poniedziałek, 10 maja 2010

Z miłości

Pierwsza godzina rekolekcji. Trochę się obawiałem: godzina ciszy przed Nim? Czy uspokoję myśli, czy potrafię się skupić? Na wszelki wypadek wziąłem różaniec. No wiecie, żeby nie milczeć tak głupio w ciężkiej atmosferze... :)

Nie wyjąłem go z kieszeni, ani tego z palca nie zdjąłem. Zapomniałem o wszystkim przed Nim. Nawet na zegarek spojrzałem może ze trzy razy, zawsze z myślą że to już tak krótko, że za mało, że chcę jeszcze.

Był ze mną. Mówił niewiele. Głównie milczeliśmy. Jakiś tam film Mu puściłem w myślach ze swoich obecnych kłopotów. Ale nawet to bez zbędnego komentarza, raczej urywkami - On przecież wie. I tak trwaliśmy: ja przed Nim na kolanach, On piękny w białej hostii i bliski w moim sercu. Tak namacalnie Go czułem, jakbym niemal słyszał Jego oddech.

Potem prosiłem: "Przemów do mnie, Panie." Ale On milczał długo. Gdzieś mi się pojawiły refleksje różne o grzechu pierworodnym, o tym co powoduje że ten świat w którym żyjemy nie może być takim, jak On go zamierzył. Że tym, co nas od siebie oddziela jest nie tyle poznanie zła i dobra, ile bariera, jaką potrafimy tylko czasem przekroczyć w rodzinie, wśród przyjaciół. Kiedy przestajemy grać swoje role, nie boimy się oceny, jesteśmy otwarci i serdeczni.

A przecież to serce, którego fragmenty czasem objawiamy tym najbardziej zaufanym, powinniśmy dawać wszystkim. I tej eleganckiej pani, która widocznie spieszyła się do biura, i robotnikom, którzy niestrudzenie przekopują od kilku tygodni moje osiedle, i temu niepełnosprawnemu chłopcu, niemal mężczyźnie, uwieszonemu na ramieniu schorowanemu ojcu. To tak ma wyglądać. Tymczasem znak pokoju na mszy to zakłopotane skinienie głową, czasem podanie dłoni z przylepionym uśmiechem - aby szybciej skończyć, aby wrócić do izolacji... Tylko na tyle nas stać. A to nie tak miało być. Nie tak będzie.

Potem prosiłem o Światło. Na oświecenie pogan i chwałę Izraela. Prosiłem o pomoc. Już nie, żeby mi się udało, ale żeby On to przerwał, jeśli źle robię, jeśli to wbrew Niemu. Żeby nie pozwolił mi.

- A jak zaboli?
- Kocham Cię, Panie.
- Kochasz Mnie?
- Pragnę Cię kochać.
- Więc jeśli zaboli?
- Nie wiem. Dasz mi siłę?
- Przyjdź do Mnie.
- Jestem.
- Jesteś?
- Pragnę być.
- Więc wracaj.

Wrócę. Jutro jakoś znajdę czas. I pojutrze i potem... Nie mogę się doczekać. Czuję że On ma mi do powiedzenia coś bardzo ważnego. Modlę się o rozeznanie i siłę.

6 komentarzy:

  1. To chyba najpiękniejszy post, jaki w życiu czytałam.
    Prawdziwy, szczery...
    Pan kocha zawsze, pomimo wszystko, nie patrzy na nasze niedoskonałości.
    Wszelkiego dobra życzę Tobie i Twojej rodzinie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Owoc w Raju mógł nie mieć żadnych właściwości, jedynie szatanowi udało się to wmówić ludziom, żeby przestali słuchać Boga.
    Czym było poznanie dobra i zła? Moim zdaniem Adam i Ewa początkowo znali tylko dobro, ale nie umieli go nazwać, Bóg był przy nich cały czas i z nimi, więc nie było może potrzeby nazywania dobra dobrem. Ale jak pisał apostoł Paweł, w końcu doszło do świadomego poznania tego co dobre i złe. Ciekawe że nawet u najbardziej "prymitywnych" ludów pojawiają się prawa podobne do zapisanych w Piśmie. Gdy człowiek świadomie po raz pierwszy złamie prawo - czy to naturalne, czy to pisane (takie jakie mieli Żydzi) - wtedy pierwszy raz grzeszy. Bo gdy nie ma świadomości grzechu, ani poznania prawa, tam nie ma grzechu.
    Miłość... Łatwo się o niej mówi, ale trudniej wykonać... To jeden z przejawów naszej niedoskonałej natury, egoistycznej, chociaż dążącej do doskonałości... W ogóle post jak temat rzeka, można by książkę napisać.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam jak pewnego razu po modlitwie Koronką do Miłosierdzia Bożego, usłyszałam w sercu: "Nie bój się Moje dziecko, Ja Jestem". Za każdym razem jak przypomnę sobie te słowa, to robi mi się lepiej :)

    On Jest.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, Heke, to piękne doświadczenia. Warto je pielęgnować.

    Aldi, witam i dziękuję, choć przyznam że mnie zawstydziłaś. Bóg zapłać za życzenia i zapraszam do dyskusji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Skłania do refleksji...nawet bardzo...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Wzruszyłam się...
    Pięknie i szczerze napisane.
    "nie moja wola ale Twoja niech sie stanie"
    Ja tez sie zawsze bardzo boję tego, "zaboli".
    On daje siłę i swoją pomoc przez ludzi.

    Pomodlę się, jeśli mogę?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.