sobota, 20 listopada 2010

Jesteśmy nieśmiertelni

Tak powiedziała moja przyjaciółka, kiedy opisałem jej swoje ostatnie doświadczenia. Jesteśmy nieśmiertelni ale nie pamiętamy o tym. Przytłoczeni codziennością, zajęci problemami życia i przeżycia, skupieni na urządzeniu się jak najwygodniej, a przynajmniej jak najbezpieczniej. Tutaj... w matrixie. Zachwycamy się smakiem steku nie myśląc o tym, że to nie tyle wytwór naszej wyobraźni, ale przede wszystkim tylko namiastka. Ersatz naszego prawdziwego życia. Tego nieskończonego.

Pewnego ranka, obudziłem się w nastroju, który towarzyszył mi jako dziecku. Kiedy budziłem się rano, w dzień moich urodzin albo Gwiazdki i już od rana miałem szeroko otwarte oczy i nastawione uszy: jakie też to niespodzianki zgotowali mi rodzice... Pamiętacie jeszcze to podniecenie? Tę pewność, że to specjalny dzień i tylko wspaniałe rzeczy nas czekają?

Przez cały ten dzień towarzyszyła mi myśl: "Całe moje życie to przygoda, ofiarowana przez Boga." I w sumie, gdy się czasem zastanawiam nad tym jak się to wszystko potoczyło to tak to właśnie wygląda. Moje ślady na ścieżkach życia przypominają ślady upartego muła, którego jednak prowadzi wyrozumiały pasterz. O, tu muł zobaczył zieloną trawkę i zboczył z drogi. Pasterz cierpliwie pozwolił mu się przez chwilę paść, ale potem zawrócił z powrotem na drogę. W innym miejscu widać wyraźnie, że muł wolał pójść w lewo, bo z górki. A pasterz stał nad nim tak długo, aż zrezygnowany muł poddał się i dał zaprowadzić w prawo – pod górę...

To nie zawsze są tylko wspaniałe rzeczy. Czasem doświadczeniem jest choroba, klęska ważnych planów czy utrata kogoś bliskiego. Ale to wszystko jest w pewien sposób przygodą, jeśli nie traci się z oczu prawdziwego wymiaru rzeczywistości. Spróbujcie kiedyś popatrzeć na swoje życie wstecz i teraz, w tej chwili, jakbyście patrzyli na film ze swoim udziałem. Jasne, są dłużyzny, to nie Hollywood. Ale, gdyby zrobić dobry montaż...? Bohater przeżywa porażki i zwycięstwa. I jak się zachowuje? Czy bluźni światu i Bogu? Czy znosi wszystko z pokorą i ufnością a w radosnych chwilach czy pamięta, żeby podziękować Stwórcy? Czy w ogóle potrafi się cieszyć?

Strasznie zatracamy tę perspektywę w codziennej bieganinie. Wiara pierwszych chrześcijan, którzy naprawdę oddawali wszystkie swoje pieniądze i nieruchomości jest dla nas odległą abstrakcją. Nie stać nas na takie szaleństwo zaufania bo przecież... no, jesteśmy tu i teraz. Trzeba znaleźć pracę, trzeba utrzymać rodzinę, zrobić zakupy, zatankować samochód, trzeba wykłócić się z szefem o podwyżkę...

Boga sprowadzamy jeśli nie do tradycji to jedynie może czterolistnej koniczynki. W modlitwie wieczornej czasem może polecamy Mu jedną czy drugą sprawę ale bez prawdziwej wiary, że On się tym zajmie. Ot, po prostu, bo tak się przyzwyczailiśmy. Bo tak wypada, bo to przynosi szczęście. Ale żeby usiąść choć na chwilę z założonymi rękami i popatrzeć co On naprawdę ma w naszym życiu do zrobienia? Strach. Przesada. Bóg nie zajmuje się takimi drobiazgami, człowiek jest sam za siebie odpowiedzialny...

Życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie. Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani żną; nie mają piwnic ani spichrzów, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi jesteście wy niż ptaki! Któż z was przy całej swej trosce może choćby chwilę dołożyć do wieku swego życia? Jeśli więc nawet drobnej rzeczy uczynić nie możecie, to czemu zbytnio troszczycie się o inne? Przypatrzcie się liliom, jak rosną: nie pracują i nie przędą. A powiadam wam: Nawet Salomon w całym swym przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, o ileż bardziej was, małej wiary! I wy zatem nie pytajcie, co będziecie jedli i co będziecie pili, i nie bądźcie o to niespokojni!


(Łk 12:23-29 )

3 komentarze:

  1. mamba09:44

    O to bardzo ładna taka wiara chociaż bardzo trudna. Zauważ też że mając taką wiarę możemy nawet śmierć zobaczyć jako część przygody: taki dramatyczny finał tego filmu.

    Cieszę się że jesteś, może i do mnie zechcesz się odezwać?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zamiast słów...

    http://www.youtube.com/watch?v=cNOlXNxtBKU

    Celowo ta wersja, nie oryginalny teledysk. Olga Szomańska-Radwan wyśpiewuje właśnie, pod sam koniec, owo "jesteśmy nieśmiertelni...".

    Paradoksalnie - prawdziwe i trafne. Bo najpewniej znaczenie nieśmiertelności dotrze do nas tak naprawdę dopiero u kresu życia, do którego każdemu życzę, aby mógł dożyć i na odejście się przygotować. Bo dzisiaj wciąż tyle sił, kto by się śmiercią czy nieśmiertelnością przejmował...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam z ciekawością. Polecam w kontekscie Twoich rozważań homilię ks Pawlukiewicza, z ostatniej niedzieli dostępną w sieci.
    Podoba mi sie tam porownanie ze nasze zycie to klasówka, ktorej jeszcze nam nie zabrali, możemy ciągle ją poprawiać, kształować, aż d śmierci.
    Smierci, ktora jest przejściem.
    Ciągle na nowo ta świadomość mnie poraża ale już coraz mniej przeraża .:)
    POzdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.