sobota, 27 marca 2010

Sentymentalizm a wiara

Przede wszystkim chciałbym podziękować mambie, jako najwierniejszemu z moich komentatorów. Pisuje jako anonim a ja nie kojarzę tego nicka z żadnej strony, nie wiem więc kim jest. Ale widać czytuje mnie dzielnie, mimo iż uważa moje poglądy za herezje. Bardzo mu jestem wdzięczny, bo czasem wszak najlepiej wzrastamy duchowo w opozycji. A teraz chciałbym mu (jej?) odpowiedzieć notką, do której zainspirował mnie ostatni komentarz.

Zarzut sentymentalizmu i taniej emocjonalności w modlitwie jest mi znany bardzo dobrze. Kiedyś, jako oazowicz, słyszałem go niemal ciągle od wszystkich "bardziej dojrzałych" w wierze. I wiecie co? Wielu z nich nie ma już w kościele. A ja? Ja wróciłem.

Nie twierdzę, że oni absolutnie nie mieli racji. Nie mieli co najwyżej tolerancji, czy szerszego spojrzenia obejmującego różnorodność ludzkich serc. Dla nich mogły to być niepotrzebne rozproszenia, dla mnie było to ważne doświadczenie. I pozostało takim do dziś.

Zresztą brewiarz jest dla mnie bardzo trudną modlitwą. I to wcale nie tak, że zachwycam się tą jutrznią dla samej radochy pośpiewania w kościele. Wręcz przeciwnie. Mnie też ciężko wstać o 5:30 i potem jestem niewyspany. Na psalmach trudno mi się skupić, a chwila ciszy po czytaniach to raczej walka z sennością niż modlitwa. Ale jest to modlitwa, która przynosi owoce.

Na randkę z dziewczyną też nie zawsze mi się chce iść. Owszem, uwielbiam spędzać z nią czas. Ale czasem po prostu nie chce się tyłka ruszyć i wsiąść do pociągu. Albo deszcz leje i z domu się nie chce wyjść. Albo robimy coś, za czym ja nieszczególnie przepadam. Ale jej to sprawia radość i ja się wtedy tym cieszę. I na tym polegają emocje w tej miłości.

Te dwa dni rozpoczynane od jutrzni były dla mnie wspaniałe. Więcej energii, więcej radości życia, więcej Boga. Nie, nie mam poczucia że Jemu sprawiam radochę, ani nie czuję że się jakoś szczególnie poświęcam. Po prostu znalazłem sobie nowy sposób na okazanie Mu swojej miłości. Dziewczynie wysyłam smsy, dla Niego wstaję trochę wcześniej. I tyle. To naprawdę bardzo proste.

5 komentarzy:

  1. mamba08:52

    Jemu. Proszę bardzo ale i tak uważam że sobie tworzysz jakieś własne kanony wiary. To że ktoś kto cię krytykował odszedł z kościoła to nie znaczy że ty masz rację a oni nie.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja też nie rozumiem dlaczego uczucia mają być złe. Przecież to normalne że jak kogoś kocham to odczuwam radość i szczęście to dlaczego nie można tak kochać Boga?

    OdpowiedzUsuń
  3. Sentymentalizm, wiara.. dodajmy jeszcze wiedzę, poczucie obowiązku, cokolwiek…
    Być może każdy z nas odnajduje swoje życie z Bogiem gdzieś indziej, inaczej.
    Jeśli chodzi o mnie to ja zapomniałam o jednej z istotniejszych rzeczy, jeśli nie najistotniejszych.
    O miłości.
    Miłości do Niego, miłości do innych. Trudne, bardzo. Dla mnie niemal niewykonalne. Nie mówię tu o miłości do mojego dziecka, chociaż i tu czasem nie wychodzi.

    Kiedyś ktoś napisał gdzieś taki komentarz:
    „Nie wszyscy pojada do Afryki ludzi karmić. Często chodzi o to by po raz kolejny próbować nie krzyknąć, choć raz, kolejny raz na dziecko, czy to mało?”

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej, a gdzie twoje zdjęcie? Takie fajne było...

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy12:48

    >>mamba
    "własne kanony wiary"
    A dlaczego nie? Czy w kontaktach z kims kogo kochasz zachowujesz ie tak jak Ci inni (zalezy jeszcze kto) dyktuja czy tak jak podpowiada Ci Twoje sumienie i milosc?
    Jest roznica miedzy wiara a religia - kazda religia posiada swoje konony, czyli normy, mozna tez powiedziec dogmaty, ale co do osobistego stosunku do Boga, to niech kazdy szuka takiej drogi, jaka jest mu najblizsza i najsensowniejsza.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.