poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Czy znasz Józefa?

Ktoś powiedział o mnie na jednym z forów, że lubię ludzi. Zastanowiło mnie to bo przecież ja jestem niepoprawnym samotnikiem. Przyjaciół mam właściwie tylko wirtualnych. Trochę wymusza to na mnie praca, trochę zdrowie i tym podobne. Ale i tak naturę mam samotnika. Jak więc jest?

No, abstrakcyjnie lubię, to prawda. Bo przecież znam siebie i wiem jakie mam słabości, czego w życiu pragnę. I przypuszczam że wszyscy pragniemy tego samego: spokojnego szczęścia, uznania innych, zaspokojenia swoich ambicji... W gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy tacy sami, różnimy się jedynie drobiazgami.

A praktycznie? Lubię ludzi otwartych. Nie w sensie jazgotania bez przerwy o wszystkim i bez hamulców. Otwartych na innych, pozbawionych imperatywu natychmiastowego osądzania i szufladkowania. Tolerancyjnych. Znam paru takich. Paru. Może dlatego jestem samotnikiem?

W dzieciństwie czytałem "Anię z Zielonego Wzgórza." Wszystkie części, chyba siedem. Wciągnęło mnie. Ale zdanie, które jest w tytule tej notki pada bodaj już w pierwszej części. "Ludzie, którzy znają Józefa"... Nie wiedzieć czemu to zdanie zapadło mi w pamięć na całe życie. To ludzie, których Ania uważała za... bo ja wiem? Dobrych? Uczciwych? Otwartych właśnie? Pamiętam jak myślałem, że bardzo chciałbym ją spotkać i zasłużyć na zaliczenie mnie właśnie do takich ludzi.

A przecież nie chodziło o tych absolutnie dobrych, takich zupełnie bez wad. Takich ludzi nie opisywała Lucy Maud Montgomery. Przeciwnie. Wszyscy w otoczeniu Ani mieli coś za uszami. Maryla była surowa i nieprzystępna, jej przyjaciółka (nie pamiętam imienia) surowa i konserwatywna, Diana była narwaną (na tamte czasy) nastolatką... A jednak coś sprawiało, że Ania uznawała tych ludzi za szczególnych. Mimo błędów, jakie popełniali.

Miałem wtedy chyba ze 12 lat. Czytałem wszystko co wpadło mi w ręce. Głównie fantastykę i książki przygodowe. Anię pewnie podsunęła mi mama. Nie mam pojęcia, czemu zrobiła na mnie takie wrażenie? Też czułem się jakoś odrzucony przez swoje otoczenie, inny od rówieśników. Miałem problemy rodzinne i zdrowotne. No i byłem samotnikiem. I nadwrażliwcem. Do dziś nim jestem.

Nie boję się ludzi o silnym charakterze. Boję się ludzi zamkniętych, niewrażliwych, zasklepionych w swoich poglądach. Unikam takich. Szukam tych, którzy "znają Józefa". Nie mam pojęcia co to za Józef, nie wiem czy było to gdziekolwiek wyjaśnione. Chyba bym zapamiętał, skoro wyrażenie tak zapadło mi w pamięć. Może to synonim jakiejś autentyczności, szczerości, prawdziwej duchowej dojrzałości, więzi? Dla mnie to trudne do opisania, ale bardzo głęboko zakorzenione.

A Ty? Czy możesz o sobie powiedzieć, że znasz Józefa?

1 komentarz:

  1. hmmm... ja przez większość życia myślałem, że znam Józefa... lecz kiedy Pan mnie dotknął i powiedział: "stary zbastuj!", okazało się, że to nie był Józef... Dzisiaj, kiedy moje życie wygląda nieco inaczej mogę powiedzieć, że znam Józefa, choć wciąż miewam dni, przez które nawet Józef wstydziłby się, że mnie zna... na szczęście Bóg kocha nas takimi jakimi jesteśmy ;-)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.