czwartek, 7 października 2010

Bóg nie zbawia za bycie katolikiem

Wreszcie udało mi się dotrzeć do kościoła. Właściwie to niezupełnie, ale... i tak dobrze. Po wysłuchaniu pierwszego czytania, poczułem się Galatem:

O, nierozumni Galaci! Któż was urzekł, was, przed których oczami
nakreślono obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego? Tego jednego chciałbym
się od was dowiedzieć, czy Ducha otrzymaliście na skutek wypełnienia Prawa
za pomocą uczynków, czy też stąd, że daliście posłuch wierze? Czyż
jesteście aż tak nierozumni, że zacząwszy duchem, chcecie teraz kończyć
ciałem? Czyż tak wielkich rzeczy doznaliście na próżno? A byłoby to
rzeczywiście na próżno. Czy Ten, który udziela wam Ducha i działa cuda
wśród was, czyni to dlatego, że wypełniacie Prawo za pomocą uczynków, czy
też dlatego, że dajecie posłuch wierze?
(Ga 3:1-5)

Tytuł tej notki pochodzi z wypowiedzi forumowej człowieka, którego poglądy - na ile je znam - są mi dość bliskie. Były odpowiedzią w jednej z wielu dyskusji o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy, czyli o tym, które wyznanie jest lepsze.

Inna osoba uświadomiła mi kiedyś, że celem życia chrześcijanina niekoniecznie powinna być bezgrzeszność, bo jest to cel nierealny, niemożliwy do osiągnięcia i ogólnie chyba wbijający w pychę.

Temat "samozbawienia" przewija się od czasu do czasu przez ten mój blog ale dziś usłyszałem odpowiedź jakby z Jego ust: "o nierozumni Galaci..."

Nie, no ja oczywiście pamiętam, że powiedziano też: "wiara bez uczynków..." ale może jakoś po kolei? To znaczy, najpierw uwierzmy, zaufajmy naprawdę, a reszta przyjdzie sama. A chyba wielu z nas najtrudniej przychodzi uwierzyć że On nas kocha bez makijażu i perfekcyjnie zawiązanej apaszki, bez godzin na siłowni i z wybuchowym temperamentem właśnie wtedy, kiedy powinniśmy zachować spokój. Tak często sami siebie nie lubimy, że nawet w miłość drugiego człowieka często trudno nam uwierzyć, a co dopiero w miłość Istoty Doskonałej...

No więc usiłujemy narzucić sobie program ćwiczeń, reżim modlitwy, upiększamy się przy tym ile wlezie, kolekcjonujemy te dobre uczynki i... klops? No pewnie że klops. Bo się nie udaje. Nie ma prawa się udać. Jesteśmy za słabi, beznadziejni, wszystko nam się sypie. Ale to właśnie TAK MA BYĆ! Mamy być słabi i beznadziejni. Bez tej słabości, po co byłby nam Bóg? Po kiego licha ta cała szopka ze zmartwychwstaniem? Sami byśmy sobie poradzili.

4 komentarze:

  1. Wiara + uczynki.

    Wiara to podstawa. Ale wiedząc o niej, znając nauczanie Jezusa o uczynkach - miłosierny Samarytanin, uboga wdowa i wiele innych obrazków ewangelicznych - trzeba wiedzieć, że człowiek ma też działać, a nie siedzieć z założonymi rękami.

    Działać, żeby nie tracić czasu. Nie po to, żeby "się zbawić", bo nie można "się zbawić" samemu. Bo zbawił Bóg. Ale po to, aby danego przez Niego czasu i możliwości nie marnować.

    OdpowiedzUsuń
  2. To o czym piszesz Liamie, to nazywa się ładnie "legalizm". To jest z kolei druga skrajność innej spaczonej nauki - taniej łaski, na zasadzie "no zbawiony jestem z łaski przez wiarę, no to hulaj dusza piekła nie ma!". W przykazaniach nie ma niczego złego, wprost przeciwnie, ale Duch jest ważniejszy niż litera. To, co trzyma ludzi w legalizmie, to najczęściej wymyślona przez innych ludzi tradycja, albo też brak odwagi do przekroczenia granicy swojego przyzwyczajenia... A tylko od nas zależy, czy z Bożą pomocą wejdziemy na K2, czy zadowolimy się tylko własnym wysiłkiem zdobytą Radostową (gdzie jest ten szczyt i jaką ma wysokość łatwo można sprawdzić :) ).
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. mamba21:32

    Zadziwiające ale tym razem muszę zgodzić się z naszą rezydentką - protestantką. To jest legalizm. Wszystko ładnie i pięknie bo ja wierzę.

    Zapomina kolega Liam że Pismo Święte należy czytać w kontekście. Galatem w pewnym momencie naszego życia może być każdy z nas, ale to nie znaczy, że jesteśmy nimi zawsze. To tylko wskazówka na pewien okres życia, pouczenie przy konkretnym błędzie. A nam, drogi Liamie, trzeba znaleźć równowagę, a nie zachwycać się każdym fragmentem który akurat wpadnie nam w ucho.

    Skomentuj więc z łaski swojej co sądzisz o Ew. Mateusza 7:20-26?

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiedziałabym tak: jestem za ale trochę przeciw.
    Zawsze podejrzewałam, że jestem słaba ale że aż beznadziejna i że wszystko mi się sypie? No, teraz to mi się przykro zrobiło. :(
    Mnie się zdaje, że wcale nie mamy być słabi i beznadziejni. Mnie się zdaje, że opierając się na Bogu mamy budować dobre i wspaniałe życie. W telewizyjnych wiadomościach jest ta koszmarna strona życia, na twoich zdjęciach ta dobra i wspaniała. Ktoś kto lubi robić takie zdjęcia nie może być całkiem beznadziejny.
    Zupełnie mi ta beznadzieja nie pasuje. To może dlatego, że nie narzucam sobie programów ćwiczeń i reżimów modlitwy. Szczerze mówiąc, słowo reżim w ogóle mi do modlitwy nie pasuje.
    Może i legalizm, ale mnie się zdaje Liam, że Ciebie coś ostatnio naszło na zrzędzenie. Też mi się w nocy wojna śniła ale przeszłam się rano po parku i już jest dobrze. :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.