy erosie (miłość namiętna - to temat na inną notkę). Jak dla mnie - to chodzi o wszystkie razem bo Jego może zadowolić tylko pełnia. To jedynie stanowi o wartości człowieka w oczach Jezusa - jego zdolność miłowania.

Mógłbym przytoczyć dziesiątki cytatów z Ewangelii i nie tylko na potwierdzenie tych słów. O tej, której wiele wybaczono gdyż wiele umiłowała, o Samarytance, o najważniejszym przykazaniu... Wszyscy je znamy. Ale czy do nas docierają?

Zaskoczył mnie ksiądz bo, choć Ewangelia wszak nie nowa, jego refleksja zastanowiła mnie. Stwierdził mianowicie, iż zgodnie z naszymi oczekiwaniami, to Jan powinien był stanąć na czele Kościoła.

No jakże. To przecież nawet zgodne z tym o czym mówimy do tej pory. Przecież to on jest "umiłowanym uczniem." To on, jako jedyny z Apostołów nie uciekł spod krzyża, to on - nawet w tym fragmencie pierwszy rozpoznaje Pana? No to co w końcu z tą miłością: ważna, czy nie?

Piotr przecież był krzykaczem i awanturnikiem. W dodatku tchórzem. Był porywczy, fakt, i tu zamiast poczekać aż dobiją do brzegu popłynął wpław. Ale miłość?

No bo przecież nigdzie nie jest powiedziane, że to musi być miłość doskonała, zrównoważona, idealna... taka to może u Boga. Nasza powinna być przede wszystkim gorąca i szczera. A stopnia jej gorąca to my już osądzać nie umiemy, to wie tylko On.

Kolejne moje potwierdzenie, że Bóg patrzy inaczej niż my, widzi w nas więcej, choćbyśmy nie wiem jak się starali. Gdzieś także przeczytałem, że On miłuje nas takimi, jakimi będziemy, a nie takimi jakimi jesteśmy. To znaczy kocha nas tych prawdziwych, oczyszczonych już przez Niego z naszych słabości. Takich, jakimi nas stworzył do świata i życia które nam przeznaczył.

* * *


Przepraszam, jeśli to kolejna notka brzmiąca jak pouczanie. Zwrócono mi uwagę, że chwilami wpadam w ton kaznodziejski. Wcale tego nie chcę, to wciąż tylko moje dzielenie się przemyśleniami. Niestety, ja jestem z wykształcenia, a przede wszystkim z zamiłowania, nauczycielem. Moi bliscy doskonale wiedzą, że potrafię bardzo autorytatywnym tonem wypowiadać się o rzeczach, o których mam tylko blade pojęcie. A na piśmie trudniej jeszcze się zrozumieć. :D

A w Okruszek kliknęli dziś?



18 komentarzy:

  1. mamba09:11

    Zaczynam mieć wrażenie że pan Liam dąży do usprawiedliwienia grzechu samą tylko miłością. Boję się że nie ma tak lekko, przydałoby się jeszcze nawrócić i odpokutować o czym chyba zapominasz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, Mambo, przejrzałeś mnie. Ja tu właśnie cały czas kombinuję jakby tego nawrócenia uniknąć. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawrócenie, jest wszak efektem tej Miłości.
    Jeżeli, się Boga kocha to się chce za nim iść.

    Dlatego św. Ignacy mówi: "przynajmniej chciej chcieć."
    Dlatego też reguła zakonu Jezuitów jest jedyną regułą zakonną której złamanie przez zakonnika nie jest grzechem, bo (tu znów) św. Ignacy: "(...), a jeśli nie Kocha Chrystusa, to nie potrzeba żadnych innych grzechów."



    Ton kaznodziejski nie jest zły. Wszak wszyscy świadczymy, Zmartwychwstanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. mamba14:20

    No cóż Jezuici zawsze byli trochę... oryginalni. :-)

    W zasadzie to macie rację to kwestia tylko rozłożenia akcentów. "Tylko" i "Aż" Tak jak pan Liam tu sobie snuje to można by wywnioskować że mamy kochać i kwita a trzeba się jednak zastanowić nad swoją kondycją zanim się w tę miłość rzuci. Pomyśleć czy takie kochanie jest w ogóle miłe Bogu?

    OdpowiedzUsuń
  5. Heh! Widzisz, drogi Mambo... jakże by Ci tu... Bo, wstyd się przyznać może, ale to nie ja pierwszy tak sobie snuję. Mądrzejsi na to przede mną wpadli... "Kochaj i rób co chcesz" to bodaj jeszcze Św. Augustyn powiedział i to już jakiś czas temu? I on chyba nawet jezuitą nie był...

    OdpowiedzUsuń
  6. mamba14:30

    No oczywiście że nie był! Augustyn urodził się ponad tysiąc lat przed Ignacym. Co za głupstwa pan Liam znów wypisuje?

    OdpowiedzUsuń
  7. Dokładnie 1137 lat.

    Niestety, sarkazmu w druku nie widać. Chyba powinni wynaleźć specjalną czcionkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Masz rację. Nade wszystko miłość. Trudno ufać komuś, kogo się nie kocha, trudno pójść za Nim... Tylko jak rozpoznać, czy naprawdę Go kocham? Kiedyś mówienie o tym przychodziło z łatwością, a teraz... unikam na modlitwie tych słów, nie chcę ich rzucać zbyt pochopnie. Chciałabym Go kochać, ale nie wiem czy potrafię.

    Ech, wybacz, stan nie-łaski uświęcającej nie wpływa dobrze na moje samopoczucie. Ale jakoś nie mam sił ponownie iść do spowiedzi.

    Jesteś nauczycielem? :) Czego uczysz? Ja wciąż się waham, czy wybrać specjalizację nauczycielską, czy jednak dyskurs publiczny lub edytorstwo. ;) Dla słabych psychicznie osób nauczanie w szkole nie jest chyba dobrym pomysłem?

    Pozdrawiam serdecznie! I proszę.. pomódl się czasem za mnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Absurdalna, dziewczyno, ja cały czas się za Ciebie modlę! Obiecałem przecież. :)

    A nauczycielstwo faktycznie jest raczej dla twardzieli. No i wiąże się z nim ewangeliczne ubóstwo więc to bardziej powołanie niż zawód. ;) Ja niestety już nie uczę bo albo to, albo utrzymanie rodziny...

    A powiedz mi, jak rozpoznajesz czy kochasz swojego chłopaka? Może ja prosty jestem, ale dla mnie to średnio skomplikowane: chcesz z nim spędzać czas, dobrze Wam razem, chcesz dla niego jak najlepiej, fascynuje Cię i zachwyca? To kochasz. Tylko tak sobie myślę, że strach jest wrogiem miłości. Boga nie trzeba się bać.

    OdpowiedzUsuń
  10. mamba15:02

    A ja właśnie cały czas staram się pana Liama przekonać że trzeba się bać i to bardzo. Tylko że pan Liam to liberał, dla niego bojaźń boża to tylko szacunek jak sam napisał kiedyś. A to modnie w dzisiejszych czasach tylko trochę mało.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie no mambo ty tu wyraźnie jakiś średniowieczny obraz chrześcijanstwa propagujesz. Jeszcze kociołka ze smołą brak do kompletu ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Uhm... amorku... średniowieczny to akurat ja... Augustyn! ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. >> No właśnie. Czy mnie kochasz, a nie, czy posprzątałeś, czy dobrze się sprawowałeś, czy żałujesz żeś się mnie wyparł, czy przemyślałeś swoje postępowanie i chcesz się poprawić? Nie. On pyta tylko: "Czy mnie miłujesz?" <<

    Tak. Jednak świadomość miłości Boga, i dalsze celowe odwlekanie prawdziwego, autentycznego nawracania się (procesu) - to lekceważenie Boga. Co innego, gdy ktoś jeszcze Go tak naprawdę nie poznał - wtedy nie. Ale jeśli poznał, zrozumiał że On jest Miłością Miłosierną - i dalej "robi swoje" - to grzeszy bardzo.

    W telegraficznym skrócie: prawdziwa miłość to nie deklaracja, ale coś, co można wyczytać z czynów, sposobu bycia, postępowania, podejmowanych decyzji.

    OdpowiedzUsuń
  14. mamba15:37

    No nareszcie jakiś rozsądny głos w tym całym szaleństwie. Dziękuję panu, Mister T.

    OdpowiedzUsuń
  15. Heh! Mister T - dobre!

    Słuchajcie, nie da się całego swojego credo wypisać w jednej notce. Znaczy, pewnie się da, tylko potem zamknąć bloga czy się powtarzać?

    Ja pisałem już o świadomości własnego grzechu w notce
    Sacrum i Profanum
    i pewnie nie raz jeszcze napiszę bo to doświadczenie nieobce żadnemu wierzącemu. Ale nie żądajcie ode mnie za wiele :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Wypełnieniem wszystkich przykazań jest miłość.
    Przykład:
    Jest sobie pewna rodzina, chrześcijańska. Rodzice mówią dzieciom, żeby nie brały narkotyków, żeby nie paliły papierosów i żeby nie robiły wielu innych rzeczy, bo to jest złe i grzech i kropka.
    Jest też druga rodzina, też chrześcijańska i też rodzice mówią dzieciom, żeby nie ćpały, nie chlały i nie robiły innych rzeczy, dlatego że Bóg je kocha i nie podobają mu się te rzeczy.
    Czas zrewidował wychowanie tych rodzin.
    Dzieci drugiej rodziny, choć nie są idealne, wyrosły na ludzi świadomych, co jest dobre a co złe, trzymając się zasad jakie poznali jako dzieci.
    Natomiast dzieci pierwszej rodziny dawno już poznały nie tylko trawkę i alkohol, ale i klej i herę.

    Powyższy przykład jest autentyczny. Grzech to nie jest robienie lub nierobienie czegoś. Grzech to osobista tragedia człowieka, to chodzenie własną ścieżką zamiast ścieżką Bożą. Dobrze opisał to apostoł Paweł w Liście do Rzymian w 7 rozdziale. Uczynki są wyrazem naszej miłości do Boga i człowieka.
    Ludzie często pojmują Boga jak takiego sędziego albo policjanta, który tylko czeka żeby człowiek się potknął i który zabrania człowiekowi przyjemności. Tymczasem przykazania są właśnie po to, aby nas chronić przed tą tragedią. Możemy powiedzieć: "Nie rób tego bo tak", ale można też: "Nie rób tego, bo złapiesz HIV" albo "bo stracisz przyjaciół i rodzinę". Jednak najgorsza konsekwencja grzechu jest duchowa - właśnie to oddzielenie człowieka od Boga.

    OdpowiedzUsuń
  17. Temat, jakby może w innym kierunku niż Liam miał na myśli, rozwinąłem u siebie - http://palabra.blog.pl/archiwum/index.php?nid=14867956

    OdpowiedzUsuń
  18. Czytam z ciekawością, Twoje wpisy inspirują mnie.
    Cieszę się, że piszesz szczerze o swojej duchowości.

    Co do tonu kaznodziejskiego, rozumiem "skrzywienie" zawodowe, tez mam swoje ;), ale tez rzuciło mi się w oczy.
    Jestem na to uwrażliwiona, szybko to wyłapuję w tekście.
    Przeciez każdy z nas moze pisac tylko za Ciebie, w swoich imieniu, to podstawa dobrej komunikacji.
    Wystarczy pisać z pozycji "ja", bedzie jeszcze bardziej szczere i Twoje...
    Zresztą jako fan "Marsjan i Wenusjanek" na pewno nie raz o tym czytaleś.

    Pozdrawiam serdecznie i wyglądam z ciekawością dalszych notek.
    Usciski dla Tygrysa :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.