piątek, 5 marca 2010

Nadzieja powszechnego zbawienia

Jeżeli Królestwo Boże jest "w nas" (por. Łk 17,21), dlaczego niektórzy mieliby w końcu być z niego wykluczeni? Czy Bóg nie zdoła pojednać opornych ze sobą? Czy Królestwo Boga będzie rzeczywiście powszechne, jak to zdają się sugerować słowa apostoła Pawła o tym, iż na końcu czasów Bóg będzie "wszystkim we wszystkich" (1Kor15,28)? Czy ukrzyżowany i zmartwychwstały Chrystus zdoła "przyciągnąć wszystkich do siebie" (J 12,32)? Czy zbawczy trud Chrystusa ogranicza się jedynie do ocalenia ludzi prawych i dobrych? Wszyscy zostali stworzeni na obraz i podobieństwo Stwórcy (zob. Rdz 1,26). Każdy człowiek jest żywą i niezniszczalną ikoną Boga. Jeżeli Bóg "pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy" (1Tm 2,4), czy wolno stawiać granice Jego miłości i miłosierdziu? Jeżeli pragnie On przywrócić swój obraz w całym stworzeniu, czy wolno wykluczyć możliwość pojednania wszystkich z Bogiem? Niektórzy święci mieli nadzieję na takie pojednanie. Niektórzy potrafili modlić się także za szatana, jak to czynił m.in. św. Izaak Syryjczyk. (...)

Kto głosi istnienie piekła dla drugich, skłonny będzie zaludniać je tymi, których potępia i pozostawia ich własnemu losowi. Będzie to już nie tylko Judasz, a za nim tacy przestępcy jak Hitler czy Stalin. Do piekła posyłane będą takie kategorie ludzi jak ateiści, poganie, Żydzi, terroryści, innowiercy, narkomani i wszelkiego rodzaju przestępcy. Mentalność ludzi skłonnych do potępiania, łatwo godzi się z istnieniem piekła dla innych. Słowa Chrystusa o miłości nieprzyjaciół i naśladowaniu dobroci Boga dla wszystkich (Mt 6,43-48), pozbawione zostają wówczas wszelkiego znaczenia.


"Dramat nadziei zbawienia" Wacław Hryniewicz OMI

Uwodzi mnie ksiądz profesor Hryniewicz swoją teologią. Zdecydowanie do niej jest mi bliżej niż do wyrokowania kto by w piekle miał się znaleźć. On myśli dziesięć kroków przede mną, choć w tym samym kierunku. Ja... aż boję się podążyć za nim i rozumiem dogłębnie jego lęki.

Dla niezorientowanych: teologia uniwersalnego zbawienia nie zakłada, że piekło nie istnieje. Broni się jedynie przed ideą wiecznego potępienia, widząc w piekle narzędzie "terapeutyczne" prowadzące koniec końców do ogólnego pojednania z Bogiem całego stworzenia (por. Apokatastaza).

9 komentarzy:

  1. RichardP16:07

    Słyszałem o tym dawno jako o “teorii pustego piekła” i co dziwne kościół tego nie uznał za herezję, czym byłem mile zaskoczony. Ale Ty chyba idziesz troszkę dalej bo z tego co zrozumiałem to w praktyce negujesz istnienie piekła (takim jakim go widi KK), a jedynie jako stan ograniczony - Ty to nazywasz “nie-wiecznym piekłem” (nie literalnie, ale tak to odebrałem), ale to przecież nic innego jak “czyściec”.
    Gratuluję drogi w logicznym kierunku, tyle że kompletną teorię opisał hinduizm setki lat przed powstaniem judaizmu (teoria reinkarnacji). Wieczne potępienie jest po prostu niemożłiwe jeśli uznajemy że Bóg jest “miłością”. Tak więc katolicy wymyślili sobie (bodajże w średniowieczu, w każdym bądź razie biblia jeszcze o tym nie mówi) “czyściec”, a teraz “puste piekło”. No tak to jest jak sie niepotrzebnie kombinuje, albo tworzy teorie nie oprte na faktach ni logice. Ale dobrze że chrześcijańska filozofia zmierza w dobrym kierunku.
    Co “potępieńczych pewniaków” o których piszesz to w praktyce katolicy często to pojmują mniej więcej tak:
    Szatan - samo zło musi byc na pewno potęppiony bo on jest właśnei żreódłem zła (niestety kiedy zapytamy katolika co jest źródłem zła w Szatanie nie mamy szans na uzyskanie loigicznej odpowiedzi, na ogół unik, ewentualnie nonsen). Tak więc mam nadzieję że kolejnym krokiem będzie papież “advocatus diaboli” który zdejmnie z szatana winę za nasze cierpienia (tu i “tam”).

    Co do Hitlera i Stalina hmmm.. nie mówię że byli aniołkami, ale choćby ktoś zgwałcił i zamordował 1000 dzieci potem zrobił kupe i podtarł sie wszystkim śwętymi księgami i co tam jeszcze to co będzie na tyle oryginalny że Bóg opuści ręce i powie “przykro mi mam ograniczone zasoby miłosierdzia”. Tu wystarcza proste równania matematyczne. Człowiek nie może zdziałąć nieskończonego zła. A nawet biliard biliardów jest tyle co nic wobec nieskończoności. OCzywioście taki cżłoeik będzie mówiąć językiem chrześcijan “odpokutowywał bilard biliardów lat w czyścu”, ale na pewno zdązy przed końcem kadencji Boga. Jako ciekawostkę dodam że takie piekła-czyśce nie są wynalazkiem postępowych teologow katolickich. Sa opisywane w ksiegach hinduistycznych i buddyjskich tysiace lat temu. Reinkarnacja nie musi sie odbywać wcale w obrębie planety ziemia i tego co ziemianie nazywaja materia. Coi gorsze ten nasz świat np wg Tybetańskiej ksiegi umarłych jest jednym z bardziej “luksusowych”. tak że żartów ni ma. a ŚJ któzy sadza że ziemia “rzadzi Szatan” sa straszymi pesymistami bo naprawde niektóre duszki w swoich światach maja dopiero przerąbane

    OdpowiedzUsuń
  2. Liam16:08

    To prawda, że Kościół nie uznaje tego za herezję. Nurt ten jest obecny zarówno w Kościele katolickim, jak i - wyraźniej nawet - prawosławnym od wieków. Chociaż nieszczególnie jest “reklamowany”. :-D Ale nie przypisuj mi proszę autorstwa tych idei - dwie trzecie mojego wpisu to cytat z książki.

    Ja się nie będę spierał, czy pierwsi wpadli na to chrześcijanie, czy hinduiści, to dla mnie nieistotne. Jeśli już, to fajnie jest odkrywać że mamy coś wspólnego. I dokładnie tak: wieczne potępienie kłóci mi się straszliwie z Bogiem-Miłością. Pamiętaj jednak, że ta filozofia nie zakłada braku kary, a jedynie nadzieję na pozytywny jej rezultat.

    Innymi słowy marzy mi się kiedyś, po zmartwychwstaniu, zasiąść do wspólnego stołu z Jezusem i Hitlerem - świadomym potworności, które uczynił, rozumiejącym wszystkie implikacje swojego działania i żałującym, a jednocześnie już odkupionym i pogodzonym ze swoimi ofiarami. To dopiero jest dla mnie Dobra Nowina i tutaj widzę sens zbawczej męki Chrystusa. Generalnie chodzi mi o to, że nie widzę sensu w Bogu ograniczającym się tylko do zbawiania dobrych ludzi.

    Ja nie wiem, co jest źródłem zła w szatanie bo nie wiem co, według Ciebie w ogóle może być źródłem zła? Na gorąco powiedziałbym że pycha, przekonanie że jest równy Bogu, dążenie do władzy nad ludźmi? Kościół naucza, że szatan jest zbuntowanym aniołem, a anioły to byty jakoś tam pośrednie pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Podczas gdy wszystkie (albo większość, bo danych statystycznych nie posiadamy) chcą służyć Bogu, szatan postanowił zniszczyć Jego dzieło. To nonsens dla Ciebie? Powiedz mi, dlaczego? A co jest źródłem zła w człowieku?

    A, i możliwe że niektóre duszki mają przerąbane. :-D Jeśli przeczytasz mój wpis p.t. “Science Fiction”, będziesz wiedział, że mnie się to nie kłóci. Reinkarnacja też jakoś nie. Chodzi o to, że jak to jest naprawdę, to tylko TNT, a po to Bóg dał człowiekowi rozum, żebyśmy sobie szukali takiej filozofii, wiary, czy jeszcze czegoś innego, co nam najlepiej pozwoli żyć w zgodzie ze sobą i generalnie być dobrym człowiekiem. Bo o to, moim zdaniem, naprawdę w tym wszystkim chodzi. O miłość. Każdy kocha inaczej, ale Miłość jest jedna…

    OdpowiedzUsuń
  3. RichardP16:10

    Zgadza się czytałem o tymże takie teorie pojawiły się znacznie wcześniej w kościele wschodnim niż rzymskim.
    Byślę że dalsza dyskusja na ten temat nie ma sensu bo się po prostu zgadzamy co do tego że Bóg nie ma zamiaru, ani nie jest zmuszony nikogo “wydziedziczać”, albo że istnieje w ogóle coś “poza Bogiem” jakaś “ciemna otchłań” (niekoniecznie w sensie przestrzennym). Szczegóły techniczne “zbawienia” (reinkarnacja, czyściec) są dla nas sprawami drugorzędnymi które i tak możemy sobie tylko “z grubsza” wyobrazić i tym tez sie nie ma za bardzo co zajmować.
    Pamiętaj jednak, że ta filozofia nie zakłada braku kary, a jedynie nadzieję na pozytywny jej rezultat.

    oczywiście! Choć dosłownie hinduizm nie mówi o winie i karze, zasłudze i nagrodzie ale “przyczynie i skutku”.


    Generalnie chodzi mi o to, że nie widzę sensu w Bogu ograniczającym się tylko do zbawiania dobrych ludzi.

    Dokładnie bo obowiązuje zasada “logiki rozmytej” czyli bezsensu “stawiania granic”.
    Gdyby było inaczej Bóg raczej by tą granicę dokładnie określił “poza tą granicą nie ma możliwości odpokutowania”.

    Co do źródła zła w człowieku i Szatanie - tak rozumiem wykładnię kościoła - źródłem wszelkiego zła czynionego przez ludzi sa “podszepty Szatana”. Ale Jednoznacznie stwierdzają że Lucyfer był początkowo dobrym więc co go skłoniło do przejścia “na ciemną strone mocy”? Pycha? No tak ale pycha taka sama w sobie jest złem więc juz musiała istnieć w naturze Lucyfera - Bóg stworzył go z pychą tak jak stworzył ludzi np z popędem seksualnym, lękiem przed śmiercią, uczuciami macierzyńskimi etc.
    Czyli wychodziłloby na to że źródłem (prapoczątkiem) zła jest Bóg. Tym bardziej jest to bez sensu bo jednocześnie KK stwierdza że Lucyfer jest najinteligentniejszą istotą (zaraz po Bogu). Jeśli więc był taki mądry i inteligentny winien zdawać sobie sprawę że tak się skończy jego wybór. Jeśli taki geniusz jak Lucyfer tego nie przewidział to jakmożemy wymagać tego od człowieka który naprawdę mało “ogarnia” o co chodzi w tym świecie motajac sie w tysiacach pożadań, instynktów, filozofi, religi etc.
    Trzeba by założyć że Bóg stworzył surowe prawa i zasade że “nieznajomosć prawa szkodzi”. To mi sie kłóci z bogiem-Miłością i sprawiedliwością.

    OdpowiedzUsuń
  4. RichardP16:12

    Nie twierdzę że znam odpowiedź - sam jej wciąż szukam, ale na pewno na gruncie hinduizmu jest mi łatwiej gdyż filozofia ta zupełnie różni się od chrześcijaństwa. Oczywiście jak zauważyłęś pewne współne aspekty również występują, ale są zupełnie inne założenia, operuje sie innymi pojęciami. Jeśli zajmujesz się filozofią hinduizmu czy buddyzmu musisz używać pojęć sanskryckich takich jak karman, brahman, atman, samskara etc. Po prostu nie da się tego przetłumaczyć na łacinę czy polski bo w zachodniej filozofii takie pojęcia nigdy nie istniały. Takie dłumaczenia typu samskara=czyściec, atman=dusza ludzka, brahman=Bóg etc zawsze będą obarczone błędem. Nie będą tłumaczeniami dosłownymi, Nie wystarczy poznać samego określenia typu “brahman” ale całe wyobrażenie tego czym to jest. Tak więc hinduizm np nie używa określeń typu “grzech” “zło”. Jako hinduista nie mogę Ci odpowiedzieć skąd się wzięło zło bo nie uznaje jego istnienia (w takim sensie jak to rozumie zachód). Zło można prztłumaczyć na “cierpienie” (dukha), ale i tu znów nieporozumienie (i tu wracamy do mojego wątku od któego zaczęła sie ta dyskusja). Bo hinduizm uwaza że cierpienie samo w sobie jest “złe” jest czymś co człowiek powinienen usunąć. A w chrześcijaństwie jest to traktowane czasem inaczej, np samo zbawienie dokonało się dzięki CIERPIENIU Jezusa. Również mówi sie że cierpienie uszlachetnia człowieka itp.
    Ale oczywiście jako dla hinduisty również nie wszystko jest dla mnie “jasne i oczywiste”.
    Chrześcijaństwo “walczy” z grzechem i złem (któych źródłem jes Szatan), hinduizm z cierpieniem (któego źródłem jest niewiedza - Awidja). Ale po co brahman dokonał “manifestacji kosmicznej” tzn całego aktu Tworzenia. Po co Stworzył awidję która jest źródłem całej tej Iluzji (tzw. Maya). Nie twierdże że to wynika bezpośredni z hinduizmu, ale na dzień dzisiejszy moje mętne wyjaśnienie tego wszystkiego to coś w rodzaju, że “Bóg” stworzył świat dla “rozrywki”.
    To tak jak ludzie oglądają horrory, albo męczą się jakimiś sportami, czy upijają.
    Nikt nie chciał by być z samej swojej natury “otępiony”. Ale tak kochamy się odurzać różnymi narkotykami bo wiemy że to jest stan przejściowy (oczywiście nie chodzi mi tu tylko o narkotyki w sensie chemicznym np alkohol). Ogólnie jest w nas jakaś potrzeba “aby coś się działo”. Jak pisał Mickiewicz “nie zazna szczęścia w niebie kto nie doznał goryczy na ziemi ni razui”. Na gruncie psychologi jest to dla mnie oczywiste (ktoś kto zawsze był zdrowy, piękny i bogaty nie docenia tego póki tego nie utraci), ale na gruncie filozofi to juz troche trudniej. Tak to można powiedzieć że Bóg dokonując wcielenia w materię jakby się “odurza”. Czy np chrześciaństwo nie traktuje Chrystusa jak “naćpanego Boga”? Jezus miał naturę tożsama z najwyższym. Sam dokonał dobrowolnej decyzji o “wstąpieniu w ciało” wiedząc z czym to sie wiaze. To tak jak Ty jeśli na trzźwo podejmujesz decyzję “wypalę pół grama MJ” (albo wypiię pół litra wódki - kto co tam woli), wiesz że będziesz przez określony czas “ograniczony”. Gdybyś wiedział że po wypiciu butelki wódki będziesz już pijany na zawsze nigdy bys tego nie zrobił. Wiem że może to brzmi trochę mętnie i bluźnierczo, ale inaczej nie potrafię tego wytłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  5. RichardP16:13

    Generalnie chodzi o to że cierpienie wcale nie musi być cierpieniem. Wszystko można inaczej interpretować. Przecież jiogini twierdzą że “wszystko jest cierpieniem”(w świecie niewiedzy, materi) ból wiadomo, ale i przyjemność jest cierpieniem bo wiemy że kiedyś się skończy i to rodzi ból (np miłość jest niby ok ale przeciez kiedys sie skonczy - ktos Cię zdradzi, albo po prostu umrze, źona będzie cierpiała bez Ciebie). Wybacz osobisty przykłąd ale np Twój syn - kochasz go jest dla Ciebie wielkim szczęściem że się urodził, ale ile jednocześnie cierpienia to Tobie daje (lękasz się o jego zdrowie, przyszłość, jak sobie ułoży życie, kiedyś bdziesz cierpiec bo zdasz sobie sprawe ze umierajac sprawiasz mu ból etc). A z drugiej strony ból - niby oczywiste zło? A masochiści ? A chrześcijańscy mistycy osiągajacy ekstazy “jednoczas sie z ciepiacym Chrystusem” swoimi stygmatami etc. Dobrym przykłądem jest papieros. Jeśli karme potraktujemy jako prostą zasade grzech rodzi cierpienie, dobro rodzi przyjemność. To co papieros będzie nagroda czy kara za jakiś czyn? PRzeciez wielu ludzi uwielbia palic i gdy po przerwie zapala sa bardzo zadowoleni, inni zaś cierpia na sam zapach dymu. I co ważne to sie może zmnienić u danego człowieka. Palacz może rzucić i czuć ból kiedy musi wdychac dym, a niepalacy moze sie nauczyc palic i tym delektowac. Oczywiscie abstrahuje tu od medycznych aspektów paleni :) Generalnie uwazam ze reinkarnacja nie polega na tym że trzeba “swoje odcierpiec”. Zadałeś ból wiec musisz dostac taki sam ból i tak samo CIERPIEC. Raczej chodzi o ZROZUMIENIE swojego czynu (czyli pozbycie sie Awidji-niewiedzy). To tak jak piszesz o Hitlerze nie chodzi o to aby cierpiał ale aby zrozumiał jak inni cierpieli (bo kiedy zadawal cierpienie tkwił w niewiedzy). Dlatego jeśli ukradne 100zł to “i mi ukradna 100zł” ale wcale nie chodzi o to abym zamartwial sie tak jak ofiara ktora okradlem. W sumie wciaz nawiazuje do mojego watku od ktorego zaczela sie dyskusja. Cierpienie nie jest wartoscia, mozna powiedziec ze samo w sobie jest “złem”. Tak wiec “cierpiac” “grzeszysz”. A czym sa Cierpienie i przyjemność? Emocjami tak więc choidzi o to aby nie ulegac emocją. Tak to tłumacza mistrzowie buddyjscy - jeśli boli Cię głowa ani nie należy się tym zamartwiać “och jak cierpię jak boli mnie głowa”, ani udawac że głowa nie boli. Po prostu stwierdzamy zę boli głowa - jest to jakiś stan któy ma swoja przyczyne (np 5 piw wieczorem). I nie jest tu potrzebe pojecie zła. “Upijanie sie jest złe i sprowadza kare w postaci cierpienia jakim jest kac”. Istnieje tylko przyczyna i skutek. Przyczyna to alkoholm skutek - ból głowy. I tyle. Religie ucza nas technik jak kierowac ciagami zdarzeń ale (przynajmniej wschodnie) nic nie nakazuja. To Twój wybór. Jeśli pijesz to widac rzeczywistoś na ktora składa sie upojenie i kac jest tym czego wlasnie pragniesz wiec robisz to. Jeśłi Ci sie to “znudzi” mozesz przestac pic i bol juz sie nie pojawi. Oczywiscie to proste przyklady ale chodzi tu o caly sens “zła” “cierpienia”. Natomiast świadomość że nie ma możliwości trwałego “oddzielenia sie od Boga” jest jak “to tylko kac który się skończy za parę godzin”. Ze Awidja jest ograniczona a nasza prawdziwa natura jest brahman czyli sat-ćit-ananda (wieczny byt wieczna świadomość wieczna szczęśliwość) Co ja tłumacze jescze prosciej brahman czyli “Bóg” to “istnieć”+”miec świadomość”+”szczescia” czyli->”Ja Jestem Szczęśliwy” to prawdziwe imię Boga.

    OdpowiedzUsuń
  6. RichardP16:15

    Generalnie chodzi o to że cierpienie wcale nie musi być cierpieniem. Wszystko można inaczej interpretować. Przecież jiogini twierdzą że “wszystko jest cierpieniem”(w świecie niewiedzy, materi) ból wiadomo, ale i przyjemność jest cierpieniem bo wiemy że kiedyś się skończy i to rodzi ból (np miłość jest niby ok ale przeciez kiedys sie skonczy - ktos Cię zdradzi, albo po prostu umrze, źona będzie cierpiała bez Ciebie). Wybacz osobisty przykłąd ale np Twój syn - kochasz go jest dla Ciebie wielkim szczęściem że się urodził, ale ile jednocześnie cierpienia to Tobie daje (lękasz się o jego zdrowie, przyszłość, jak sobie ułoży życie, kiedyś bdziesz cierpiec bo zdasz sobie sprawe ze umierajac sprawiasz mu ból etc). A z drugiej strony ból - niby oczywiste zło? A masochiści ? A chrześcijańscy mistycy osiągajacy ekstazy “jednoczas sie z ciepiacym Chrystusem” swoimi stygmatami etc. Dobrym przykłądem jest papieros. Jeśli karme potraktujemy jako prostą zasade grzech rodzi cierpienie, dobro rodzi przyjemność. To co papieros będzie nagroda czy kara za jakiś czyn? PRzeciez wielu ludzi uwielbia palic i gdy po przerwie zapala sa bardzo zadowoleni, inni zaś cierpia na sam zapach dymu. I co ważne to sie może zmnienić u danego człowieka. Palacz może rzucić i czuć ból kiedy musi wdychac dym, a niepalacy moze sie nauczyc palic i tym delektowac. Oczywiscie abstrahuje tu od medycznych aspektów paleni :) Generalnie uwazam ze reinkarnacja nie polega na tym że trzeba “swoje odcierpiec”. Zadałeś ból wiec musisz dostac taki sam ból i tak samo CIERPIEC. Raczej chodzi o ZROZUMIENIE swojego czynu (czyli pozbycie sie Awidji-niewiedzy). To tak jak piszesz o Hitlerze nie chodzi o to aby cierpiał ale aby zrozumiał jak inni cierpieli (bo kiedy zadawal cierpienie tkwił w niewiedzy). Dlatego jeśli ukradne 100zł to “i mi ukradna 100zł” ale wcale nie chodzi o to abym zamartwial sie tak jak ofiara ktora okradlem. W sumie wciaz nawiazuje do mojego watku od ktorego zaczela sie dyskusja. Cierpienie nie jest wartoscia, mozna powiedziec ze samo w sobie jest “złem”. Tak wiec “cierpiac” “grzeszysz”. A czym sa Cierpienie i przyjemność? Emocjami tak więc choidzi o to aby nie ulegac emocją. Tak to tłumacza mistrzowie buddyjscy - jeśli boli Cię głowa ani nie należy się tym zamartwiać “och jak cierpię jak boli mnie głowa”, ani udawac że głowa nie boli. Po prostu stwierdzamy zę boli głowa - jest to jakiś stan któy ma swoja przyczyne (np 5 piw wieczorem). I nie jest tu potrzebe pojecie zła. “Upijanie sie jest złe i sprowadza kare w postaci cierpienia jakim jest kac”. Istnieje tylko przyczyna i skutek. Przyczyna to alkoholm skutek - ból głowy. I tyle. Religie ucza nas technik jak kierowac ciagami zdarzeń ale (przynajmniej wschodnie) nic nie nakazuja. To Twój wybór. Jeśli pijesz to widac rzeczywistoś na ktora składa sie upojenie i kac jest tym czego wlasnie pragniesz wiec robisz to.

    OdpowiedzUsuń
  7. RichardP16:16

    Jeśłi Ci sie to “znudzi” mozesz przestac pic i bol juz sie nie pojawi. Oczywiscie to proste przyklady ale chodzi tu o caly sens “zła” “cierpienia”. Natomiast świadomość że nie ma możliwości trwałego “oddzielenia sie od Boga” jest jak “to tylko kac który się skończy za parę godzin”. Ze Awidja jest ograniczona a nasza prawdziwa natura jest brahman czyli sat-ćit-ananda (wieczny byt wieczna świadomość wieczna szczęśliwość) Co ja tłumacze jescze prosciej brahman czyli “Bóg” to “istnieć”+”miec świadomość”+”szczescia” czyli->”Ja Jestem Szczęśliwy” to prawdziwe imię Boga. Ten któy może sobie powiedzieć w 100% szczerze i trwale “Jestem śzczęśliwy” jest “Bogiem” właśnie. Wracjac do tego co pisałem wczesniej o subiektywnym odczuwaniu zjawisk to “złe” sa jakiekolwiek emocje, chyba że służa usunieciu emocji. Tak wiec jeśłi boli Cie głowa i cierpisz możesz zacząć sobie wmawiac ze to przyjemnośc że jest o miłe czujesz jak toksymy sa wyrzucane z krwi etc. Ale nie po to aby sie nurzac w “przyjemnosći” ale po to aby “zniwelowac” “negatywne emocje”. Patańdjali pisze “gdy atakuja słabości wytwarzanie przeciwieńśtw”. Czyli np. Odczuwasz “grzeszna” żadze do kobiety (bo masz żone a tu zapowiad sie na zdrade i wiesz ze suma sumarum ta zdrada przyniosła by Ci wiecj przykrosci niz przyjemnośći tzw. konsekwencje). Tu odwrotnie niz w przypadku z bolem glowy tym co powoduje poruszenie Twojego umyslu (ćitta vritti) jest podniecenie żadza - wiemy jakie jest to przyjemne fizycznie wiec mozna wytworzyc przeciwieństwo “negatywne emocje” np wizualizacja ohydnych wnetrznosci tej kobniety ktore tkwia pod skóra, albo płacz Twojej żony gdy sie o wszystkim dowie itp. I nie chodzi o to aby cierpiec w ten sposob ale aby “zrównoważyc emocje” aby “plus i minus” dały zero czyli znikły emocje i mogl spojojnie podjac wybor zgodnie z Twoja wiedza (zasadami moralnymi, rozsadkiem itp), To nazywa sie w hinduiźmie “ćitta vritti nirodhah” (powściągnięcie zjawisk świadomości). Natomiast z tego co obserwuje chrzescijaństwo jakoś straszna wage przywiazuje do “negatywnych emocji” uznajac je za “złe” “grzeszne” etc. A podaza za “dobrymi” (np ekstazy podczas adoracji itp).
    Dla hinduzimu wszystkie poruszenia umysłu sa źródłem cierpienia, ale jak piosałem możemy jes sprytnie wykorzystać do kierowania swoim karmanem co przypomina troche może gre w szach ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. RichardP16:16

    Katolik jest dobry dla innych “z miłości” a hindiusta “z wyrahowania”. Czy to coś “złego”?

    Co do reinkarnacji (samskara) to tez przyklad tego że nie da sie tego przetłumaczyc dosłownie na zachodni język, Hinduista nienawidzi samskary tak jak bogobojny katolik grzechu, a czemu ludzie na zachodzie wierza w reinkarnacje (New Age)? Często dlatego że “niebo” to nie wiadomo co wlasciwie cos jak matrix gdzie jest nudno i trzenba tkwic “bożym blasku” powtarzajac “o jak mi dobrze wiebmy pana b nam tu tak dobrze” i tak przez całą wieczność…brr okropnieństwo niewiele lepiej niz w piekle. A reinkarnacja to różne “przygody” niosace troche cierpienia ale i znane przyjemnosci tzn seks, kariera, pieniadze miłość etc

    Tak więc widzisz że jest tu zupełnie inne podejście do tego samego pojęcia.

    OdpowiedzUsuń
  9. Liam16:16

    Tak więc widzisz że jest tu zupełnie inne podejście do tego samego pojęcia.

    No właśnie widzę.

    I prawdę mówiąc, spotykamy się tu chyba tylko w połowie drogi. Bo jak dla mnie to za dużo koncentracji na tych szachach jest. :-D To znaczy, ja staram się odczarować trochę to moje chrześcijaństwo z cierpiętnictwa, ale z drugiej strony nie wpadać w ideologię szczęścia jako celu nadrzędnego - nie wiem, czy potrafię to jasno wyrazić.

    Kwestia niepoddawania się emocjom jest dla mnie raczej pragmatyczna niż duchowa. Owszem, nie pozwalam sobie na płacz i rozczulanie się nad sobą bo jestem chory, bo z dzieckiem coś się dzieje, bo mi się ogólnie w życiu nie układa. Ale i nie szukam swojego Graala w szczęśliwości, czy też obojętności na uczucia. A tak trochę rozumiem to, co napisałeś. Jakby w hinduizmie najważniejszy był święty spokój. ;-)

    Ja raczej próbuję przekraczać te emocje, żeby zrobić coś konstruktywnego tu, na ziemi i jakoś tam być w zgodzie ze sobą. Ty pewnie też, tyle że inaczej. I fajnie. Co do wizji raju, to to, co prezentujesz też mnie absolutnie nie pociąga. Ale także nie New Age. Jeśli ciekawi Cię moja osobista wizja raju - poczytaj mój wcześniejszy wpis: “Sny“. Trochę to nieudolnie opisałem, ale może coś wyjaśni.

    I wybacz, chyba nie zapuszczę się w spekulacje, dlaczego Bóg stworzył świat. Nie mam pojęcia i jakoś mi ta wiedza nieszczególnie potrzebna do szczęścia.

    Ale… tak żeby się tylko pobawić tą myślą… skąd właściwie pomysł, że Bóg stworzył szatana? W Księdze Rodzaju jest tylko alegoria stworzenia kosmosu, ziemi i życia na ziemi z człowiekiem (a raczej kobietą) jako jego ukoronowaniem. O stwarzaniu aniołów - upadłych czy też nie - ani słowa. Że wąż? No, to zwierzę, którym mógł się przecież posłużyć istniejący już, niezależnie od Boga, szatan.

    No, ja zaraz walnę taką herezję że chyba komputer mi padnie. :-D Ale… No bo tak: jest jeden Bóg, stwórca wszystkiego. No zgoda, On jeden wziął i stworzył. Ale co jeśli ich jest więcej? Znaczy istot - takich jak Bóg? I szatan jest jednym z nich? Przecież nie możemy tego wiedzieć na pewno.

    Dla mnie cała sprawa z chrześcijaństwem wygląda tak, że co nas to właściwie obchodzi? To starożytni Grecy emocjonowali się kto z kim na Olimpie. Mnie to niepotrzebne. Dowiem się po zmartwychwstaniu - mam nadzieję. A póki co - to tylko zabawne spekulacje, nic więcej.

    Dzięki za wciągającą dyskusję. :-)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.