czwartek, 31 maja 2018

Rant

Dawno nie pisałem i pewnie nikt mnie tu już nie pamięta. Ale choćby dla siebie napiszę:

Zepsuł mi się laptop kilka dni temu. Znaczy nie zepsuł, tylko się zapętliła aktualizacja. Jak wiadomo, przy Windows 10 niespecjalnie ma się wybór. A zatem zapętliła się tak, że nic nie pomagało. Poprosiłem żonę, żeby zawiozła laptopa do pobliskiego serwisu, jako że to moje narzędzie pracy i nie bardzo mogę sobie pozwolić na czekanie na naprawę, a nasz znajomy magik komputerowy jakoś się nie odezwał. Gość w serwisie stwierdził, że w życiu nie widział, żeby się aktualizacja sama zapętliła i powiedział, że może wgrać system na czysto (to jest z utratą wszystkich zapisanych dokumentów) za 200 zł.

Sam w międzyczasie sprawdziłem w sieci i okazało się, że są setki wątków na różnych forach na temat takiego między innymi zapętlenia tej i różnych innych aktualizacji. Najczęstszym powodem był program antywirusowy (nagle niekompatybilny choć wcześniej nie sprawiał problemów). Ja go akurat nie miałem, ale to nie wyklucza innych problemów. W każdym razie stwierdzenie faceta, że "w życiu nie widział" i próby wmówienia nam, że ktoś musiał wyłączyć lapka w trakcie aktualizacji (nie wyłączył) ewentualnie, że bateria musiała się wyczerpać (był podłączony do gniazdka) upewniło mnie, że gość nie jest szczególnie kumaty (w serwisie!), a czystą instalację to ja sam sobie mogę przeprowadzić za darmo. I nawet nie o kasę chodzi, tylko z jakiej racji mam dawać zarobić debilowi, który ewidentnie nie zna się na swojej robocie?

To też w końcu zrobiłem, choć jestem przekonany, że był lepszy sposób. Niestety, nie mam czasu na grzebanie się w BIOSIE, wypróbowywanie różnych poleceń kodu, których wprawdzie nie rozumiem, ale od czego kopiuj-wklej. Pewnie bym się w to bawił 20 lat temu, ale to nie Windows 98, nie mam też - jak wspomniałem - kilku dni czasu na eksperymenty. W rezultacie nie straciłem muzyki, ebooków ani zdjęć bo mam to wszystko w różnych chmurach, ale straciłem kilka filmów, które ostatnio ściągnąłem (do odzyskania), trochę mniej lub bardziej ważnych dokumentów (przepadły) i ustawień programowych które (jak myślałem) łatwo przywrócić. Okazało się, że niezupełnie. I na każdym kroku szlag mnie trafiał.

Po pierwsze sama instalacja. Przy którymś kroku dostaję opcję: a) zainstaluj system i zachowaj swoje pliki b) zainstaluj system bez zachowania plików. Wybieram naturalnie a) i czytam komunikat: zainstalowanie systemu z zachowaniem plików jest niemożliwe. I wyrzuca mnie na początek drogi (jakieś 4-5 kroków wstecz, nawet nie do poprzedniego ekranu). A przecież sam system dawał opcje do wyboru, tak? I nic, żadnej inteligentnej informacji dlaczego...

No nic, poszło. Wgrywam programy. Poczta. Używam Thunderbirda Mozilli od wielu lat. Miałem dobrze ustawiony filtr spamu, własne foldery, przekierowania i obsługę trzech adresów email: na onecie prywatny, wirtualnej polsce służbowy i gmaila dla rejestracji różnych usług Google. Otóż okazało się, że najnowsza wersja Thunderbirda (a nie mam opcji ściągnięcia wcześniejszej) obsługuje subskrypcję folderów. W międzyczasie bowiem, wzorem gmaila, którego i tak nie używam w charakterze poczty, nasze portale wprowadziły tzw. "inteligentne foldery," czyli rozdzielanie poczty na grupy dyskusyjne, powiadomienia, społeczności i inne tego typu bzdury (każde własne pomysły). Czyli mniej więcej to, co ja miałem na swoim Thunderbirdzie ustawione ręcznie, tyle że moje było konkretnie dla mnie - oddzielny folder na pocztę służbową, faktury, grupę, której jestem członkiem, itd. Teraz, poza normalnie upierdliwym ustawieniem filtrów na nowo i nauczeniem programu, że nie wszystko co on uważa za spam jest dla mnie spamem (chcę np. dostawać reklamy ebooków z ulubionych portali a nie chcę reklam obuwia), zupełnie nie mogę sobie poradzić z wyżej wymienionymi folderami, które odgórnie sortują moją pocztę jak uważają za stosowne. I nie da się ich wyłączyć, tylko muszę znaleźć takie ustawienia filtrów, żeby efekt końcowy był dla mnie wygodny.

W międzyczasie, tak koło soboty, wirtualna polska w ogóle przestała odbierać moją służbową pocztę. Wcześniej też bywały problemy, bo to są automatyczne wiadomości, zawsze z tym samym nagłówkiem, po kilkadziesiąt dziennie i zdarzało się, że automatycznie lądowały w spamie. Tym razem jednak nie ma ich w żadnym folderze. Kolega sprawdził logi, wysyłane były normalnie, ale do mnie nigdzie nie docierały. Uznaliśmy za prawdopodobne, z uwagi na bliskość dat, że to ma związek z RODO. Musiałem zmienić adres służbowy na gmaila.

Kolejna sprawa. Zanim jako tako ten system postawiłem, pościągałem i poinstalowałem niezbędne mi programy, przesiadłem się chwilowo na laptop żony. I nowa niespodzianka. Dawno temu, przy okazji każdej przesiadki, ręcznie musiałem kopiować zapisane linki, notować gdzieś hasła dostępu (a do pracy potrzebuję około 50 takich linków i porównywalną liczbę unikalnych haseł). Dlatego z radością przyjąłem zmianę polegającą na możliwości utworzenia na Firefoksie, Chrome i innych przeglądarkach własnego konta, które automatycznie przekazywało te rzeczy na każdy komputer, czy tablet z którego korzystałem. Ale teraz (czego jestem niemal pewien nie robiło wcześniej), zamiast wylogować żonę wyrzucając jej linki i hasła a pokazując moje, system po prostu dodał moje do jej. Muszę dodawać, że w przypadkowej kolejności? Żeby więc wrócić na swoje urządzenie, musiałem najpierw (znowu ręcznie, jak za dawnych czasów) wykasować swoje skróty i hasła z jej przeglądarki. W przeciwnym wypadku ona musiałaby się przekopywać przez moje 150 linków do swoich kilkunastu, a ja na swój laptop zaimplementowałbym również jej hasła. No, skonać można!

Jeszcze z tego wszystkiego do końca nie wybrnąłem. Dodam, że powyższa powieść opisuje tylko kilka poglądowych przykładów - mam tego na kopy z niemal każdym programem. I nie tylko programem.

Mamy internet w Netii. Co kilka tygodni z obiecanych (i opłacanych przecież) 5Mb robi się nagle poniżej 2. Nie mogę wtedy pracować, że nie wspomnę o oglądaniu filmów, czy słuchaniu muzyki co, w zgodzie z modą ostatnich czasów czynimy wszyscy w oparciu o internet. Zwykle w takich sytuacjach pomagał telefon do Netii, krótki (mniej lub bardziej) ping-pong w stylu: "Proszę zrestartować router" "Restartowaliśmy, nie pomaga" "Proszę wyłączyć próbnie kilka urządzeń" "Zrobione" itd, oni coś restartowali u siebie i działało. Wczoraj też zadziałało, niestety tylko na kilka godzin. Po południu przy prędkości 1,2Mb nie mogłem otworzyć nawet strony głównego forum, na którym pracuję. Po kolejnym telefonie, zdecydowali się przysłać technika. Pół godziny później internet już było powyżej 3Mb co mi w zasadzie wystarcza, ale pomyśleliśmy, niech przyjdzie.

Przyszedł. Dzisiaj. Nawet uprzejmie zapowiedział się telefonicznie (oni świąt to nie mają?). Z tym, że to był technik z Orange, nie z Netii. On miał sprawdzić fizyczne łącza, których nikt przecież co kilka tygodni nie potrąca, ani pani z obsługi w Netii zdalnie kabli nie przekłada, żeby działały znowu. Cóż miał ten chłopak zrobić? Pogadaliśmy chwilę i poszedł. A skarżyć się znów nie ma na kogo ani do kogo bo przecież nawet awanturę przez telefon mógłbym najwyżej zrobić tej pani, co odbiera i przekazuje dalej. Kafka. Normalnie Kafka, już nawet nie Bareja.

O, jeszcze jeden kafkowski przykład mi się przypomniał. Opłacam też za parę groszy miesięcznie tzw. internet zdalny w T-Mobile. Nie w telefonie tylko na dinksie USB. Jak nam net siada, albo gdzieś na wyjeździe podłączam i płacę za pobierane dane. Taki awaryjny układ, jak nam prąd wyłączają (a bywa że często), to parę godzin pracy lapka na baterii i dinksie mam, żeby zrobić najpilniejszą robotę. Po ostatniej awarii komputera i internetu podłączam dinksa, a ten chce się aktualizować. Nie może zrealizować połączenia z netem, bo jest nieaktualny. Ale nie może pobrać aktualizacji, bo nie ma netu. Ale nie może być netu, bo jest nieaktualny. Ale... No żesz!

Ostatnio zwyczajnie fioła dostaję.  Żona mówi, że się do mnie odezwać nie można, bo taki wściekły chodzę. A przypominam, że powyższe to tylko wyciąg - żeby opisać wszystkie ostatnio przeżywane przygody musiałbym siedzieć do kolacji.

Wszystko to frustruje mnie potwornie, bo odbiera mi poczucie jakiejkolwiek kontroli. Mam wrażenie, że te różne korporacje, ich "systemy" decydują za mnie o sprawach daleko bardziej dla mnie istotnych, niż jakieś tam reklamy na podstawie źle chronionych danych osobowych, o których wszyscy wrzeszczą z panice. Czuję się tak, jakbym za chwilę miał rano wstać i zobaczyć, że w wiacie przed domem zamiast niebieskiej Pandy stoi, dajmy na to, czerwony Matiz. Bo ktoś w jakimś systemie uznał, że ten samochód będzie mi bardziej odpowiadał. A ja nie mam nic do powiedzenia. Tak samo, jak w sprawie folderów w poczcie internetowej, sposobu przenoszenia linków przez przeglądarkę, czy wyglądu strony internetowej banku, z którego korzystam. To też ostatnio zmieniono i wszyscy uważają to za normalne, nie słyszałem żeby się ktokolwiek skarżył, a ja mam problem, bo poprzednia była dla mnie o wiele wygodniejsza. Co najwyżej jakiś jeden z drugim niewydarzony futurysta podnosi lament, że zagraża nam sztuczna inteligencja. Moim zdaniem, to prędzej zagraża nam brak inteligencji, a przede wszystkim brak wpływu na to, z czego korzystamy. Ciekawe, że jakoś nikt tego nie zauważa...

Uff!

I tak mnóstwo pominąłem. Na przykład coś, o czym pisałem parę tygodni temu na Facebooku - sposobie sortowania muzyki. Teraz mogę sobie niby te wszystkie utwory zgrać na lapka z powrotem (i nawet po ściągnięciu jednego z programów zaczęło się to automatycznie, co spowalniało mi dodatkowo net, a o czym nie wiedziałem i męczyłem się przez kilka godzin), ale robi to w drzewku. Tzn folder wykonawcy, tam folder albumu, w albumie dopiero jedna czy dwie piosenki. I jak z tego wyłuskać jakąś listę, którą sobie chciałbym ułożyć bez przeklikiwania się przez dziesiątki folderów? Zresztą z ebookami jest to samo.

Cała sprawa nie dotyczy zresztą wyłącznie rzeczywistości wirtualnej. Na codzień przeszkadza mi też na przykład hałas. Mieszkam w małej, podwarszawskiej miejscowości, typowej sypialni. Z tym, że pracuję w domu więc jestem na miejscu praktycznie przez całą dobę. I niemal codziennie czuję się jak na placu budowy.

Za oknem mam taras i ogród, a posiedzieć tam, nawet w weekend, nie zawsze można. Pomijam fakt, że w okolicy sporo się buduje (choć nie zawsze powinno), ale w modę weszły ostatnio dziesiątki hałaśliwych urządzeń. Kiedyś, wiadomo, hałasowały kosiarki. I czasem piły bo w ogrodzie nie każdy potrafi siekierą pomachać a i drewno na zimę czasem trzeba porąbać. Ale to raz na jakiś czas, nawet jeśli sąsiadów dużo. Ale teraz? Sekatory elektryczne, nożyce spalinowe, dmuchawy do liści, myjki ciśnieniowe, odkurzacze samochodowe... no ludzie! Od trzech lat nie mam dokąd uciec nie tylko w ogrodzie, ale i w mieszkaniu, bo okna mam wszystkie nieszczęśliwie na jedną stronę.

A nad czym dyskutują sąsiedzi na grupie facebookowej? Nad zanieczyszczeniem powietrza. I to, broń Boże, nie od samochodów, których na każdej posesji stoi co najmniej dwa (nie licząc tego, co w garażu), a w normalny dzień o dowolnej porze przejść się nie da, żeby co najmniej cztery mnie nie minęły (i to bynajmniej nie w centrum, a na bocznych uliczkach). Nie, smog powoduje palenie w kominkach! Dowód? Bo smog bywa głównie jesienią i zimą... No, ręce opadają! Hałasu nikt nie zauważa, nikomu nie przeszkadza? Nikt nie lubi posiedzieć po południu (albo i rano, skoro w okolicznych sklepach i na ulicach tłumy w dni powszednie od 9:00 rano?) w ogródku i posłuchać ptaków, zamiast kolejnej krajzegi?

W tej sytuacji chyba z radością powitałbym jakąś sztuczną inteligencję, pod warunkiem, że byłaby rzeczywiście inteligentna. Może ona poradziłaby sobie z konkretnymi problemami, zamiast bić pianę o modnych "zagrożeniach." Może zauważyłaby, że jesteśmy już teraz, a nie w przyszłości, pozbawiani decyzyjności w najprostszych i dość fundamentalnych sprawach. I tak, wiem, że to problemy inteligenta z klasy średniej. Nie wspominam o problemach "zwykłych ludzi" bo ostatnio jakoś się chyba nie utożsamiam...Nie pytajcie dlaczego. To temat na innego posta, którego pewnie nawet nie napiszę. Po co? Przecież dziś każdy wie swoje. To znaczy wie ze swojej gazety, czy stacji telewizyjnej. Halo, czy ktoś tu jeszcze myśli?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.