wtorek, 3 stycznia 2012

Refundacja a intronizacja

Przepraszam, obiecuję, że nie zmienię charakteru tego bloga i nie przerzucę się na tematy polityczne. Jednak to zagadnienie dotyka także mnie bo jestem przewlekle chory. Wprawdzie nie należę ostatnio do najbiedniejszych, leczę się prywatnie i póki co pytanie, czy mam zapłacić za leki 300 czy 30 złotych miesięcznie nie spędza mi snu z powiek. Ale - jak pisałem niedawno - nie zawsze tak było i nie zapomniałem lekcji, której nauczyło mnie życie. Zresztą, jestem dość dojrzały by wiedzieć, że w każdej chwili obecny dobrobyt może się skończyć i wtedy już taki ważny nie będę. :D

Ale nie o tym chciałem, to tylko tytułem usprawiedliwienia. Dla mnóstwa ludzi to poważne dylematy i nie chcę powiedzieć, że nie doceniam sprawy tylko dlatego, że mnie akurat stać. Dziwi mnie inna kwestia.

Mianowicie, jeszcze niedawno mówiło się, że jest w naszym kraju 90% katolików. Są ludzie (rozumiem, że to może mniejszość, ale dość głośna), którzy jedyny "ratunek" dla Polski widzą w intronizacji Chrystusa. Osobiście nie wiem przed czym ten ratunek, ale i o to mniejsza. Zasadnicze pytanie, jakie mnie w tym kontekście nurtuje brzmi: Dlaczego Jezus miałby królować nad państwem, w którym potrzebne są tak zawiłe procedury kontrolowania ludzi, żeby nie przywłaszczali sobie czegoś, co im się nie należy? Procedury, dodajmy, których lekarze boją się na tyle, że odmawiają brania w nich udziału?

Co to za społeczeństwo? Dlaczego, skoro tak wielki odsetek wśród nas wierzących, w ogóle potrzebujemy takich kontroli? Czemu nie jest tak, że każdy wie co mu przysługuje i zwyczajnie idzie do apteki i mówi a aptekarz mu wierzy? Czyż uczciwość nie jest cnotą chrześcijańską?

Otóż nie i to jest właśnie paradoks, który mnie zastanawia. Jakoś w naszym społeczeństwie dziwnie przyjęło się, że każdy korzysta jak może i widzi w tym raczej powód do dumy niż grzech. Praca "na czarno," oszukiwanie na podatkach, wyłudzanie recept czy zwolnień lekarskich... Ciekawy jestem, czy ktoś się w ogóle z takich rzeczy spowiada. O łamaniu przepisów drogowych nawet nie wspomnę bo zostałbym wyśmiany.

Ja nie wiem, nie rozumiem. Przekracza moje pojęcie jak można nazywać się katolikiem i robić takie rzeczy z czystym sumieniem. A jest tego więcej. Choćby dziś, wychodząc z kościoła usłyszałem dwóch starszych panów, którzy przechodzili rozmawiając. Nie wiem o czym bo nie słuchałem, ale wręcz uderzyło mnie w uszy jak jeden z nich, nota bene całkiem nobliwie wyglądający, wykrzyknął: "Ach to żydy pier***!"

O ile słowo z gwiazdką nieszczególnie mnie szokuje, jako że język ojczysty mamy bogaty i każdy dojrzały człowiek powinien umieć posługiwać się emfazą, nawet kwiecistą, o tyle użycie słowa żyd w kontekście innym niż narodowość człowieka o którym akurat rozmawiamy jest dla mnie szczególnie obraźliwe. Zwłaszcza w kraju, w którym byliśmy świadkami Holocaustu. Zwłaszcza w kraju, w którym jest podobno 90% katolików, dla których najważniejszym przykazaniem jest miłość Boga i bliźniego. Zwłaszcza w kraju, który ma pretensje do bycia Chrystusowym narodem wybranym...

Ja wiem, ja jestem naiwny. Idealista taki, nieżyciowy. Ale słyszę jak niektórzy grzmią o zakazie aborcji, związków partnerskich, in vitro, itd. Brak moralności, cywilizacja śmierci - ja to wszystko rozumiem. Ale może jednak należałoby zacząć od podstaw? Wiecie, od tej belki we własnym oku?

Przy czym zwróćcie też uwagę, że najgłośniej krzyczą ci, których to nie dotyczy. O aborcji mężczyźni i kobiety żyjące w małżeństwie, które na przykład nigdy nie zostały zgwałcone. O związkach partnerskich heteroseksualiści. O in vitro ojcowie i matki dzieciom. O podatkach i przepisach drogowych nie krzyczy nikt, może dlatego, że wszyscy oszukują?

27 komentarzy:

  1. Pewnie prościej urządzić fetę z tanim blichtrem niż zjadać zęby na ewangelicznych sucharach ;)

    Mnie ten ratunek w postaci intronizacji zupełnie nie bierze, podobnie jak reszta prywatnych zjawień (pomijam średniowiecznych mistyków, bo to inna jakość ;))... a czasem sobie myślę, że może to jakiś antysemita chce Króla Żydowskiego w taki burdel wpakować? ;P W końcu byłby wszystkiemu ktoś winien, a że Żyd, to tym lepiej ;)

    Za rozsądny głos w sprawie dziękuję! Przyjmuję go z ulga, że nam w katolickim narodzie nie wyparowały resztki oleju w głowach!

    I wciąż bożonarodzeniowo pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ejże, a Ty naprawdę nigdy w życiu nie oszukałeś? Nawet w małej sprawie? Niech ten rzuci kamieniem...

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ja oszukałem? No, dwa razy na podatkach: wystawiłem fakturę za usługę, której nie wykonałem (i nie miałem wykonać), żeby pomóc przyjaciółce. Ale to zadziałało w drugą stronę bo zapłaciłem podatek od dochodu, którego nie miałem. :D Czasem też zdarza mi się przechodzić przez ulicę w niedozwolonym miejscu. Tylko że jak próbowałem się z tego wyspowiadać, to usłyszałem, że robię sobie kpiny z sakramentu.

    Ale ja nie po to tę notkę napisałem, żeby się światu chwalić własną świętością przecież. Chodzi mi właśnie o to, żebyśmy wszyscy pochowali te kamienie, zanim sami ze sobą nie zrobimy porządku.

    OdpowiedzUsuń
  4. No niby masz rację ale z tą pracą na czarno to jednak trochę przesadziłeś. Czasem jest to wybór że albo pracować na czarno albo nie pracować w ogóle. Nie wiem, czy starania o utrzymanie rodziny to taki wielki grzech, nawet jeśli się łamie przepisy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mylisz się, Agnieszko. Wybór zawsze jest tylko jeden: zaufać Bogu albo nie.

    A o czym innym wywrzaskują zwolennicy tzw "katolickiej etyki seksualnej," możesz mi powiedzieć? Czy nie o tym właśnie, że również w kwestiach ekonomicznych trzeba Bogu ufać więc w małżeństwie zawsze musimy być gotowi przyjąć dziecko?

    Otóż założę się, że wielu z nich również nie widzi tu żadnego paradoksu. I jak się trafi taka praca to lecą zarabiać bez żadnych skrupułów. Ale prezerwatywa to ZŁOOO. Heh!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam na myśli że praca nawet na czarno jak piszesz też może być uczciwa i nie wiem czy to aż taki wielki grzech żeby porównywać go z aborcją czy homoseksualizmem.

    Zresztą sam pisałeś niedawno o sprzątaniu po domach. Chcesz powiedzieć, że wystawiałeś za to faktury i płaciłeś podatki?

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie. Podobnie jak za korepetycje bo mało kto zgodziłby się mnie na takich zasadach zatrudnić. Ale ja nie krzyczę, że związki partnerskie to zgnilizna ani nie porównuję antykoncepcji z morderstwem.

    Nie wiem czyście się tu zmówili, żeby zdyskredytować moją notkę przez udowodnienie mi, że ja też nie jestem bez grzechu? Ależ oczywiście, że nie jestem. Jednej tylko Maryi się to udało więc nie macie co ode mnie oczekiwać cudu. :D

    Mój problem polega na tym, że widzę w tym wszystkim mnóstwo hipokryzji. Bo ja przynajmniej zdaję sobie sprawę ze swoich grzechów i dlatego nie sięgam po żadne kamienie, żeby piętnować innych.

    OdpowiedzUsuń
  8. mamba13:47

    Heh! A już tak ładnie Ci szło...

    OdpowiedzUsuń
  9. Fakt. Ale cóż chcesz, sam tak łatwo Agi nie przegadasz. :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimowy15:40

    zgłaszam nowe pojęcie podobne do niedzielnego kierowcy", a mianowicie " niedzielny katolik"... M@C

    OdpowiedzUsuń
  11. Agnieszko - "Mam na myśli że praca nawet na czarno jak piszesz też może być uczciwa i nie wiem czy to aż taki wielki grzech żeby porównywać go z aborcją czy homoseksualizmem."

    Myślę, że są kobiety, które traktują aborcję jak środek antykoncepcyjny, ale są i kobiety, którym zabrakło wsparcia ze strony ojca dziecka, rodziny, a także (i tu zróbmy sobie wielki rachunek sumienia) Kościoła.

    Wiem, że są osoby homoseksualne, które grzmocą się po kątach i bardziej publicznie, ale są i mężczyźni, którzy ponoszą wielką cenę za noszenie na sobie piętna homoseksualności. Jedni żyją w stałych związkach z seksem, inni (na przykład ze względu na pójście drogą wyznaczoną przez Kościół) są bardziej przyjaciółmi niż kochankami. Wszystkim, absolutnie wszystkim należy się nas najwyższy szacunek... dla wspólnego, ludzkiego mianownika - czyli człowieczeństwa!

    Odnoszę wrażenie, że kobiety, które dokonały aborcji oraz homoseksualiści są dyżurną grupą, którą można posłać do piekła... i natychmiast poczuć się lepiej. Ufam, że Ciebie to nie dotyczy.

    Idąc tropem świętego Pawła, to w jednym worku siedzą Ci którzy kradną, oszukują (także Państwo nie płacąc składek, podatków) jak i mężczyźni i kobiety współżyjący ze sobą. Zatem byłbym ostrożny w wartościowaniu tych grzechów, bo to nieuczciwe.

    Myślę, że Liamowi (a kupił mnie tym na całego) chodzi przede wszystkim o to, że tak łatwo wydajemy sądy, w których sami byśmy legli gdyby nas zdrowo zlustrować - o tym, w dalszej części swojego (tak chętnie przecież przywoływanego) listu pisze Paweł.

    Osobiście wybieram taktykę działania Jezusa i Małej Teresy (i pewnie całych zastępów świętych) i lubię siadać do stołu z grzesznikami. A siadać do stołu z grzesznikami, w Biblii - to znaczy wejść we wspólnotę życia, w intymną, serdeczną i kochającą relację. Ze swojego doświadczenia (elementu podejrzanego, bo obcego podwójnie - żydowsko-homoseksualnie) wiem, że taka postawa bardziej owocuje:)

    I wreszcie autora bloga przepraszam, za ten okropnie długi komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ależ nie przepraszaj bo całą moją radością tutaj są komentarze. I witaj w naszym gronie. :)

    Osobiście w ogóle uważam, że wszelkie sądzenie lepiej Bogu zostawić. My powinniśmy się raczej skupiać na własnych sumieniach niż ocenianiu grzechów innych. A jeszcze lepiej - po prostu na własnej relacji z Bogiem i tym, jak traktujemy bliźnich. Bo w końcu... jakie jest najważniejsze przykazanie?

    OdpowiedzUsuń
  13. Anonimowy17:52

    Może nie we wszystkim się zgodzę z autorem bloga ;) ale myślę, że tu nie chodzi o to by przytakiwać tylko by starać się coś zmienić i to w dodatku zaczynając od siebie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Chłopaki, nie obgadujcie mnie! (mówię do mamby i Liama).

    Sprzymierzony - ja rozumiem o co w tym chodzi, nie zgadzam się tylko na takie zrównywanie grzechów jakie proponuje Liam i Ty za nim. Pewnie że można tu sobie żonglować w obie strony i powiedzieć, że na przykład oszukiwanie na podatkach przynosi więcej szkody niż jakiś tam przygodny seks. Ale to naciąganie rzeczywistości, bo jednak czym innym jest aborcja a czym innym przechodzenie przez ulicę na czerwonym świetle.

    Zgadzam się że trzeba najpierw siebie dobrze ocenić zanim się zacznie potępiać innych ale łatwo tu popaść w pewien relatywizm który mnie mimo wszystko razi.

    OdpowiedzUsuń
  15. Agnieszko, ale my tak z życzliwości samej. I przecież nie za plecami. Twoją elokwencję chwalimy ;)

    A relatywizm nie jest niczym, czego byś sama w Ewangelii nie znalazła. Chociażby cytat, którym posłużyłem się wcześniej o belce we własnym oku i źdźble (ugh... chyba tak się odmienia?) w oku brata. Czyż to nie relatywizm czystej wody?

    OdpowiedzUsuń
  16. Ty sobie Liamie tu filozofujesz, a mnie chodzi o życie i zdrowie... Mnie nie stać na prywatne leczenie i dla mnie dostęp do leków refundowanych to naprawdę kwestia być albo nie być. Za tydzień idę po receptę i jeśli będę mieć kłopoty z jej realizowaniem, to nie wiem czy doczekam obrony pracy licencjackiej...
    Ja nie filozofuję, ja tylko chcę, żeby było wreszcie NORMALNIE.
    Pozdrawiam ze smutkiem i strachem.

    OdpowiedzUsuń
  17. Myślę, że czym innym jest aborcja, homoseksualizm czy eutanazja, a czym innym przejście na czerwonym świetle czy nagięcie jakichś przepisów. Nie bądźmy skrupulatni. Każdy z nas, w ten czy inny sposób, jest nieuczciwy - na tym polega właśnie nasza słabość. A szukanie grzechów... często na siłę, nie prowadzi do niczego innego, jak do skrupułów - a wiem, z własnego doświadczenia, że nie są miłym doświadczeniem.
    I działasz tak, jak nie chcesz, by działano... Czyli widzisz belkę w oczach innych. ;-)
    Co do intronizacji Chrystusa na Króla Polski, to się nie wypowiem - obiecałam sobie, że o ks. Natanku nie będę się publicznie wypowiadać, o jego "czcicielach" również. Dla mnie ta sprawa jest abstrakcyjna, dziwna... z różnych względów.

    Kościół (księża) mówi(ą), że jest 90% katolików. Wystarczy wejść na profile społecznościowe czy zwyczajnie porozmawiać i okaże się, że tak nie jest. Ochrzczony niekoniecznie oznacza chrześcijanina... Tak jak uczniowie byli żydami i wyznawcami Chrystusa. Bo chrzest niesie nie tylko przywileje (czyt. łaskę uświęcającą), ale nakłada wiele obowiązków... tj, przede wszystkim... miłość (która jest również przywilejem) :)

    A poza tym widzę, że oboje lubimy filozofować... to się ceni! :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zim, mam nadzieję, że nie będziesz miała problemu. Rozumiem Cię, ale ja po prostu trochę na inny temat. Jakoś tam się na pewno dogadają, nie martw się.

    Agatko, to nie do końca tak. Grzech to grzech i albo wszyscy się bijemy w piersi albo schowajmy te kamienie i po prostu się kochajmy zamiast wyliczać kto więcej nagrzeszył. Oczywiście, że trudno porównywać to co napisałaś, ale też spójrz na mój wcześniejszy komentarz bo już o tym wyżej pisała Agnieszka.

    A ten blog piszę właśnie po to, żebyście mi wszyscy mogli te moje belki pokazywać. :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Też mam taką nadzieję Liamie i modlę się od wczoraj o to, by ta cała afera się skończyła jak najszybciej.
    Natomiast te 90% katolików w Polsce to mit, oparty na statystykach chrztu. Poza tym nie liczy się to, czy ktoś jest katolikiem, luteraninem, kalwinistą czy baptystą - ale liczy się to, czy narodziliśmy się na nowo z Ducha...

    OdpowiedzUsuń
  20. No faktycznie jesteś idealista. Wracamy do mitologicznej anarchii małych wspólnot, co?

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie jesteś naiwny.Przekonanie,że 90% katolików WIERZY jest tylko obiegowym sloganem.Na użytek statystyk, które usprawiedliwiają władzę i kasę.Prawdziwa wiara- tak jak pojmował ją Jezus- jest możliwa poza instytucjami,dogmatami ..., które zwalczał .Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. Dobrochna, zobacz, że bez dogmatów nie wiadomo byłoby do końca, w co wierzymy, bo one są po to, by to definiować. A pierwsze mini instytucje istniały już za czasów Pana Jezusa, ponieważ gromadził on mnóstwo ludzi, którym powierzał różne zadania zadania.
    Liam, zgadzam się z Tobą, przykre jest to, że choć większość Polaków jest ochrzczona, to podąrzanie za tym czego naucza wiara nie jest już takie oczywiste. Pozostaje sobie tylko uświadomić, że sam chrzest nie czyni nas doskonałymi. Żaden święty nie urodził się świętym. To jest proces, który zaczyna się często od nawrócenia. Niestety, nie każdy doświadcza tego tak prędko...

    OdpowiedzUsuń
  23. Anonimowy13:14

    Aromatem kawy Cię dzisiaj kuszę, bo podobno rozbudza ciało i duszę.....
    Sam uśmiech w dzień to za mało, troszeczkę kawy dla rozkoszy by się zdało...
    Uśmiechnij się... bo ja pozdrowionka dzisiaj gorące śle...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. Wszedzie sa tylko ludzie...Ja tam wierze w dobro pomimo swojej i innych glupoty!
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
  25. "Liam, zgadzam się z Tobą, przykre jest to, że choć większość Polaków jest ochrzczona, to podąrzanie za tym czego naucza wiara nie jest już takie oczywiste. " Bo ochrzczonymi zostaje się bez własnej woli, chrzest tylko w teorii robi z Ciebie katolika. Nie wymagaj od ludzi, którym nakazano uczestniczyć w pewnej wierze, że będą przestrzegać jej zasad.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ra, ja nie wymagam od tych, którym nakazano. Ja się dziwię tym, którzy sami głośno krzyczą o swojej wierze i wartościach, a w pewnych dziedzinach życia te wartości jakby... rozpływały się im w powietrzu.

    OdpowiedzUsuń
  27. To jest przykre.Mnie też bolą tu sytuacje dokładnie takie jak opisałeś. Ciężko to zrozumieć Ale jesteśmy wspólnotą grzeszników i każdy ma swoje tempo, swoje możliwości. Może gdyby ten starszy pan nie chodził do Kościoła to rzucałby w Żydów kamieniami albo pisał antysemickie hasła na murach.Co do antysemityzmu to temat rzeka....

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.