środa, 24 marca 2010

Kręte ścieżki powołania

Wyczytałem w Dzienniczku Św. Faustyny o takim zdarzeniu: Pewnego dnia Jezus nakazał jej, aby przez siedem dni nosiła włosiennicę. Poszła więc Faustyna do Matki Przełożonej i poprosiła o pozwolenie na umartwianie się. Nie dostała go. Zmartwiona, zwróciła się do Jezusa, a Ten powiedział jej, że pragnie jej posłuszeństwa, a nie umartwień. Hm... że jak, proszę? To po co to całe zamieszanie?

I tak Faustyna miała dobrze, bo Jezus czekał na nią od razu w korytarzu i wyjaśnił. A co z ludźmi, którzy latami starają się o to pozwolenie, albo nawet noszą tę swoją włosiennicę, a potem też usłyszą że to w ogóle nie o to chodziło?

Zresztą w świetle moich ostatnich rozważań, ja tego zupełnie nie pojmuję. Zawsze uważałem, że Bóg ma... no, specyficzne poczucie humoru. Z naszej perspektywy, naturalnie. No bo jest przecież wszechmocny i wszechwiedzący. Jak pisałem w poprzednim poście, będąc poza naszym czasem, dokładnie przecież wiedział jak zareaguje przełożona Faustyny i ona sama. To co niby sprawdzał?

A po co sprawdzał mnie? Też ganiałem w tej włosiennicy. Myślę że większość z nas ma takie doświadczenia na koncie. A potem się zastanawiamy, czy to myśmy schrzanili, czy taki był Jego plan od początku? I po co nam kazał, jeśli wiedział że spaprzemy?

Ciągle mi chodzi po głowie to pytanie, czy Bóg stworzył świat dla rozrywki. Heh! To ja ciekawy jestem co to za rozrywka, skoro jeszcze zanim Ewa spojrzała na to nieszczęsne jabłko, to On już znał dzień i godzinę w której bomby spadną na Hiroshimę...

Z drugiej strony, przejmować się aż tak bardzo chyba nie przejmuje. Bo inaczej musiałby chodzić po tych Niebieskich Drogach i powtarzać przy każdej okazji: No, wiedziałem że schrzani! A nie mówiłem?! (facepalm). O co więc w tym wszystkim chodzi?

Może On nie sprawdza dla siebie, tylko dla nas samych? Bo ze mną to oczywiste. Nie mogłem nie spaprać. Nie, nie dlatego że nie miałem takiej alternatywy. Tyle, że z moim charakterem, w tych konkretnych okolicznościach, w tym czasie i z tymi ludźmi - zwyczajnie nie mogłem postąpić inaczej. Ale zaczynając myślałem że podołam. Dla Niego...

I co teraz? Niby wiem, że dla Niego to żadne zaskoczenie więc i rozczarowany pewnie nie jest. Ale mnie głupio i źle. Z Jego strony, ufam że tak właśnie ułożył moje życie z tymi zakrętami i wybojami. Z własnej, ludzkiej perspektywy, liczę, że ma dla mnie jeszcze jakiś plan awaryjny. No wiecie, taki plan B, może i plan C albo D...

Żeby tylko liter w alfabecie wystarczyło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.