piątek, 19 marca 2010

Piekło istnieje naprawdę

Zawsze mi przykro, kiedy czytam tak kategoryczne słowa: Grzesznicy będą się smażyć w ogniu piekielnym po wsze czasy... Ale równie mi przykro czytać, że piekła nie ma, a Bóg i tak zbawi wszystkich.

Nikt z nas nie wie co zrobi Bóg. Możemy tylko wierzyć, ufać, mieć nadzieję - każdy po swojemu. Nie mamy monopolu na wiedzę o zamiarach Boga. Nawet papież go nie ma.

Mnie się taki obraz piekła nie zgadza z Bogiem Miłosiernym i Łaskawym. Nie umiem wierzyć w Boga, który pozwoliłby części swojego stworzenia tak cierpieć. Nie chcę wierzyć w takiego Boga, który miałby skazać część swoich dzieci na wieczne potępienie. Choćby nie wiem co uczynili.

Mój Bóg jest Wszechmocny. Piekło tak, jak jest odmalowane w artykule, byłoby Jego klęską. Bo jakaś część stworzenia miałaby się od Niego odwrócić, zaprzeć się Go bezpowrotnie. To też się nie zgadza. Fakt, dał nam wolną wolę, ale czy to znaczy, że jest wobec niej bezradny? Czy Bóg w ogóle może być wobec czegoś bezradny?

Gwoli ścisłości, nie jestem orędownikiem pustego piekła. Pisałem już o tym, ale przypomnę. Nadzieja powszechnego zbawienia postuluje, że piekło jest jak najbardziej realne i może być wieczne z ludzkiego punktu widzenia, tj, trwać wieki - ale nie nieskończenie długo. Że może być ostatecznym narzędziem w ręku Boga, żeby nas oczyścić i w ostateczności przyciągnąć do Siebie.

I proszę, nie przytaczajcie fragmentów Pisma Św. na poparcie wizji wiecznego potępienia. Jest ich równie dużo, co tych, które mówią o nieprzebranej łaskawości Boga. Tyle, że te ostatnie są może jakby mniej plastyczne...

Nie wiemy jakimi metodami Bóg działa. Jego drogi nie są naszymi drogami. Nie uzurpujmy sobie prawa do wypowiadania się w Jego imieniu. Nie stawiajmy Jemu naszych, ludzkich granic. Szkoda, że tak wielu katolików jest zachwyconych perspektywą "ukarania bezbożników". Tak się ma wyrażać chrześcijańska miłość bliźniego? Czy też raczej jest to niskie "a dobrze ci tak?"

Jestem z wykształcenia pedagogiem. Znam wartość tzw. metody kija i marchewki: nagrody i kary. Tyle tylko, że ta metoda sprawdza się wyłącznie wobec małych dzieci, niedojrzałych umysłów. Czemu mam wrażenie, że dziś Kościół właśnie w taki sposób chce nas traktować?

Pisałem niedawno o tym, jak zmienia się Boży język wobec nas w Starym i Nowym Testamencie - jak Bóg przyjmuje do wiadomości, że człowiek się rozwija, jak podnosi poprzeczkę. Teraz nie dostaniemy już nowego, uwspółcześnionego objawienia. Ale w czasach przedbiblijnych też przecież był z nami, to nie jest tak, że na Biblii Bóg się zaczyna i kończy...

Ja bym jednak skłaniał się do tego, że my zaczynamy wyrastać z epoki kija i marchewki. Że nie trzeba nas już straszyć. Sądzę, że konserwatyści w Kościele boją się tego kroku bo obawiają się zachowań z cyklu (dosłownie) "hulaj dusza, piekła nie ma." Tymczasem ja, jako zdeklarowany idealista, nie wierzę w to.

Wierzę, że człowiek jest już na tyle dojrzałym stworzeniem, że potrafi kochać bez strachu. Że więcej warta jest wiara i dobre uczynki wynikające z miłości, nie ze strachu. Bo przecież zgoda na zaakceptowanie powszechnego zbawienia nie oznacza że człowiek od razu rzuci się w odmęty grzechu licząc na to, że w ostatecznym rozrachunku i tak wszystko zostanie mu wybaczone. Może, tak jak ja, zachwycić się za to Bożą Miłością i zechcieć postępować tak, by On miał mu jak najmniej do wybaczania?

W przytoczonym przeze mnie blogu ciekawie wypowiada się niejaki felek: "tak się zastanawiam, jeśli umrę i spotkam Boga, to jak mógłbym wtedy nie wybaczyć wyrządzonych mi przez innych krzywd ? Jeśli ja im wybaczę, a oni wyznają skruchę, to w jaki sposób mogliby trafić do piekła ?" No właśnie. Ja tam wolę wierzyć, że niezbadane są wyroki Boskie i że u Boga nie ma nic niemożliwego.

1 komentarz:

  1. Anonimowy13:34

    człowiek wcale nie jest dojrzały a strach przed Bogiem pomaga w nawróceniu, to szacunek

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.