środa, 23 maja 2012

Dylemat więźnia czyli o pochodzeniu cnoty

Kolejna książka, którą ostatnio czytałem. Bardziej może o socjologii, czy nawet biologii niż religii, ale też mnie zainteresowała. Nie chodzi bynajmniej o cnotę czystości (co jakoś nie wiedzieć czemu kojarzy się automatycznie), ale o wszelkiego rodzaju przejawy uprzejmości i altruizmu w społeczeństwie. Autor przedstawia historię poszukiwania odpowiedzi na pytanie, czy zachowania altruistyczne mamy w genach, czy też są one wyuczone a co za tym idzie charakterystyczne wyłącznie dla ludzi.

Od razu powiem, że nie są naszą wyłączną domeną. Nie tylko zwierzęta, ale i owady, a nawet komórki wykazują pewnego rodzaju zachowania - jeśli nie altruistyczne to przynajmniej nieegoistyczne. Acha, i nie będę się tu zagłębiał w spór pod tytułem kreacjonizm czy ewolucjonizm bo dla mnie u podstaw tego dylematu leżą absolutnie fałszywe przesłanki. W skrócie powiem tylko, że jeżeli stworzył nas Bóg, to logicznie rzecz biorąc stworzył najpierw mechanizmy ewolucyjne a następnie za ich pomocą ukształtował człowieka. I tyle. A sprawa wspomnianej cnoty jest dla mnie ciekawa bo interesuje mnie, czy została uwzględniona na wcześniejszym (ewolucyjnym) etapie tworzenia człowieka, czy dana nam (podobnie jak dusza nieśmiertelna) w odróżnieniu od reszty zwierząt. Tyle tytułem wstępnych zastrzeżeń.

Dylemat więźnia to pojęcie znane w teorii gier. Jest to mianowicie sytuacja, w której dwóch podejrzanych zostaje zatrzymanych przez policję. Policja, nie mając wystarczających dowodów do postawienia zarzutów, rozdziela więźniów i przedstawia każdemu z nich tę samą ofertę: jeśli będzie zeznawać przeciwko drugiemu, a drugi będzie milczeć, to zeznający wyjdzie na wolność, a milczący dostanie dziesięcioletni wyrok. Jeśli obaj będą milczeć, obaj odsiedzą 6 miesięcy za inne przewinienia. Jeśli obaj będą zeznawać, obaj dostaną pięcioletnie wyroki. Każdy z nich musi podjąć decyzję niezależnie i żaden nie dowie się czy drugi milczy czy zeznaje, aż do momentu wydania wyroku. Jak powinni postąpić? Konkretne liczby mogą być różne, ważny jest ich stosunek. Przypatrzcie się tej zagadce i pomyślcie sami, co jest korzystniejszą strategią: milczenie, czy zeznawanie?

Tak, to bardzo wredna gra. Niezależnie bowiem od tego, co zrobi wspólnik, zawsze opłaca się sypać: albo skróci się własny wyrok z 10 do 5 lat, albo w ogóle wyjdzie na wolność. W efekcie każdy racjonalny człowiek wybiera zdradę (pomijamy tu pczywiście moralny aspekt samego ewentualnego przestępstwa, które nawet mogło nie nastąpić), a wynik takiej strategii jest mniej korzystny dla obu graczy, niż gdyby sobie zaufali i solidarnie milczeli.

Ta historia jest stara jak świat (w każdym razie znana była już w latach 60-tych czy nawet 50-tych). Co jest naprawdę fascynujące to to, że takie racjonalne zachowanie wykazują tylko ludzie nie znający tego przykładu, postawieni w takiej sytuacji po raz pierwszy, z niezbyt dobrze znanym sobie przeciwnikiem. Sprawa w ogóle inaczej układa się, gdy gracze są spokrewnieni, a już najciekawiej jest, kiedy grają razem po kilkanaście, czy kilkadziesiąt razy. Tu bowiem, niezależnie od początkowych wahań, przeważa po pewnym czasie strategia współpracy w stosunku 60 do 40% rozgrywek. Naturalnie przy założeniu, że gracze nie mogą się ze sobą porozumiewać w żadnym momencie, ani też nie wiedzą, ile razy przyjdzie im powtarzać rozgrywkę. Z kolei, znając z góry ilość rozgrywek, najczęściej zaczynają od współpracy, by pod koniec sesji zacząć sypać w nadziei na odniesienie spektakularnego zwycięstwa na "ostatnich metrach."

W pewnym momencie stworzono nawet program komputerowy, a konkretnie urządzono konkurs na program komputerowy, który zaprezentuje najbardziej efektywną strategię. Wygrał taką batalię program oparty na zasadzie "oko za oko:" W pierwszej rozgrywce współpracował (czyli milczał), a w każdej kolejnej powtarzał to, co poprzednio zrobił przeciwnik. (czyli współpracował dalej, jeśli wspólnik milczał, zdradzał, jeśli ten zdradził poprzednio - i tak do skutku).

Morał z powyższego jest taki, że (przynajmniej w teorii gier) nie tyle opłaca się być altruistą, ile odpłacać pięknym za nadobne. Okazuje się jednak, że wszystko to bardzo ładnie wygląda w świecie statystyk i programów komputerowych. W życiu, mimo, że ślepo licząc taka strategia daje największe szanse na osiągnięcie sukcesu, nie tylko ludzie jej nie stosują, ale nawet w przyrodzie znaleziono raptem kilka przykładów na zastosowanie strategii "oko za oko:" u ryb czyścicieli na rafach koralowych i w stadach nietoperzy "wampirów." A już na ten przykład nic takiego nie wydarza się w stadach lwów, o naczelnych nie wspominając...

Naturalnie mowa tu nie o stosunkach w rodzinie, wśród przyjaciół czy nawet niekoniecznie współpracowników (chociaż to już prędzej), ale nawet w tak beznamiętnych dziedzinach jak ekonomia, gdzie odniesienie sukcesu jest motorem wszelkiego działania.

Czy jest to dowód na to, że zostaliśmy stworzeni a nie wyewoluowaliśmy sami? Nie, bo takiego dowodu nie powinniśmy nigdy zdobyć. Konkluzja ogólnie jest niejasna. Dla mnie ciekawszy jest inny wniosek: skoro w jakimś tam stopniu zostaliśmy "zaprogramowani" na działanie oko za oko, to chrześcijaństwo podnosi nas o stopień wyżej nie martwiąc się o dobór naturalny, przetrwanie gatunku i temu podobne. A na ile każdy z nas indywidualnie potrafi sprostać temu wyzwaniu i przezwyciężać swój - także przecież i biologiczny - egoizm w życiu codziennym? Na ile my w ogóle, jako jednostki społeczne - dorastamy do chrześcijaństwa?

18 komentarzy:

  1. Darwinizm społeczny to bardzo ciekawy pogląd, chociaż trudno tu mówić o dowodach bo one nie są jednoznaczne. Jeśli Cię to interesuje powinieneś poczytać Kropotkina ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, właśnie do Kropotkina mi chyba najbliżej, choć też nie we wszystkim się z nim zgadzam. Ale anarchistą jestem zdecydowanie po nim :)

      Usuń
  2. Egoizm to podstawowa cecha upadłego człowieka. Człowiek po tym, jak posłuchał szatana w ogrodzie Eden, stracił swój bliski związek z Bogiem. Zaczął się upadek i naszej psychiki, i naszych ciał. Zmienił się sposób żywienia ludzi, zmienił się też klimat, a i na padlinie zwierząt (pojawiła się śmierć) rozwijały się zarazki, atakujące ludzi. Ale przyjdzie dzień, że już tego nie będzie. Marana tha! Osobiście nie wierzę w teorię pana Darwina. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, zarazki rozwijały się na długo przedtem, zanim pojawił się na Ziemi człowiek. A co do egoizmu - to o tym właśnie jest debata. Z obserwacji wielu uczonych wynika, że właściwie podstawową cechą człowieka (i nie tylko jego) jest nie czysty egoizm, ale nepotyzm. To zjawisko też jednak nie bierze góry nad interesem grupy społecznej; poza rodziną stosunki socjologiczne właściwie wymykają się klasyfikacji. Przypuszczam, że tu właśnie istnieje pole najbardziej zaciętej walki Szatana z Bogiem o nasze dusze.

      Tym bardziej więc można docenić chrześcijańskie ideały altruizmu i pokoju, które w ten chaos na powrót wprowadzają Boski ład.

      Z jednym mogę się tu zgodzić: człowiek w Edenie był zapewne altruistycznie nastawiony, bo takim go Bóg stworzył oryginalnie. Następstwem grzechu pierworodnego jest chaos, jakiego doświadczamy w świecie. A obietnica Boga, że przetworzy ten świat na nowo w momencie Przyjścia - napawa nadzieją.

      Usuń
  3. Osobiście wierzę w teorię ewolucji i sądzę że pitek antropus był nastawiony niezbyt altruistycznie, ale przede wszystkim na przetrwanie. Jak i reszta świata. Chrześcijaństwo natomiast w ogóle pierwotnie nie było nastawione na przetrwanie ale na zbawienie. Potem się to zmieniło, jak się Kościół zaczął urządzać na tej Ziemi. Teraz tak chyba pół na pół. I nie wiem czy człowiek w zamyśle jest stworzony altruistycznie, gdyż zachowanie Adama (przed grzechem) jakoś o altruizmie nie świadczy? - czy wytrącił Ewie owoc z ręki? Czy chciał ją ratować przed niebezpieczeństwem? Czy się zatroszczył co się z nimi stanie ?Stał jak kołek i się przyglądał. Z zachowania pierwszych ludzi (tych w raju, nie na ziemi) można raczej wywnioskować, że zostali stworzeni z niezmierną ciekawością nieznanego, ze słabością, ale altruizmu jakoś nie widzę.
    Za to zarazki chyba z puszki Pandory;0 pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Może należy uznać, że obie teorie są przybliżeniem prawdy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może. Jak napisałem, moim zdaniem (jak również zdaniem Kościoła Katolickiego o ile znam jego naukę) te teorie wcale się nie wykluczają. Księga Genesis opowiada "co" się wydarzyło, a Darwin próbuje odpowiedzieć na pytanie "jak" się to stało. Obie rzeczywistości mogą równie dobrze koegzystować i wcale do zrozumienia tego nie potrzeba być doktorem teologii, filozofii czy kosmologii i fizyki kwantowej.

      Za to przeciętnemu człowiekowi z pewnością dobrze robi znajomość podstaw fantastyki naukowej i pomysłów (literackich wprawdzie, ale bardzo poszerzających horyzonty myślenia) dotyczących równoległych rzeczywistości, nieciągłości czasu i paru innych koncepcji może nie udowodnionych jeszcze naukowo, ale zajmujących najwybitniejsze umysły naszych czasów.

      Tak czy inaczej bardzo proszę o ewentualne komentarze dotyczące mojego wpisu a nie Darwina. Nie bardzo mam ochotę dyskutować z tzw kreacjonistami, którzy usiłują podważać współczesną naukę argumentami typu, że "pies nie powstał z kukurydzy." Wybaczcie, ale zupełnie nie potrafię dyskutować na takim poziomie ignorancji. Kilku komentarzy w tym stylu już nie opublikowałem i dalszych również nie zamierzam. Sam nie jestem żadnym wybitnym intelektualistą, ale pewien poziom staram się utrzymać...

      Usuń
  5. Przeczytałam jeszcze raz ten wpis i doczytałam się, że uprawiasz jak zresztą cały KK antropologię religijną.:

    "A sprawa wspomnianej cnoty jest dla mnie ciekawa bo interesuje mnie, czy została uwzględniona na wcześniejszym (ewolucyjnym) etapie tworzenia człowieka, czy dana nam (podobnie jak dusza nieśmiertelna) w odróżnieniu od reszty zwierząt"
    .
    Kiedyś o tym rozmiawialiśmy zresztą. Pytam więc: na jakiej podstawie twierdzisz, że dusza nieśmiertelna dana jest wyłacznie człowiekowi? Czy nie wchodzisz takim twierdzeniem w kompetencje Pana Boga? Czy nie robisz właśnie tego, co zarzucasz tak często KK?
    Człowiek wydobył się z procesu stworzenia, tak? Owszem pierwszy człowiek , imieniem Lucy, (pitek antrop) został tak oznaczony przez naukowców umownie tylko, przecież jednak wiadomo, że Lucy też miała swoich rodziców którzy się od niej genetycznie nie róznili specjalnie. Wychowany na Star-Treku zadziwiłeś mnie takim twierdzeniem, gdyż jak wiem, dopuszczasz teorię istnienia wielu populacji innych gatunków, ras we wszechświecie. Twierdzenie na tym tle, że tylko człowiek posiada duszę nieśmiertelną jest co najmniej zastanawiające, nie sądzisz? Pewnie możesz przytoczyć kilka cytatów z Biblii potwierdzających takie stanowisko, jednak można by przytoczyć kilka innych przeciw choćby z Księgi Koheleta. Myślę, że ta kwestia należy do Boga i On sam wie, jakie są dalsze losy człowieka i reszty stworzenia. Ale nie sądzę by człowiek mógł o tym przesądzać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mylisz posiadanie duszy z nieśmiertelnością. Ale faktycznie, to ja się nieprecyzyjnie wyraziłem, przepraszam. Chodziło mi o to, że coś jednak różni człowieka od reszty stworzenia. Przede wszystkim to, że jako jedyny został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Moim zdaniem dusza jest właśnie tym obrazem.

      Ponadto dusza oznacza dla mnie możliwość przeżywania rzeczywistości duchowej. Rozumiem, że mogłabyś dyskutować, czy psy albo koty nie przeżywają czegoś duchowego. Ale co w takim razie z kurczakami? Albo szerszeniami? Tu też ciężko byłoby postawić granicę, nie sądzisz?

      Wreszcie dusza to dla mnie możliwość dokonywania wyborów i osądów moralnych, łącznie z głosem sumienia. Cokolwiek byś chciała twierdzić, zwierzęta moralne nie są i nie kierują się sumieniem. Posiadanie psychiki i zdolność odczuwania emocji to jeszcze nie dusza.

      Znam tekst z Koheleta o którym mówisz. Moim zdaniem on mówi o tym, co człowiek może "sam z siebie" bez pomocy Boga. A bez niej właśnie jest tylko zwierzęciem.

      Nie twierdzę i nigdy nie twierdziłem, że zwierzęta nie mogą być nieśmiertelne. Tego rzeczywiście nie wiemy. Może nasza ludzka miłość do naszych ulubieńców jest w stanie podarować im nieśmiertelność? Może Bóg zrobi to przez wzgląd na nas, a może przez swoją miłość do całego stworzenia? Nie wiem. Ale wiem, że coś ważnego różni nas od zwierząt i że nie jest to tylko zdolność do abstrakcyjnego myślenia. Zatem, z braku lepszej definicji, określam to coś jako duszę.

      Natomiast Star Trek to rzeczywiście wspaniała i poszerzająca horyzonty opowieść, ale nie zawiera w sobie całej sci-fi. Koncepcje innych, wysoko rozwiniętych technologicznie i społecznie ras, które jednak bardziej przypominają zwierzęta niż ludzi, bywają dość wstrząsające, choć nie mieszczą się w optymistycznej wizji Rodenberry'ego.

      Usuń
  6. Ok w takim ujęciu się z Tobą zgadzam. Ja duszą nazywam byt który istnieje (żyje) niezaleznie od życia ciała, także po jego śmierci. Niezależnie od stopnia rozwinięcia tego bytu, w sensie jak to ująłeś przeżywania duchowości, osądów moralnych. Czyli jakakolwiek świadomość która żyje dalej po unicestwieniu ciala w moim rozumieniu jest duszą. Nie psychiką bo psychika związana jest z ciałem, z aktywnością mózgu. I w tym znaczeniu mówię, że nie nam sądzić czy tylko człowiek czy nie tylko, posiada przywilej życia po tamtej stronie światła. Ale z Tobą też się zgadzam w rozumieniu że odrózniamy się od reszty znanego nam stworzenia. Bo czynimy dobro i zło a reszta jest po prostu dobra. Nie wiem czy to na naszą korzyść świadczy... Tylko zastanawiam się... bo wiesz kiedyś ludzie uważali że Czarnoskórzy nie mają duszy. Mówienie w jakiejkolwiek kwestii, że "tylko my...." prowadzi do pychy... zawsze. Czy starczy ludziom pokory kiedyś przy spotkaniu z "Klingonami", "Wulkanami" posługując się nazewnictwem Star-Treka?

    OdpowiedzUsuń
  7. Fmitw16:39

    Chciałbym wtrącić co do samego założenia "dylematu więźnia".
    Niby najlepsza metoda obniżenia sobie kary to zdrada - zapomina się jednak o pewnej możliwości.
    Zdradzając możemy zyskać wolność lub dostać tylko połowę wyroku(w przypadku zdrady obu stron) ale narażamy się na zemstę wychodzącego po 10 latach zdradzonego skazanego(który nie zdradził) a to stawia nas w sytuacji, że możemy stracić więcej(życie) niż zyskaliśmy(wolność na jakiś czas). Nawet jeśli oboje zdradzą nie będą się szanować(nie będą też szanowani) i w więzieniu nie będzie im łatwo te 5 lat odsiedzieć ;)
    Moim zdaniem najkorzystniejsza jest jednak współpraca bo mimo, ze ryzykuję 10 lat odsiadki(to zawsze będę mógł się odegrać) ale jeśli i drugi więzień nie będzie chciał się narażać na zemstę to będzie milczał i oboje odsiedzimy tylko 6 miesięcy a po wyjściu pójdziemy razem na piwo i rozejdziemy z szacunkiem. Szanowani też będziemy w kryminale ;)
    Tak więc w rzeczywistości każdy powinien wybrać milczenie czyli współpracę zamiast egoistycznej zdrady.
    Dziś niestety świat w większości jest egoistyczny i zapominamy o prawdziwej sile współpracy(robieniu czegoś dla innych).
    Najzabawniejsze jest w tym to, że większość ludzi uważa się za religijnych a przecież Jezus uczył altruizmu nie egoizmu.
    Pomagając innym nawet bezinteresownie naprawdę zyskujemy najwięcej bo jeśli inni tego nie dostrzegą to my sami mamy poczucie własnej wartości.
    Oczywiście w dzisiejszych egoistycznych czasach nie możemy dać się wykorzystywać i każda próba nadużycia powinna być przez nas karana.
    I jeśli nasze życie będzie wyznaczone zasadami których przestrzegamy(honorem) to nie ulegniemy dzisiejszemu kreowaniu zła(zdrady) za najlepsze choć egoistyczne wyjście. Nie będziemy stawiali swego dobra kosztem innych.
    Pozdrawiam.
    Fmitw - Free man in the world

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym, że dylemat więźnia to model sytuacji. Abstrakcyjne założenie używane dla wyliczenia statystycznych danych. Zatem ani zemsta ani wspólne pójście na piwo nie ma tu nic do rzeczy.

      Ale w Twojej wypowiedzi ciekawi mnie co innego. Wyraziłeś się na temat "dzisiejszych egoistycznych czasów." Interesuje mnie jakie czasy historyczne uznałbyś za nieegoistyczne i dlaczego?

      Usuń
  8. Fmitw22:35

    Wiem, że to tylko model... Lecz mnie intryguje fakt, ze w dzisiejszych czasach wszystko tak się zaczyna kreować by "zło" zaczynało wyglądać "dobrze"
    Czy to nie przypomina wersetu biblijnego, że szatan może przybierać postać anioła światłości?
    Nie wiem dlaczego ale na każdym kroku widzę jak zmienia się pojęcie dobra i zła.
    Dlatego dodałem do tego "modelu" założenia które zostały pominięte(celowo) by zdradę uczynić "dobrym wyjściem" a które udowadniają, że jednak współpraca i honor są "prawdziwą wartością".

    Co do czasów historycznych - nie jestem historykiem by zasadnie wypowiedzieć się na temat historii. Osobiście uważam, że może tylko w biblijnym "Raju" było sprawiedliwie...
    Człowiek od zawsze kieruje się egoizmem i jest to dopuszczalne jeśli to "zdrowy egoizm" - jak mówią - "każdy grabi do siebie a nie od siebie".
    Źle to zaczyna wyglądać jeśli to "grabienie" jest kosztem innych.
    Uważam, że w każdym okresie historii były społeczności które cechowała współpraca i wzajemne troszczenie się o siebie.
    Jednak dziś zobojętnienie społeczne staje się chyba najbardziej dominujące a komercyjny tryb życia spycha nas w coraz to głębszą przepaść zapatrzenia w siebie.
    Człowiek zapomniał co znaczy dawać - każdy woli brać...
    Przykro patrzeć jak młodzi ludzie są przepojeni tym komercyjnym egoizmem który system lansuje jako najlepszy styl życia.
    Może to zabrzmi dziwnie - sądzę jednak, że ludzie mają dziwną cechę i zaczynają rzeczywiście współpracować tylko w sytuacji wspólnego zagrożenia.
    Np wojna, wspólny wróg - determinują społeczeństwo do poświeceń dla ogółu, do wzajemnej pomocy a nawet poświęcenia własnego życia by ratować innych.
    W spokojnych czasach tylko nieliczne jednostki są zdolne do takich czynów.
    Niestety obawiam się, że to jednoczenie się w sytuacji zagrożenia jest (może genetycznie) uwarunkowane chęcią zachowania gatunku i przetrwania - a więc też trochę egoistyczne. To jednak chyba "zdrowy" egoizm ;)
    Reasumując - szkoda, że ludzie w "spokojnych czasach" nie widzą zagrożeń jakie sami na siebie sprowadzają i tak jak Ewa skuszona poznaniem "dobra i zła" wciąż brniemy dalej zrywając kolejne jabłka.

    Pozdrawiam.
    Fmitw

    OdpowiedzUsuń
  9. Fmitw10:38

    Chciałbym jeszcze dodać dla lepszego zrozumienia tego co chciałem przedstawić, że nie uważam człowieka ogólnie za istotę kierującą się tylko egoizmem - by ktoś tak nie zrozumiał.
    Winę za dzisiejszy stan rzeczy ponosi głównie system polityczny w jakim żyją ludzie. To on kreuje takie egoistyczne i czysto komercyjne postawy.
    Tu przytoczyłbym cytat wspomnianego wyżej Kropotkina:
    "Człowiek z natury jest dobry i altruistyczny, jedynie państwo ze swym aparatem przymusu uniemożliwia mu rozwój i kształtowanie pozytywnych cech charakteru."

    Uważam, że lepiej niemożna tego ująć.

    Osobiście uważam, że człowiek sam byłby wstanie wykreować społeczeństwo w którym kierowałby się wartościami ogólnie akceptowanymi a samoczynnie unikałby wszelkich zachowań ogólnie odrzucanych.
    Sądzę, że każdy człowiek sam musi zrozumieć swoje złe postępowanie i poczuć chęć podążania właściwą drogą(akceptowaną przez ogół społeczności). Żaden "aparat przymusu" i sztuczne ograniczenia, zakazy, nakazy, niczego nie polepszą a wręcz przeciwnie.
    Mówi się "zakazany owoc najlepiej smakuje" ;)
    Czy większość kierowców stosuje się do ograniczeń prędkości nawet jeśli za ich przekraczanie grozi mandat - nie :(
    Gdyby natomiast w społeczeństwie ogólnie zapanowało przeświadczenie, że to jest niewłaściwe i nagminne łamanie tej zasady powodowałoby dezaprobatę a nawet wykluczanie ze społeczności to rzadko kto popełniałby takie czyny.
    Każdy kierowca który zrozumie, że może doprowadzić do nieszczęścia i będzie tego świadomy na co dzień wyrzekając się brawury nie będzie przekraczał prędkości lub nie będzie prowadził po kieliszku.
    To wszystko jednak musiałoby stać się w nas - ludziach.
    Sami w swoich sercach i umysłach musielibyśmy zrozumieć jaka droga jest właściwa i chcieć nią wspólnie podążać.
    Zamiast niszczyć ten świat z lekkomyślności, chęci zysków i coraz bardziej "luksusowego" życia. Musimy zacząć dbać o niego bo to nasz jedyny dom i będą w nim mieszkać nasze dzieci.

    Sam człowiek w głębi duszy to wszystko wie - jak być dobrym.
    Jednak system w jakim żyjemy(stworzony przez cwaniaków chcących żyć kosztem innych) zatruwa nam umysły od dzieciństwa wpajając chęć uczestnictwa w tym wyścigu szczurów.

    Odrzucam system i choć muszę w nim żyć, uważam się za wolnego człowieka świata starającego się postępować dobrze. Przekazując swoim dzieciom by nauczyły się słuchać głosu swojego serca.

    Pozdrawiam.
    Fmitw

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimowy18:46

    Coś kolego pomyliłeś z "dylematem więźnia". Jeżeli obydwaj milczą odnoszą korzyść maksymalną. Jeżeli obydwaj sypią wzajemnie, korzyść jest mniejsza. Altruistyczne milczenie jest obarczone ryzykiem bo drugi może sypać i wtedy dla altruisty jest najgorzej. W układach wielu uczestników, symulacje komputerowe z wykorzystaniem algorytmów genetycznych, pokazują, że altruizm jest najkorzystniejszą strategią ewolucyjną pomimo działalności grup egoistycznych. Głowa do góry! Jezus wiedział czego naucza. Polecam "Świat nauki" sierpień 2012 artykuł >ewolucja współpracy<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pomyliłem. Rozpisz sobie na diagramie, to będzie Ci łatwiej zrozumieć :)

      Dylemat jest wówczas, kiedy korzyść z mojego oszustwa jest wyższa niż z obopólnej współpracy, nie na odwrót. To co napisałeś nie wygląda nawet na żaden sensowny wariant gry, przykro mi.

      Usuń
  11. Fmitw09:08

    Cytat z początku tematu:(Morał z powyższego jest taki, że (przynajmniej w teorii gier) nie tyle opłaca się być altruistą, ile odpłacać pięknym za nadobne.)

    I to wszystko wyjaśnia - takie jest podstawowe założenie - wet za wet. To jednak nie jest dobrym wyjściem na dłuższą metę... prowadziłoby do wzajemnej wrogości a tak się nie da żyć.

    Dlatego wciąż uważam, że ten model został celowo tak zbudowany by zdradę kreować.
    System w jakim żyjemy właśnie tego potrzebuje do swojego działania - byśmy nie byli lojalni wobec siebie jako ludzie tylko sprzedawali się nawzajem systemowi("władzy").
    Gdyby ludzie jako dana społeczność(niezbyt liczna) byłaby zbyt lojalna wobec siebie, wspierając się wzajemnie i dbając o dobro drugiego nawet bardziej niż o własne. Wtedy grupy uzurpujące sobie prawo do władzy, które np oszustwami wyborczymi tą władzę zdobywają wykorzystując "naiwność społeczną" nie miałyby racji bytu i wtedy tylko ludzie rzeczywiście pracujący na korzyść danej społeczności mogliby reprezentować tą społeczność.
    Niestety brak jest tak odpowiedzialnych ludzi lub jest ich zbyt mało gdyż wszyscy wyrośliśmy w systemie kreującym zdradę i patrzenie tylko na własny interes :(
    Wszyscy w większości zapominają, że system może odebrać nam wszystko(dziś jesteś milionerem jutro możesz być bezdomnym), nawet życie - nie może nam tylko odebrać jednego - godności i honoru, jeśli te cechy posiadamy!
    I dlatego właśnie kreowane są takie niegodne postawy i tworzone takie "teorie gier" by ta brudna gra mogła trwać dalej.

    Pozdrawiam.
    Fmitw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz kolego, ale bzdury piszesz. Opisywany przeze mnie model nie został zbudowany żeby cokolwiek kreować tylko badać ludzkie zachowania. Jest to jeden z wielu modeli socjologicznych. Są i inne ale mnie akurat ten zainteresował bo o nim czytałem.

      Pod tym co piszesz w kolejnym akapicie (o społeczności) podpisałbym się wszystkimi czterema łapami ale to utopia kontra demokracja. I temat na inną notkę.

      Natomiast dalej rozszerzasz pojęcie systemu z modelu socjologicznego do realiów społeczno-gospodarczych czy nawet kulturowych. Można by z tym osobno dyskutować, ale razem jako argumentacja to się kupy nie trzyma.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.