poniedziałek, 1 marca 2010

Szatan

Mam problem z cytatami. Nie z Pisma Świętego, ale z autorów, których czytam. Bo jeśli mnie ktoś nie przekonuje, to odrzucam i zapominam. A moich mistrzów słowo natychmiast mi wrasta w serce jak własne. To wiem, że inspiracja przynajmniej, jeśli nie całość idei pochodzi z książek wspaniałego człowieka, Johna Edredge’a.

Otóż, bodaj w “Pełni serca” autor mówi o tym, w jaki sposób szatan działa w naszym życiu. Tak często naiwnie przyjmujemy, że szatan to ten, co kusi do złego. Ale… to tylko część prawdy. Gdybyśmy go umieli zidentyfikować w ten prosty sposób, walka z nim byłaby nader łatwa. Wystarczyłoby nie słuchać…

Szatan jest jednak sprytniejszy i bardziej niebezpieczny, niż nam się wydaje. Przede wszystkim - i to już wielu chrześcijan rozumie - jego zwycięstwem jest to, że go nie doceniamy, zapominamy o nim. Niedostrzeżony, działa o wiele subtelniej.

Jak działa? Ano różnie - w różnych płaszczyznach i dla różnych ludzi. On jest wielowymiarowy i wielowątkowy. Za autorem powtórzę, że jednym z największych sukcesów szatana jest tradycjonalizacja religii. A konkretniej jej rutynowa obrzędowość. Nie, nie chodzi mi o krytykę Kościoła, raczej o nas samych. Bo tak łatwo jest spełniać posługę religijną, którą zna się na pamięć. Eucharystia, wieczorny pacierz, różaniec, Ojcze Nasz… A gdzież się zapodział ten entuzjazm? Ta radość, że zostaliśmy uratowani przez Chrystusa, że On naprawdę pokonał śmierć, a teraz jest z nami, codziennie?

Kościół często bardziej koncentruje się na opisach piekła (tak było przez wieki), na zastanawianiu się kto zostanie potępiony, że… że gubi się radość zbawienia. I że dla wielu ludzi słowo “zbawienie” pisane jest właśnie małymi literami. Bo lepiej potrafią wyobrazić sobie wieczną mękę niż wieczne szczęście.

No dobra. Ja pisałem o łabędziach w parku i mieście szczęśliwych. Takie moje życie, taka moja wizja. Ty masz swoją. Ja kocham przyrodę, Twoją pasją jest może historia. Więc jakbyś się poczuł, gdybyś wiedział, że On przygotował dla Ciebie najbardziej niesamowite wycieczki w czasy które pragniesz poznać? Azteków? Starożytnej Grecji? A może Francji 18-tego wieku? A czytasz może science fiction? Co byś powiedział na ekscytującą wyprawę po niezbadanych planetach? Poznanie innych inteligentnych form życia? Myślisz że On ich nie stworzył? Nie mamy nawet pojęcia jak nas naprawdę docelowo stworzył - skąd wiemy że jesteśmy Jego jedynym projektem?

Rzecz w tym, że - jak powiada moja Pani - życie wieczne jawi się często jako wieczna Msza Święta. Uchowaj Boże, żebym miał coś przeciwko Eucharystii! Tu, na tej ziemi, jest to brama to tamtego świata, a więc najdoskonalszy punkt w czasie i przestrzeni - bo najbliższy Bogu. Ale to jak przez brudną szybę właśnie widzimy (Kor13,12). Chodzi o to, że te nasze wyobrażenia o “niebie” bywają mdłe, przesłodzone i… wybaczcie, strasznie nudne. Tak, ja wiem, może wielu z Was jest przyzwyczajonych do wizji niemal nirwany: chodzenia po niebieskich łąkach, z dłońmi złożonymi do modlitwy i śpiewania nieustannie dziękczynnych modłów.

To super! Naprawdę. Jeśli kogoś z Was pociąga ta wizja, to pięknie. I pewnie tego dostąpicie. Ale Bóg, wszechmocny i kochający bez granic, na pewno wie, że Jego dzieci mają różny temperament. Jedne uwielbiają Go w kółku różańcowym, inne ścigają się samochodami, wspinają na najwyższe możliwe szczyty, jeszcze inni najszczęśliwsi są po prostu we własnym domu pośród najbliższych.

Ktoś powie, że to herezja. Zgoda. Każde zdanie wypowiedziane o Bogu jest w jakimś stopniu herezją. Bo my Go przecież wcale nie znamy. Jeśli ktoś twierdzi że Go zna, to myli się straszliwie. Nasz ludzki umysł nie jest w stanie ogarnąć i przewidzieć Jego doskonałości. Zatem herezją jest wszystko co dotąd napisałem - i to zdanie bardzo ucieszy szatana. Dlaczego?

Ano z tego prostego powodu, że on wcale nie chce, byśmy sobie wyobrażali prawdziwe życie wieczne. Bo jakby nam przypadkiem taka czy inna wizja nagle przypadła do smaku, gdybyśmy w nią jeszcze uwierzyli i… zakochali się w niej, to szatan w naszym życiu ma przechlastane. Lepiej mu utrzymywać nas w karbach, żebyśmy za wiele nie myśleli. Odbiera nam wtedy zapał dążenia tam.

A ja sobie myślę, że takie marzenia to wspaniała przestrzeń rozwoju duchowego. Stań, zajrzyj głęboko do swojego serca i odkryj, co jest Twoją Chwałą, Twoim powołaniem - czy, innymi słowy - co kochasz najbardziej tu, na ziemi. I wyobraź to sobie przemienione, piękniejsze i bardziej wyraziste, jednocześnie pozbawione uciążliwości typu ból, zmęczenie, niewygoda… Wyobraź sobie taki swój raj. I uwierz, że to właśnie Pan ma Ci do zaoferowania. I jeszcze o wiele, wiele więcej niż jesteś w stanie sobie wymyśleć. Czy teraz nie lepiej to wygląda? Czy nie warto dążyć do tego przez całe życie tutaj?

2 komentarze:

  1. Anonymous18:29

    Zajrzyj do serca..... A ja nie wiem do końca, co jest moim powołaniem.... Mam tyle lat i nadal nie wiem.... Jak to jest, jestem jakas ułomna, czy co? A skoro nie wiem, to i nie wiem, do czego mam dążyć.
    Dlaczego życie jest takie trudne?

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudne jest, dopóki nie odkryjesz Miłości. A potem... potem może być jeszcze trudniejsze, ale przynajmniej widzisz przed sobą jakiś cel.

    Ze mną tak jest, mam nadzieję, że i Tobie będzie to dane.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.