wtorek, 9 marca 2010

Strach

To miało być zwykłe badanie okresowe. Nic mu nie dolegało poza ewentualnymi sezonowymi przeziębieniami. Młody sportowiec, wiecznie zabiegany między szkołą, treningami a kolegami. Papierosy? Alkohol? Jasne, próbował. Przy mnie i z kolegami - trzeba w końcu wiedzieć jak co smakuje. Narkotyki? Śmiał się tylko. Przecież trenuje. Szkoła sportowa zobowiązuje. Nie żeby od razu do nauki, ale zdrowie trzeba szanować.

I nagle szok. Nieprawidłowy zapis EKG. U 14-letniego dzieciaka? To nie dość jednej choroby serca w rodzinie? Nie dość sam się należę po szpitalach, powiszę na kroplówkach, natłumaczę durnym pielęgniarkom że potas mi szkodzi? Dlaczego on?

Wiem, Bóg nie karze w ten sposób. Starotestamentowe "za grzechy ojców do siódmego pokolenia" (czy jakoś tak) nie ma racji bytu. Ale gdzieś się plącze bez sensu z tyłu głowy. Sam w życiu sporo przeszedłem. Ale to ja. Ja jestem silny, wytrzymam. Tylko nie on...

No to nie będzie trenował. Jeśli tylko sprawa nie okaże się na tyle poważna, żeby uniemożliwić normalne życie, to rezygnacja ze sportu nie jest końcem świata. Nie jest?

14 lat... Jakie ja wtedy miałem plany? A tak, chciałem być nauczycielem. Zawsze tego chciałem i konsekwentnie dążyłem. Udało mi się. Kochałem tę pracę dopóki mogłem ją wykonywać a teraz tęsknię za szkołą, klasą, za gamoniami których trzeba poskromić żeby cokolwiek z nich wydobyć. Miałem szczęście, że mogłem przepracować w ukochanym zawodzie tyle lat. Teraz już nie, teraz mógłbym najwyżej rentę. A przecież trzeba rodzinę utrzymać.

Ale wtedy nie myślałem o utrzymywaniu rodziny. W wieku mojego syna czytałem wszystko, co wpadło mi w ręce. Chciałem być polonistą. Pisałem wiersze, opowiadania, analizy krytyczne... Gdybym stracił wzrok wtedy. Albo umiejętność czytania... to nie byłby koniec świata? Koniec marzeń, koniec planów, koniec wszystkiego? No, załóżmy że mógłbym robić setkę innych rzeczy. Ale setka innych rzeczy nie pochłaniała mnie tak, jak sztuka słowa. Nic mnie tak nie pochłaniało. Nie miałbym czym wypełnić sobie życia...

Mój syn postawił na sport. Nie jest irracjonalny, wie że kadra narodowa jest poza jego zasięgiem. Ale niezły jest: trzecia, może druga liga - to nie gwiazdorstwo go ciągnie tylko sport. Szkoła średnia, potem AWF... z trenerowania też można jakoś żyć. Ważne, żeby żyć pasją, zakosztować tego. Tyle ludzi wokół nas chodzi "do roboty" bo muszą. Nie wiedzą, jak wspaniale jest pracować w zgodzie z pasją, z powołaniem.

Czy musi to stracić? Wyrok jeszcze nie zapadł, przed nami dalsze badania. Boję się. Syn jest dzielny. "No przecież nie będę płakał," powiedział po wyjściu z gabinetu. Moja krew. Obaj wiemy, że boi się tak samo jak ja, więc po co jeszcze o tym mówić?

Nigdy nie żyłem jego życiem. Moja mama była nadopiekuńcza do granic obrzydzenia. Musiałem spowiadać się z każdej godziny swojego dnia, raportować co który kolega powiedział, gdzie byliśmy... do wymiotów. Bardzo chciałem zaoszczędzić tego własnemu dziecku. Syn przychodzi do mnie, kiedy ma problem. Skoro nie przychodzi, obaj wiemy, że wszystko jest w porządku. A ja i tak wiem co w szkole i na podwórku więcej, niż spora część rodziców jego kolegów. Taki układ.

Nie żyję jego życiem. Uznaję, że jest odrębnym człowiekiem. Dostanie pałę z matematyki - musi sobie poradzić. Kiedy przestanie, wie że ma przyjść do mnie. Samego go nie zostawię. Ale i stał nad nim nie będę. Kiedy pokpił sprawę, jeszcze w podstawówce, nie poszedłem do matematyczki wypraszać mu dwójkę. Usłyszałem, że zostanie na drugi rok jeżeli nie zaliczy trzech sprawdzianów. W porządku. Przyniosłem mu materiały, zgodziłem się na wizyty kolegów, którzy mieli mu pomagać i więcej palcem nie kiwnąłem. Repeta to nie koniec świata, jak mu się nie uda, będzie miał nauczkę. Mógł przecież przyjść do mnie wcześniej, pomógłbym. Wykaraskał się sam. I dobrze.

Jasne, są sytuacje w których nie poradzi sobie beze mnie. Ma dopiero 14 lat. Wie, że mu pomogę, podpowiem, poradzę - kiedy uzna że mu potrzeba. Ale bez potrzeby wtrącał się nie będę. Ani przejmował za bardzo. Kiedy jedna pani, nie umiejąc sobie poradzić z klasą, więc tym bardziej z moim gamoniem, straciła panowanie nad sobą i wytargała go za uszy, poszedłem do szkoły i spokojnie wytłumaczyłem kobiecie, że następny taki numer spowoduje interwencję w kuratorium. Nie pozwolę na kary fizyczne wobec swojego dziecka tylko dlatego, że ona nie umie zapanować nad nerwami. To proszę pić neospazminę - poradziłem.

Ale gdy wezwano mnie do szkoły bo podburzył chłopaków i zaczęli skakać oknem z szatni (czy jakoś tak - wysoki parter to był) tuż pod oknami dyrekcji, to palcem nie kiwnąłem. Powiedziałem, żeby obniżyli mu ocenę z zachowania a sam dołożyłem do tego tygodniowy szlaban: zero komputera, telewizji i wyjścia tylko do szkoły, na trening i z psem. Za głupotę się płaci.

Tylko za co miałby płacić teraz? Czego ma go to nauczyć? Jak ja mogę przejść nad czymś takim do porządku? Boże, Panie mój. Ja wiem, że nic nie wiem. Nie pierwszy to raz, kiedy nie rozumiem Twoich planów. Nie pierwszy raz wszystko się we mnie buntuje. Ale ja jestem Twój - zrób ze mną co zechcesz. Zdepcz, zepchnij jeszcze głębiej na dno, odbierz ostatnią nadzieję na szczęście. Nawet z tym się pogodzę. Oddam wszystko co kocham, o czym marzę. Zniszczę, zapomnę... skrzywdzę, wiem. Ale jeśli taka Twoja wola, jeżeli to mogłaby być cena za zdrowie mojego dziecka, to..."mów, Panie, bo sługa Twój słucha."

3 komentarze:

  1. Nadziei życzę no i zdrowia, to oczywiste.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejna lekcja życia się szykuje… Bądź silny Liam, daj swą siłę innym. A skoro chłopak ma dusze sportowca to się nie podda. Ty też się nie poddawaj…

    OdpowiedzUsuń
  3. Faustyna16:19

    Są w życiu takie chwile, kiedy upadamy na duchu, kiedy wydaje nam się, że świat wali się nam na głowę… Wtedy pozostaje tylko modlitwa:
    “Dobry Boże, do Ciebie się uciekam,
    jeśli chcesz,
    proszę, daj mi siłę,
    której nie mam,
    a której jak wiesz, potrzebuję.”
    Będę się modlić, by Pan wzmocnił Was w tym czasie próby! W cierpieniu dojrzewają wielkie rzeczy!
    Trzymajcie się w miarę optymistycznie! :-)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.