piątek, 16 marca 2012

Uległość

Tytuł trochę przewrotny, zważywszy na to, o czym chciałbym napisać. I tak, dalej będzie o Chacie, pewnie przez dłuższy czas bo książka ta naprawdę wywarła na mnie wielkie wrażenie. Ale nie tylko ona.

Przyjaciółka zadała mi pytanie, w kontekście rozmowy Macka z Tatą, w której Bóg właściwie powiedział, że nie przepada za polityką, biznesem i religią. Że wszystkie te zjawiska na świecie są zinstytucjonalizowane, poddane hierarchii i poświęcone władzy bardziej, niż czemukolwiek innemu. Dalej, skoro Bóg kładzie (po kobiecemu) nacisk na relacje zamiast na osiągnięcia i obowiązki to... po co komu chodzenie do kościoła?

Cóż, mam nadzieję że wybaczy mi owa przyjaciółka, iż jeszcze coś o niej opowiem. Nie znacie jej więc nie będzie to odkrywaniem czyichś prywatnych tajemnic. W każdym razie, ona jest teraz na etapie wyzwalania się z wielu lat niewoli poczucia obowiązku. W różnych sferach swojego życia. A, jak wiadomo, entuzjazm neofity czasem powoduje przechylenie wahadła równie mocno, tyle, że w drugą stronę.

Żeby było ciekawiej, ta sama przyjaciółka jest równocześnie na etapie budowania relacji z (jak twierdzi) mężczyzną jej życia. W tym kontekście stwierdziła z kolei niedawno, że właśnie sobie uświadomiła, że miała dotąd wobec niego nierealne oczekiwania. "Teraz już rozumiem," napisała mi kiedyś, "że wspólne życie to nie tylko romantyczne chwile, ale też i proza życia i codzienne obowiązki i zmęczenie." No... właśnie.

Z kolei w jeszcze innej książce, którą mi poleciła (niekoniecznie religijnej, traktującej między innymi o poszukiwaniu Boga ale w kontekście poszukiwania siebie) natrafiłem na takie zdanie: "Modlitwa to związek; połowa zadania należy do mnie."

I dalej, niemal w tym samym rozdziale: "Chyba nam wszystkim się wydaje, że aby być świętymi, musimy dokonać jakiejść generalnej, dramatycznej zmiany charakteru, że musimy wyrzec się własnej osobowości. To klasyczny przykład tego, co tutaj na Wschodzie zwą "złym myśleniem." (...) Surowość i wyrzeczenie - tylko dla zasady - nie są tym, czego nam potrzeba. Aby poznać Boga, wystarczy wyrzec się jednego - poczucia oddzielenia od Boga."

Mam wrażenie, że odpowiedź zawiera się już w tych wszystkich cytatach. Ale powtórzę ją jeszcze własnymi słowami. A, i dopowiem, co ma z tym wspólnego tytułowa uległość...

Otóż, jeśli przyjmiemy za punkt wyjściowy, że dla Boga relacja ważniejsza jest od wszystkiego co czynimy, włącznie z najwspanialszymi choćby aktami pobożności, to... no cóż, to przecież nie znaczy, że pobożność zasługuje na potępienie? Pusta pobożność: dla tradycji, z przyzwyczajenia, z poczucia obowiązku - to nic nie daje. Ale jeśli kogoś kochamy, choćby żonę, czy dziewczynę - czyż nie podejmujemy czasem wyrzeczeń dla ukochanej w imię miłości?

No przecież wynoszenie śmieci jest i pozostanie obowiązkiem. Czy to znaczy, że nie muszę ich wynosić, żeby udowodnić żonie, że ją kocham? Skoro obowiązki się nie liczą? No, nie muszę. Ale skoro kocham, to przecież chcę, prawda? No i czym będzie ten związek, jeśli ja przestanę wynosić śmieci i odkurzać a ona (zależnie od podziału prac) prać albo i gotować? I skupimy się tylko... no właśnie, na czym? Z czego w takim razie budowana ma być ta mitycznie "jedynie ważna" relacja?

Zgadzam się i z tym, że postrzeganie drogi do świętości, czy tylko nawrócenia, jako zwrotu i zmiany charakteru jest niewłaściwe. Nie po to nas Bóg stworzył (a widział, że to było dobre) takimi, jacy jesteśmy, żebyśmy mieli przebudowywać swoją osobowość o 180 stopni, żeby Mu się przypodobać. Dlatego każdy z nas jest święty inaczej. Jeden lubi modlić się w lesie, inny w meczecie a jeszcze inny należy do kółka różańcowego. I tak miało być.

Ja nie wiem, czy w naturze mojej przyjaciółki leży coniedzielna msza święta, czy powinna codziennie odmawiać brewiarz i czynić znak krzyża przed każdym posiłkiem. Wiem, że powinna odnaleźć własną drogę do Boga. Kościół, jak jej w pewnym momencie powiedziałem, z jego tradycjami i rytuałami służy w dużej mierze po prostu jako miejsce spotkań. Niczym restauracja na randkę. Nie można winić kelnera, jeśli jedzenie było dobre, muzyka przednia, ale rozmowa z narzeczonym się nie kleiła. No - ta połowa należy, droga Przyjaciółko, do Ciebie.

O uległości mówi Jezus w Chacie. Pięknie mówi: o tym, że hierarchia nie jest potrzebna, jeśli ludzie służą sobie nawzajem. Pozwólcie na jeszcze jeden cytat: "Szczere relacje są naznaczone uległością, nawet kiedy wasze wybory nie są dobre ani zdrowe. (...) My naprawdę podporządkowujemy się sobie nawzajem, zawsze tak było i zawsze będzie. (...) W uległości nie chodzi o władzę ani posłuszeństwo, tylko o miłość i szacunek. Tobie jesteśmy oddani w taki sam sposób."

Podsumowując: Bóg nie przepada może za zhierarchizowaną religią, ale jest wobec nas uległy i pełen szacunku. Nie nagradza nas może za same akty pobożności, ale jeśli są one wykonywane z miłości i ofiarowywane z miłością, nie wzgardzi przecież takim darem. Nie jestem lepszy od nikogo z was tylko dlatego, że czasem udaje mi się tygodniami nie opuścić codziennej, porannej mszy. Nie jestem też gorszy bo nie przyjmuję podczas niej Komunii Św. Pamiętajmy, liczymy się dla Boga przez to, że jesteśmy, a nie przez to, co robimy. Tyle, że chcąc odpowiedzieć na miłość, każdy z nas zechce coś zrobić, prawda? I dobrze, byle było to zgodne z naszym charakterem, nie wymuszone jakąś przez nas wymyśloną wizją "świętości."

A tak na marginesie, przeczytałem niedawno, że w niektórych krajach zmienia się tekst przysięgi małżeńskiej. Ponoć zamiast "Biorę sobie ciebie za żonę," będzie się odtąd mówiło: "Oddaję się tobie za męża." Powiedzcie, czy nie piękniej?

4 komentarze:

  1. I troche pokory i to wszystko, aby byc szczesliwym... po mojemu oczywiscie
    serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, odniosę się do tej książki nieco bardziej krytycznie... Miałam bowiem okazję tłumaczyć na język polski z angielskiego artykuł na jej temat - były w tym artykule dość obszerne fragmenty "Chaty". I powiem jedno, zdecydowanie lepiej jest opierać swoją wiarę na Biblii, a nie na książkach napisanych przez ludzi - choćby ci ludzie byli najmądrzejsi i najbardziej pobożni. W jakimś celu w końcu Biblia istnieje, prawda?
    Odniosę się też do tego, co napisałeś: "Nie po to nas Bóg stworzył (a widział, że to było dobre) takimi, jacy jesteśmy, żebyśmy mieli przebudowywać swoją osobowość o 180 stopni, żeby Mu się przypodobać. Dlatego każdy z nas jest święty inaczej. Jeden lubi modlić się w lesie, inny w meczecie a jeszcze inny należy do kółka różańcowego. I tak miało być." - a co z nawróceniem? Człowiek owszem, dopóki żyje na tej Ziemi, gdzie jest skażenie i niedoskonałość, zawsze będzie miał swoje słabości i upadki, ale czy to znaczy, że nie ma się uświęcać? Ja w Biblii widzę coś zdecydowanie innego. Natomiast to o miejscu modlitwy (zwłaszcza w meczecie!) to trochę mi to brzmi bardzo w stylu New Age. Na zasadzie "róbta co chceta". Nie mogę się z tym zgodzić. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście nie musisz się zgadzać. Zauważyłem zresztą, że Chatę krytykują głównie protestanci. Mam wrażenie, że to jednak głównie dlatego, że katolikom nie bardzo chciało się ją czytać. :)

      Co do nawrócenia, to cała książka o nim właśnie traktuje. Rozumiem, że czytałaś fragmenty, ale w tym przypadku większość fragmentów ukazuje zapewne konkretne poglądy, pomija natomiast całą akcję (nawrócenia właśnie).

      Co do ostatniego cytatu to "róbta co chceta" powiedział Jurek Owsiak kilka lat temu z okazji bodaj jednego z pierwszych koncertów WOŚP. Z kolei autorem oryginału ("Kochaj i rób co chcesz") jest św. Augustyn. Rozumiem, że żadnego z nich można za autorytet nie uważać, jednak z New Age nie mają oni zbyt wiele wspólnego. Jezus za to, na pytanie które przykazanie jest najważniejsze, odpowiada:

      "Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. (38) To jest największe i pierwsze przykazanie. (39) Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. (40) Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy." (Mt22:37-40)

      Jak dla mnie, znaczy mniej więcej to samo.

      Usuń
  3. Z tym meczetem to może trochę przesadziłeś, ale czytałem że jest w chrześcijaństwie (chyba nawet w katolicyzmie) taki nurt teologiczny pod nazwą Nadzieja Powszechnego Zbawienia.

    Mnie to trochę przypomina tę anegdotkę o tym, czy Bóg może stworzyć tak ciężki kamień, że nie da rady go podnieść. Ale jak tak pomyśleć... Skoro Bóg może wszystko, to czy może zbawić wszystkich ludzi, jacy kiedykolwiek żyli na świecie? Niezależnie od wyznania? No przecież może, prawda? A czy może wszystkich potępić? No właśnie chyba nie, skoro nas kocha. I przecież oszczędzał całe miasta, w których znalazł 50 czy tam 10 sprawiedliwych?

    Także ja bym się jednak tak na logikę opowiedział za tym, że ci z meczetu też mogą dostąpić zbawienia. Katolicy czy w ogóle chrześcijanie mają może łatwiej bo więcej podetknięte pod nos, ale to nie znaczy, że wszyscy spoza tego kręgu będą od razu potępieni.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.