wtorek, 16 marca 2010

Skupienie

Zastanawia się Jadwiga, czy ja potrafiłem się skupić na tych rekolekcjach... Otóż, chyba rzeczywiście nie. Ojciec rekolekcjonista wybrał sobie najwyraźniej temat o współczesnych uzależnieniach i chwała mu za to. Ale i dzisiaj prawił o grach komputerowych a moja 70-letnia sąsiadka, z którą wracałem z mszy, pytała mnie co to jest i dlaczego to takie groźne...

Mnie temat również nie dotyczy w sensie dosłownym. Telewizja mogłaby dla mnie nie istnieć, komputera (z wyjątkiem ostatnio tego blogu i kilku forów tematycznych) mam serdecznie dość po pracy i szukam wytchnienia gdzie indziej. Centrów handlowych nie lubię, muzyką się nie zagłuszam, opinia innych ludzi też z reguły mało mnie obchodzi poza najbliższymi (w sensie uzależnienia "co ludzie powiedzą"). Ale i tak staram się słuchać, co Bóg do mnie mówi.

Ja faktycznie mam problem z koncentracją od kilku lat. Nie umiem pracować i rozmawiać z kimś jednocześnie, czytać i słuchać muzyki, modlić się w hałasie... To prawda. Ale On wie, jaki jestem i czasem największe objawienia dostaję poza "normatywnym" czasem modlitwy. Jak dziecko specjalnej troski, któremu na lekcji nie trafia, ale kilka słów rzuconych na przerwie czy w drodze do szkoły otwiera oczy.

Jakiś czas temu bardzo się modliłem o powodzenie pewnego mojego planu. Przekonywałem do niego Boga, tłumaczyłem, spierałem się... pewnie każdy z nas ma czasem to coś, na czym mu bardzo zależy. W końcu jakoś tam dostałem Jego aprobatę.

Po kilku miesiącach nadszedł trudny czas. Spiętrzyło się sporo problemów, mnie skończył się optymizm... Poszedłem na adorację. I tak narzekałem, że ciężko, że nic mi nie wychodzi, że ten krzyż trochę przyciężki... Długo trwałem zatopiony w takiej modlitwie. I cisza. Żadnego odzewu. Wyszedłem smutny i przygnębiony. A potem...

Ja często po porannej mszy lub modlitwie na basen chodzę. Lubię pływać. No i mało się wtedy nie utopiłem, kiedy po kilku okrążeniach dotarła do mnie Jego odpowiedź: "No, przecież sam chciałeś..."

Żaliła mi się wczoraj moja Dziewczyna, że przegapiła rekolekcje, na których jej zależało. Nie te parafialne, ale w innym kościele. Na parafialne pewnie się załapie, ale to nie to samo.

Ja nie widzę nic złego w wybieraniu sobie kościoła, wspólnoty, miejsca i czasu modlitwy takiego, jakie nam pasuje, jakie ułatwia skupienie i zrozumienie. Sam, jak wspominałem, chadzam najchętniej na msze młodzieżowe bo ksiądz mówi dość uniwersalnie a ja wolę tę oprawę muzyczną, klimat, itd. Znalazłem nawet niedawno taki poradnik: "Przewodnik dla zniechęconych", gdzie wręcz zaleca się takie podejście. W końcu i do wieczornego pacierza się człowiek przygotowuje, sprząta miejsce modlitwy, uprząta myśli, itd. Więc dlaczego nie kościół?

Ale trzeba też pamiętać, że Bóg sam znajdzie do nas drogę. Moje całe życie jest jednym wielkim świadectwem tego, że jak diabeł nie może to babę pośle, ale jak chce to mnie dopadnie. :-D Bóg, znaczy, diabeł jest w przysłowiu. Nawet na "nie tej" mszy, nie tych wybranych rekolekcjach, na basenie, w łóżku przed zaśnięciem... dla Niego nie ma granic.

A co dla mnie z dzisiejszych rekolekcji? Znowu czytania poza porządkiem liturgicznym: 1Sm 17,32-33.37.40-51. I znowu o rudym. :) Mnie, w kontekście ostatnio czytanych na forum Wiara dyskusji o Koranie i Piśmie Świętym nasunęła się taka refleksja:

Pomijając aspekt metaforyczny tego czytania, że Boża moc działa tam, gdzie człowiek nie jest w stanie, jest też aspekt historyczny. Nie ma w sumie większego znaczenia, czy Goliat jest postacią historyczną, czy nie, ale faktem pozostaje, że tamte czasy były dość krwawe i niejedną potyczkę stoczyli Izraelici jako naród i poszczególni wodzowie i ludzie. I Bóg nie raz obiecuje, że wrogów zetrze na proch - i całkiem dosłownie tak czyni. A przecież jest "Nie zabijaj."

I tak sobie myślę, że jak człowiek się zmienia, jak "czasy się zmieniają" (co według ojca rekolekcjnisty jest wielkim złem), tak Bóg się zmienia. A raczej może nie tyle On, ile Jego podejście do nas? A co z Mt19,8? "Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony" A teraz Ja wam nie pozwalam. Kiedyś pomagałem wam zabijać wrogów, a teraz mówię "Nie zabijaj."

Nie jest to zniesienie Prawa, zmienianie, podążanie za ludzkimi słabościami, prawda? Tu raczej mamy przykłady podnoszenia poprzeczki. Co w niczym nie zmienia faktu, że Bóg przyjmuje do wiadomości, że Jego stworzenie się rozwija, myśli i zmienia. I On to rozumie. A ja? Ja chciałbym więcej tego zrozumienia w Kościele. W nas samych.

3 komentarze:

  1. Owszem, to Bóg znajduje dla nas drogę, ale to do nas należy decyzja czy nią pójdziemy. I tak, to prawda... Walka z Goliatem rozgrywa się w zasadzie codziennie. Gdy jesteśmy na nowo narodzeni z Ducha, wtedy naszym prawdziwym wrogiem przestaje być szef z pracy, koleżanka z roku czy ze szkoły, sąsiad... Naszym wrogiem, Goliatem, jest szatan. Co do zdania z Twojego profilu - każdy z nas jest grzesznikiem... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. tygrys10:58

    Kiedyś pomagałem wam zabijać wrogów, a teraz mówię "Nie zabijaj."

    Otóż z tym zdaniem nie mogę się zgodzić.
    Nie wierzę żeby Bóg pomagał komukolwiek zabijać, kraść, niszczyć...
    Powiedziano "nie zabijaj". Nie tylko Izraelici mieli to przykazanie. Egipska Księsga umarłych wkłada w usta sprawiedkliwych te słowa: "Nie zabiłem". Także kodeks Hammurabiego zawierał zakaz zabójstwa. Ale przykazanie dane Izraelitom było w pewien sposób szczególne. Dlaczego? Z powodu krwi.
    Izraelici głeboko wierzyli (wiara ta była zresztą dużo starsza niż sam dekalog), że krew jest nie tylko duszą życia, jest także wyłączną własnością Boga. Krew człowieka i zwierzęcia była rzeczą świętą i nienaruszalną (stąd zakaz spożywania krwi zwierzęcej). Krew sprawiedliwego wołała z niemi do swego stwórcy. Podnieść rękę na człowieka było nie tylko złem przekroczenia przykazania, była zamachem na własność Boga. Bardzo wielkim przewinieniem. No dobra. Ale przecież ci ludzie zabijali. W Starym testamencie krew płynie obficiej niż w niejednym kryminale. Ale ST jest nie tylko opowieścią o przelanej krwi - jest też historią ludzkiego, obłędnego przerażenia z powodu tej krwi. Ta groza przejawia się w nieustającym wołaniu przy każdej zbrodni, przy każdej rzezi, bitwie, morderstwie - że to z rozkazu Boga, że On pozwolił... zresztą taktyka ta stosowana była też póżniej w historii wielokrotnie np. przez chrześcijan organizujących krucjaty, podpalających stosy... TAk jakby ci ludzie wiedzieli, że skoro przelali krew to tylko Bóg może ich osłonić.

    Jeszcze taki fragment Wj 3,22 "każda kobieta pożyczy od swojej sąsiadki i od pani domu swego srebrne i złote naczynia oraz szaty. Nałożycie to na synów i córki wasze i złupicie egipcjan".
    A w kilka dni czy tygodni póżniej ten sam Bóg daje im przykazanie "nie kradnij"???
    Ale trzeba pamiętać, że księgi ST były spisywane długi czas po opisywanych wydarzeniach. Izrael NAJPIERW okradł Egipcjan, najpierw wyrżnął tych wszystkich Chiwwitów, Jebusytów i innych a dopiero potem pośpieszył się schronić pod płaszczem Boga. Że to On tak chciał... my zresztą nie inaczej czasami robimy.

    Nie przeczę, że Bóg inne wymagania stawia człwoiekowi pierwotnemu a inne współczesnemu. Od homo erectusa nie wymagał rozpoznania moralnego zła w kradziezy, Bóg też innym językiem przemawia do starożytnych a innym do nas. Ale twierdzenie że Bóg POMAGAŁ niszczyć swoje swtworzenie jest moim zdaniem zbyt daleko idącycm wnioskiem. Znaczyłoby to, że Bóg może być PRZECIW swojemu stworzenie, które przecież sstworzył z miłości, o którym powiedział że jest dobre. Za które w końcu oddał zycie.

    OdpowiedzUsuń
  3. No, wiesz, kultura Egipska czy Babilońska nie ma tu nic do rzeczy, jak również żydowskie przepisy o koszerności. ;) Zresztą nawet nie chodzi mi o analizę krytyczną Biblii, jedynie o proste porównanie "wymagań" Starego i Nowego Testamentu. Jak to sobie ludzie interpretowali to inna rzecz - sama wspominasz o stosach i krucjatach. Fakt pozostaje faktem: nic tak krwawego w NT już nie ma.

    Jeżeli widzisz Pismo Święte wyłącznie jako dzieło ludzkie - to masz rację - tylko ludzie się zmienili. Jeśli jednak przyjmujesz w jakimkolwiek stopniu naukę o natchnieniu Duch Św, to ten Duch jakby ciut inaczej powiał od czasu Jezusa z Nazaretu...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.