wtorek, 7 września 2010

Quo vadis homo?

Usłyszałem ostatnio, że moje notki coraz częściej krytykują Kościół. Może trochę. Ale to dlatego, że ja czasem wręcz rozpaczliwie usiłuję znaleźć wspólny mianownik pomiędzy moim własnym, spaczonym sumieniem, a nauką Kościoła. I nie mogę...

Czytania z listów Św. Pawła z ostatnich dni chociażby. (Flm 9b-10.12-17) pochwała niewolnictwa. (1 Kor 6,1-11) potępienie homoseksualizmu. Bo niby na czym innym miał się ksiądz skoncentrować w tym fragmencie? Nic ciekawszego tam nie ma. Ani sugestii, że można nie dochodzić swoich praw, a cierpieć niesprawiedliwość z miłości do bliźniego, ani całej litanii innych grzechów, ani zapewnienia że nawet one nie odłączają nas bezpowrotnie od Bożej miłości... Nie, skąd. Najważniejsze to, że sąd w Strasburgu potępiłby Pawła jako homofoba. Ale śmiesznie!

Może by i zresztą potępił. To źle? Właśnie, dokąd my zmierzamy? Żle, że nie ma już niewolników, a wszak Paweł nakazywał poddaństwo. Źle, że mamy równouprawnienie, przecież wzorem powinno być poddanie kobiet mężczyznom. Źle, że w ogóle się żenimy i płodzimy dzieci, przecież Paweł zalecał bezżenność... Zaraz, coś nie tak? No właśnie.

Kościół powiada, że to o celibat chodzi. No jasne, teraz tak to rozumiemy, dlatego księża nie zakładają rodzin. Ale przecież w czasach Pawła tak nie było. On nie do księży mówił, bo stan kapłański, cokolwiek byśmy powiedzieli, był wówczas jeszcze w powijakach.

I jakaż niekonsekwencja. Pisze Paweł tak: "Tym zaś, którzy nie wstąpili w związki małżeńskie, oraz tym, którzy już owdowieli, mówię: dobrze będzie, jeśli pozostaną jak i ja." (1 Kor 7,8). I dobrze, że chociaż tutaj zaznacza, że to tylko jego chciejstwo. Bo Bóg stwarzając nas powiedział przecież: "Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc." (Rdz 2,18). Więc co, jest dobrze, czy nie jest?

No nie mogę. Choćbym się na lewą stronę wywrócił, zwyczajnie nie potrafię dostrzec tej wyższej moralności w nauczaniu Kościoła. Już pal diabli politykę, tego nawet tykać nie będę. Wystarczy mi sama nauka społeczna. A właściwie ta jej część, która koncentruje się na dupie, pomijając mnóstwo o wiele ważniejszych spraw.

Nie. Naprawdę nie wiem, czym obraża Boga para kochających się homoseksualistów. Owszem, rozumiem, że złem jest promowanie rozwiązłości. Grzechem jest rozpusta, polegająca na sekszeniu się (jeden z niewielu anglikanizmów naszego języka, które mi się podobają) na prawo i lewo. Złym uczynkiem jest uwodzenie młodych ludzi, którzy mają jeszcze być może chwiejną orientację seksualną. Ale dwoje dorosłych ludzi, którzy chcą być ze sobą? Sam ich tak stworzył. Skoro dopuścił, by się spotkali, czemu mieliby być potępieni za miłość?

Czy nasz rosnący liberalizm i tolerancja jest tak jednoznacznie zła? Jest od razu przyzwoleniem na zbrodnie? Wspomniane już przeze mnie zniesienie niewolnictwa - to zło? Równouprawnienie (no, tu bym podyskutował, ale to inny temat), rosnące potępienie wobec wszelkich form rasizmu? A może sprzeciw wobec wojen i przemocy?

Nie rozumiem, czemu Kościół zdaje się dostrzegać w rozwijającym się świecie tylko samo zło. Nie rozumiem niekonsekwencji w nauczaniu, które jedne radykalizmy przypisuje tylko tamtym czasom, a inne bezkrytycznie przenosi w teraźniejszość.

Nie. Nie uważam, że Kościół powinien dostosować się do mnie. To też mi kiedyś zarzucono. Ale uważam, że Kościół powinien rozejrzeć się lepiej, w jakim świecie przychodzi mu teraz funkcjonować. I poważnie zastanowić się nad tym, czego właściwie naucza.

Widać zresztą, że nie jestem odosobniony w swoich wątpliwościach: "Kto rozmontowuje Sobór"

12 komentarzy:

  1. Marku, stawiasz sprawy nieraz na ostrzu noża, choć one tam niekoniecznie najlepiej się rozwiązują. Kościół moim zdaniem, dorosłych praktycznie niczego nie uczy, więc nie ma się co szarpać o prawdy zasłyszane przez "nauczycieli kościelnych" czasem przed 50 laty, bo one są wciąż weryfikowane przez nowe fale w Kościele.
    Raczej warto się dopytywać dlaczego w kościele nie ma edukacji dorosłych.

    A homo?
    Nie sądzę by Bóg się martwił o parę kochających się w łóżku gejowskich kochanków, których łączy miłość. Miłość zasłania wiele grzechów.
    To nie jest jakiś problem etyczny, choć doktorat można na tym zrobić niejeden a i habilitację.

    Dla Boga ważniejszym problemem są niezliczone osoby o dowolnej orientacji, które nikogo nie kochają i których nikt nie kocha...
    Osoby te, skądinąd, łączą się w pary i większe stada dla seksu, by zapomnieć o tym, ze miłość nie jest ich udziałem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze powiedziane Martin:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Liam Biblia nie jest książką, którą można czytać dosłownie. Warto sięgać po komentarze, żeby dobrze zrozumieć jej treść. Pamiętaj, że Kościół, o którym piszesz, to także Ty. To nie tylko księża. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy13:54

    hmm, czytam i dziwię się temu co autor pisze w swoim poście. Czy kościół widzi zło we współczesnym świecie? Wątpię, zresztą od II Soboru dużo się zmieniło a co zatem jest złego w liberalnym świecie? No cóż, szczytne hasła często bywają przewrotne podobnie i tutaj, bo co jest złego w kochających się homoseksualistach? Po pierwsze jest tu mieszanie pojęcia miłości z uczuciami, emocjami, fascynacją erotyczną, zresztą tak pojętą miłością lansowaną. Ideał Miłość chrześcijańska polega na rezygnacji z własnej wygody dla dobra drugiego człowieka. Przykład: Matka, która kocha swoje dziecko, wstaje w środku nocy bo się przebudziło. Zmusza się niejako do czegoś, co wcale nie jest jej wygodne, ale robi, to bo wie, że tam jej dziecko potrzebuje teraz pomocy. Odwołałem się do matki, bo to najprostszy przykład jaki można przedstawić, który nie wzbudzi u nikogo wątpliwości. Co do homoseksualistów, ich "miłość" jest bardzo często napędzana przez uczucia, emocje a sami oni mają problemy emocjonalne, z tego samego powodu ich związki nie trwają długo. Wybacz, że tylko tyle pisze, bo można napisać całe wypracowanie:) ale to chyba nie wypada w komentarzu. Pozdrawiam, pomodlę się za Tobą byś jaśniej rozumiał te sprawy. Trzymaj się:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy14:13

    I pozwól, że jedna myśl jeszcze, bo na czym polega przewrotność zdania choćby takiego, że co jest złego w kochających się homoseksualistach? Przewrotność polega tu na kłamstwie miłości. Nazywa się miłością coś co nią nie jest i być nie może, choćby dlatego właśnie, że motywacją jest zaspokojenie własnych pragnień. Grzech zawsze jest nieporządkiem i szukaniem własnej korzyści. Pozwól, że podam jeszcze inny, ostatnio na czasie, przykład przewrotności podszyty kłamstwem:) Napieralski proponując usunięcie religii ze szkoły sugeruje, że za zaoszczędzone pieniądze można wykorzystać na informatykę (dokładnie nie pamiętam jak to tam było) Tak czy inaczej, ciekawe, że ten pan szuka oszczędności na religii, gdy tymczasem jest zwolennikiem bardzo kosztownych zabiegów in-vitro, które państwo miałoby refundować. Hasło może szczytne, bo w ten sposób podnosi się jakość kształcenia dzieci i młodzieży, tylko, czy rzeczywiście o to chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  6. Heh! Jak ładnie...

    Napisałem o niewolnictwie, równouprawnieniu, pięknych czytaniach, przemocy, rasizmie, tolerancji i radykalizmach Kościoła. A kolega Patryk, jak i ten Kościół, zobaczył tylko jedno...

    Dla ewentualnych kolejnych komentatorów w tym wątku przypominam: "Homo" w tytule tej notki oznacza przede wszystkim Człowiek.

    Pozostaje powtórzyć pytanie: Quo vadimus?

    OdpowiedzUsuń
  7. To, że wielu wybitnych świętych różne trybunały, organy czy osoby publiczne nazwały by katolami, homofobami i pewnie w parę innych sposobów - nie oznacza, że tak jest.

    Liam - generalnie zgadzam się z tym, co tutaj piszesz na blogu (czasami krytycznie, choć bardzo słusznie, o Kościele i duchownych) - ale z tym podejściem do homoseksualizmu zdecydowanie nie. Bo to żadna miłość. Miłość to jest między kobietą i mężczyzną, osobami różnych płci. A jak się komuś wydaje, że szczytem szczęścia jest obściskiwanie się z przedstawicielem tej samej płci - to niestety, trudno nazwać to inaczej niż chorobą czy dewiacją (nie wnikając - być może niezawinioną przez samego zainteresowanego).

    Nazwij mnie homofobem - proszę bardzo. Po prostu są pewne kwestie, co do których można dyskutować, kwestionować; ale pewne kwestie są w nauce Kościoła jednoznacznie wskazane i albo się je przyjmuje, albo nie. Nie kojarzę, aby w Biblii gdziekolwiek Bóg pobłogosławił jakikolwiek homo-związek, więc będę trzymał się tego, że miłość to jest między kobietą i mężczyzną, a nie między 2 panami czy paniami. Nie wnikam i nie stawiam się w Boga miejscu, aby stwierdzić, czy Go to obraża czy też nie. Obawiam się jednak, że podchodzisz do tego zbyt pobłażliwie. Miłość to jedno - a nauka w kwestii małżeństwa i związków Kościoła jest jasna. Nie można pod pretekstem miłości negować wszystkiego innego, co w Kościele od zawsze funkcjonuje.

    Co do miejsca, gdzie zarzucasz niekonsekwencję Pawłowi - ja uważam, że to jego subiektywne odczucie. On czuje się dobrze w swojej roli, w stanie bezżennym, z wyboru - i poleca to innym. A Kościół jasno wskazuje - nie jest kapłaństwo ani lepsze ani gorsze od małżeństwa czy życia w samotności, bo jest po prostu inne - inna droga, inne powołanie. Tyle. Nie ma co się w tym doszukiwać drugiego, trzeciego czy jakiego tam jeszcze kolejnego dna.

    Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  8. Palabra,
    sorry, że tak sarkastycznie.
    Jeśli dla Ciebie, szczytem szczęścia jest obściskiwanie się przedstawicieli dwóch różnych płci, to ja Ci serdecznie współczuję.

    I nie mam nic do dodania.

    OdpowiedzUsuń
  9. Liam, a ja się z Tobą nie zgodzę... Fakt, że nie żyjemy w czasach Prawa, kiedy homoseksualistów należało kamienować, jeszcze nie znaczy, że wszystko jest w porządku. A ja powiem inaczej - jeśli ktoś kocha bardzo swojego kota albo kozę, to dlaczego mamy im zabraniać współżycia? Wiem że to co piszę jest niepoprawne politycznie i to bardzo, ale niestety, grzech pozostaje grzechem. Zdążyłam w swoim życiu poznać kilku bi i homoseksualistów i wierzcie mi albo nie, im wcale nie chodzi o miłość, a przynajmniej tylko niewielkiej liczbie. Im chodzi tylko o seks, żeby jakoś przez seks przykryć i wyleczyć rany które powstały w ich psychice. Przepraszam jeśli kogoś tymi słowami obrażę albo jeśli ktoś poczuje się dotknięty - ale takie są moje doświadczenia z tą grupą.
    Natomiast nie podoba mi się też atak na homoseksualistów przez rozmaitych "chrześcijan". Ci ludzie potrzebują wsparcia, opieki, prawdziwej miłości, bo często niosą naprawdę ciężki krzyż, którego większość z nas być może nawet nie próbowałaby podnieść - oni naprawdę cierpią i chcą się zmienić, chcą żyć inaczej, ale niestety zarówno "tolerancyjni" jak i "konserwatywni" ludzie im to uniemożliwiają. A Kościół (nie tylko katolicki) woli częściej zamieść problem pod dywan i udawać, że go nie ma. Potem się nie dziwmy, że te osoby wolą spotykać się w pubie dla gejów niż na nabożeństwach.
    Nie zgadzam się też, że to Bóg ich takimi stworzył... Tak samo jak nie stworzył dzieci na wózkach inwalidzkich albo palaczy czy alkoholików. To wszystko jest efektem grzechu, skażenia i nie mylmy tych pojęć. Tak naprawdę większość homoseksualistów jest nimi dlatego, że np. zostali seksualnie wykorzystani w przeszłości, a tego typu rzeczy zdarzają się przecież każdego dnia. Naprawdę nikomu nie życzę tego typu doświadczeń.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Martin

    Nie. Dla mnie na pewno szczytem szczęścia jest obściskiwanie się (czy cokolwiek innego nazywanego "miłością") przez osoby tej samej płci.

    Tyle.


    Zimbabwe

    Tak, homoseksualiści potrzebują wsparcia. Ale ci z nich, którzy (pod płaszczykiem "tolerancji") co rusz wywrzaskują coraz bardziej absurdalne postulaty związane z tym, że są homo, tej pomocy w ogóle nie chcą i uważają, próbując wmówić to wszystkim i każdemu z osobna, że ich orientacja jest czymś najnormalniejszym na świecie i każdy, kto tak nie uważa, komu przeszkadza i nie zgadza się na zrównanie w prawie małżeństw i homo-związków, albo na adopcję dzieci przez homoseksualistów, jest homofobem, i najlepiej powinno się takich zamykać. Ludziom z takim nastawieniem nie da się pomóc.

    OdpowiedzUsuń
  11. Literówka... Powinno być, w pierwszym akapicie mojego ostatniego komentarza:

    "Martin

    Nie. Dla mnie na pewno szczytem szczęścia NIE jest obściskiwanie się (czy cokolwiek innego nazywanego "miłością") przez osoby tej samej płci.

    Tyle.

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj, marudzisz, Tom. Nie mam opcji edytowania komentarzy bo bym Ci po prostu poprawił i tyle. Ale to właściwie bez znaczenia.

    Jeśli nazywasz szczęściem obściskiwanie się - jak to ująłeś - przez kogokolwiek, to jesteś co najmniej nieelegancki jeśli nie wulgarny. A przede wszystkim stawiasz siebie w roli mentora od orzekania co jest, a co nie jest miłością. Któż Cię nim ustanowił? Ja tę ocenę zostawiam Bogu.

    I zejdźcie już proszę z homoseksualizmu bo notka nawet nie o tym... Przynajmniej na Tezeuszu pan Święcicki się z nią inteligentnie rozprawił. A tu tylko o jednym...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.